piątek, października 04, 2019

Moja minimalistyczna kosmetyczka


Kiedyś używałam ogromnej ilości kosmetyków. Pamiętacie mój wcześniejszy wpis na temat redukcji używanych mazideł do twarzy i ciała? Pisałam w nim, ile na tej redukcji zaoszczędziłam w ciągu roku. Jeśli nie, zerknijcie na wspomniany wpis: Redukcja kosmetyków, czyli jak zaoszczędzić spore pieniądze.

Może zastanawia Was fakt, dlaczego używałam aż tylu produktów? Na pewno nie bez winy były reklamy wmawiające, że osobny krem pod oczy, na noc, do stóp, rąk, itp, itd. są nam do życia po prostu niezbędne, a jeśli ich nie będziemy stosować, będziemy wyglądać gorzej niż najstraszliwsza czarownica. I mimo że ja nawet lubię czarownice 
😉, niekoniecznie chciałabym wyglądać jak jakaś Baba Jaga. 



Również nie bez winy pozostaje obecnie ogólnie przyjęty styl życia skupiający się na ciągłych zakupach. Masz zły humor? Idź na zakupy! Nie masz pomysłu co zrobić? Kup sobie coś! Kupuj ciągle kupuj, a będziesz szczęśliwy!

Kiedy byłam w ciąży i dostałam alergii na jeden z używanych przez siebie wtedy kosmetyków, najpierw się przeraziłam, a potem zaczęłam drążyć temat i... z przerażeniem stwierdziłam, że jakość używanych przeze mnie produktów (mimo że ich ceny do najniższych nie należały) pozostawiała wiele do życzenia. Następnie pojawiły się dzieci. Przeczytałam wtedy mnóstwo publikacji na temat kosmetyków, ekologii, zanieczyszczenia środowiska, minimalizmu, i WSZYSTKO się zmieniło.



MOJA KOSMETYCZKA:

Jak na ten moment wygląda moja kosmetyczka? Na początku wkleiłam link do swojego wcześniejszego artykułu, w którym napisałam Wam, czego już nie używam. Kiedyś pisałam też o tym, które kosmetyki, jakich używałam wcześniej, zastępuję naturalnymi produktami jednoskładnikowymi. Mam tu na myśli cztery zdrowe i wielofunkcyjne produkty: olej migdałowy, masło shea, olej kokosowy oraz żel aloesowy. Jeśli jesteście ciekawi, zerknijcie i na ten wpis: Bezpieczne kosmetyki jednoskładnikowe dla dziecka i dorosłych.

Czy całkowicie wyzbyłam się kupnych kosmetyków? Nie do końca. Stosuję ich jeszcze trochę, choć zdaję sobie sprawę, że mogłabym je jeszcze bardziej zredukować. Jednak na ten moment, czuję się zadowolona z efektu redukcji. Ale do sedna. Czego używam? Ciekawi? Poniżej przedstawiam Wam aktualną zawartość mojej kosmetyczki. 



Tonik

Przed aplikacją kremu, twarz zwilżam niewielką ilością toniku. Nanoszę go bezpośrednio na dłoń, żeby nie zużywać niepotrzebnie żadnego wacika. Stosuję naprzemiennie albo czystą wodę różaną bez żadnych dodatków (np. marki Your Natural Side), albo nawilżającą esencję z mleczkiem pszczelim od Polny Warkocz


Krem do twarzy

W zależności od pory roku stosuję jeden z trzech poniższych kremów. Od razu też zaznaczę jeszcze jedno: NIE UŻYWAM KREMU NA NOC. Co więcej, ja nie tylko nie stosuję kremu na noc, co po wieczornym demakijażu twarzy w ogóle nie aplikuję na cerę żadnego kremu. Być może jesteście w szoku. Ale wiecie co? Na początku moja cera rano była troszkę ściągnięta. Ale po jakimś tygodniu od zakończenia stosowania kremu na noc, skóra na twarzy była piękniejsza niż nigdy dotąd. Minęły miesiące, a ten stan się nadal utrzymuje. Dlaczego taki proceder? Po prostu doszłam do wniosku, że moja cera musi sobie kiedyś od tych kosmetyków w końcu odpocząć i się zregenerować używając do tego swoich naturalnych zdolności. A kiedy najlepiej, jak właśnie nie nocą? 😉

Jakie kremy stosuję natomiast w dzień? Zależy to trochę od pogody oraz pory roku. Oto moja lista:

* wiosna, pochmurne lato lub słoneczna jesień - arganowy krem do twarzy Nacomi 30+ na dzień z witaminą E.



* słoneczne lato - (jeśli się nie maluję) - Dermedic Baby Sunbrella mleczko ochronne dla dzieci SPF50 100 g. Jak pewnie się domyślacie, podbieram ten krem swoim dzieciom. 😉 No ale po co mam kupować osobny krem, skoro ten jest taki dobry i już jest kupiony?

* deszczowa jesień i zima - mazidło pszeniczne do cery suchej i dojrzałej od Polny Warkocz. O tym genialnym wręcz kremie pisałam na blogu już wcześniej. Poświęciłam mu cały osobny artykuł. Chętnych zapraszam do lektury: krem na zimę dla dziecka.


