środa, października 16, 2019

Żeńskie nazwy zawodów, czyli jak wychować pewne siebie dziewczynki

strażaczka, astronautka, prezydentka, kanclerka, pilotka i dyrygentka

Wpis ten rozpocznę fragmentem tekstu, który niedawno przeczytałam na fantastycznym blogu "Jak wychowywać dziewczynki"Autorka bloga przytacza następującą sytuację, a na końcu zadaje pewne pytanie. Zresztą przeczytajcie sami:

"Ojciec i syn mają wypadek samochodowy. Karetka wiezie ich do szpitala. Ojciec umiera. Chłopca biorą na salę operacyjną, jednak chirurg spogląda na niego i mówi „nie mogę go operować, to mój syn".