Maseczka do twarzy

Jest taki jeden produkt, który pokochałam i jak na razie nie mam zamiaru się z nim rozstawać. Jest to nawilżająca maseczka do twarzy Aqua Hydra Skin marki Nacomi. Maseczka jest w formie kremu i, co bardzo mi się podoba, nie trzeba jej zmywać z twarzy. Niczego nie brudzi, pięknie pachnie. To taki krem z funkcją WOW! Ale wiecie co? Zdradzę Wam pewną tajemnicę. Ja tego kosmetyku prawie nie używam jako maseczki. Jako że po redukcji kosmetyków, moja cera jest w naprawdę rewelacyjnym stanie, nie potrzebuję stosować aż tylu maseczek jak kiedyś. Kiedy więc używam tego rewelacyjnego produktu? Codziennie wieczorem nakładam jego niewielką ilość na skórę pod oczami po wcześniejszym demakijażu twarzy oczywiście.



Peeling

Stosuję sporadycznie, ale jeśli już to używam bardzo fajnego i delikatnego peelingu enzymatycznego do cery wrażliwej i naczynkowej Sylveco. Najczęściej stosuję go przed nałożeniem maseczki na całą twarz.



Podkład i puder

Mimo że odkąd stałam się mamą, maluję się coraz rzadziej, od czasu do czasu nakładam na twarz niewielką ilość podkładu lub/i jeśli moja cera się świeci, delikatnie przypudrowuję skórę pudrem mineralnym. Wybrane przeze mnie marki nie tylko są bardzo dobre jakościowo, ekologiczne ale i ekonomiczne. Jakich produktów używam?

organiczny podkład pod makijaż marki Avril (odcień Beige)




wykończeniowy puder mineralny od Ecoloré (odcień Fair)





Kolorówka

Tak jak wspomniałam powyżej, obecnie bardzo rzadko się maluję. Jednak kiedy to robię, to moimi must have są następujące produkty:

* róż do policzków bio marki Avril (odcień Rose Nacre)




* tusz do rzęs - jakikolwiek (nie posiadam jeszcze swojego faworyta). 
😉 Doradzicie jakiś fajny?
* żelowy korektor do brwi Delia Cosmetics kolor czarny (wiem, nie jest eko, ale tak bardzo go lubię no i wystarcza naprawdę na baaaaardzo długo).



* cienie do oczu - w sumie jakiekolwiek; nie mam swoich ulubionych, a używam ich sporadycznie

Włosy


Jeśli chodzi o pielęgnację moich włosów, nie będę się powtarzać, gdyż całkiem niedawno przygotowałam dla Was kompletny tekst na ten temat. Niech Was nie zmyli tytuł. Tekst jest dla wszystkich, nie tylko dla łysiejących mam po porodzie. Jest w nim wszystko począwszy od szczotek i grzebieni, a na produktach do pielęgnacji włosów kończąc. 😉Oto i on: Wypadanie włosów po porodzie.


Prysznic


Żel


Dążę do tego, żeby pod prysznicem mieć po prostu jakieś dobre mydło. Mniej wtedy będę generować plastiku. Jednak jak na razie zużywam po prostu zakupione wcześniej ekologiczne żele. Jeden jest marki Yope, a drugi Vianek.


Mleczko?

A gdzie mleczko pod prysznic? - zapytacie. Już nie używam. Teraz po prostu stosuję olejek ze słodkich migdałów aplikując go na wilgotną skórę ciała. Uwaga! Jeśli bym go aplikowała na suchą skórę, po jakimś czasie mogłoby to doprowadzić do jej wysuszenia. Oleje bowiem są emolientami (natłuszaczają), a nie humektantami (nie nawilżają).



Płyn do higieny intymnej?

Ale ale! Gdzie do jasnej ciasnej masz płyn do higieny intymnej?! - zapytacie. Nie mam! Jesteście w szoku? Ja też na początku byłam. Poczytajcie, dlaczego przestałam stosować tego rodzaju kosmetyki: 

Jakiś czas temu natknęłam się na następujący wpis "Mamy ginekolog", dzięki któremu przekonałam się do używania WODY zamiast płynu do higieny intymnej. I tak już pół roku. I wiecie co? I wszystko OK. ;-)  A oto fragment tego wpisu: "No i odwieczne pytanie – czym się „tam” myć? Ale zastanówmy się, czy to pytanie jest rzeczywiście odwieczne… czy wasze mamy w latach 80tych zastanawiały się czy kupić preparat X czy Y do higieny intymnej? Czy wasze babcie, wpadłyby w ogóle na pomysł, że taki preparat może kiedyś istnieć? Pewnie nie – i czy to znaczy, że chodziły brudne – lub jak reklamy wam mówią, miały notoryczne infekcje intymne. No nie. Do mycia powinniście przede wszystkim używać WODY! Krocze, srom i odbyt – możecie myć tym samym preparatem, którym myjecie resztę ciała. Pod warunkiem, że nie wprowadzacie tego preparatu do pochwy (...) Czy uważam, że nie powinno się stosować preparatów do higieny intymnej? To nie jest tak – jeżeli bardzo chcecie, możecie je używać. To jest mniej więcej tak jak z kremem pod oczy, czy to jest konieczny produkt – nie. Nic wam się nie stanie jeżeli krem do twarzy użyjecie również pod oczy. Ale część kobiet będzie się „lepiej czuła”, jeżeli na noc wklepie drogi krem pod oczy, inny na czoło a jeszcze inny na szyję. Jeżeli jesteście jedną z tych kobiet to super. Naprawdę nie ma nic przeciwko – ale pamiętajcie aby preparatu do higieny intymnej nie wprowadzać do pochwy oraz aby stosować go bardzo malutko. Do umycia sromu, krocza i odbytu wystarczy ilość płynu wielkości ziarenka grochu. Więc taki jeden przeciętnej wielkości pojemnik powinien wam starczyć mniej więcej na rok. Jeżeli co miesiąc, dwa musicie uzupełnić swoje zapasy płynu do higieny intymnej to znaczy, że używacie go za dużo. I dam sobie rękę obciąć – że macie infekcje intymne częściej niż wasza stosująca zwykłe mydło do całego ciała sąsiadka". 

Higiena jamy ustnej

O tym był już osobny wpis, więc nie chcąc się powtarzać, zapraszam do lektury: Ekologiczne mycie zębów. 


Krok po kroku 

Czyli, czego dokładnie i w jakiej kolejności używam rano i wieczorem:


RANO:

1. Przemywam twarz wodą. Wycieram ręcznikiem.
2. Nakładam na twarz jeden z wymienionych powyżej toników. Do aplikacji nie stosuję wacika. Używam albo atomizera albo niewielką ilość płynu wylewam bezpośrednio na dłoń, a potem wklepuję go w twarz.
3. Nakładam niewielką ilość kremu (inny w zależności od pory roku/pogody). Wszystkie trzy kremy wymieniłam wcześniej.
4. Nakładam niewielką ilość podkładu od Avril i wsmarowuję go w twarz.
5. Jeśli cera się błyszczy, nakładam minimalną ilość podkładu mineralnego od Ecoloré.
6. Jeśli jestem blada, aplikuję pędzelkiem troszkę różu do policzków od Avril.
7. Jeśli mam taką ochotę (i czas), maluję rzęsy maskarą i do tego muskam brwi żelowym korektorem od Delia.

I jeszcze jedna adnotacja:

8. Nie używam kupnych dezodorantów. Stosuję swój własny dezodorant na bazie oleju kokosowego i sody oczyszczonej. Tutaj znajdziecie przepis.


WIECZOREM:


1. Zwilżam wielorazowy wacik kosmetyczny z froty bambusowej od Wielorazówka.
2. Nalewam na wacik niewielką ilość oleju migdałowego. 

3. Przy pomocy takiego wacika zmywam cały makijaż i nieczystości z cery. Czasem potrzebne są dwa waciki dla dokładnego demakijażu.
4. Nakładam na twarz jeden z wymienionych powyżej toników. Do aplikacji nie stosuję wacika. Używam albo atomizera albo niewielką ilość płynu wylewam bezpośrednio na dłoń, a potem wklepuję go w twarz.

5. Pod oczy aplikuję nawilżającą maseczkę do twarzy od Nacomi. Czasem zamiast maseczki stosuję po prostu niewielką ilość masła shea. A czasem nic. 😉


Mało? Wystarczy!

I tyle. Nic więcej. Żadnych płynów micelarnych, mleczek do demakijażu, żelów. Tylko olejek ze słodkich migdałów. Ale, uwaga, olej może zapychać, jeśli ktoś ma cerę z tego typu tendencją. Ja mam cerę raczej suchą i bezproblemową jeśli chodzi o pory.

Jak widzicie, niewielu rzeczy używam obecnie, choć i te dałoby się jeszcze bardziej zredukować, choćby pod prysznicem. 

I wiecie co? Zauważyłam jeszcze jedną fajną rzecz. Wraz z redukcją kosmetyków oraz ze zwiększoną świadomością odnośnie tychże, stosuję mniejsze dawki wszystkiego (kremów, szamponów, żelów pod prysznic). W ten sposób wychodzi jeszcze ekonomiczniej, ekologicznej i bynajmniej nie mniej zdrowo dla mnie. Moja cera jest w super stanie. Przyjrzyjcie się swoim kosmetyczkom? Czy nie jest tam czegoś przypadkiem za dużo? 😉


A jakie są Wasze ulubione marki i kosmetyki? Czy w waszej kosmetyczce też króluje minimalizm?






Jeśli spodobał Ci się ten wpis i chcesz być na bieżąco z moimi działaniami i niczego nie przegapić:

- obserwuj mnie na Facebooku - Mama pod prąd FB

- zaglądaj do mnie na Instagramie - Mama pod prąd Instagram 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

• Za wszystkie komentarze z góry bardzo dziękuję :-)
• Obraźliwe komentarze będą usuwane

Copyright © 2016 Mama pod prąd , Blogger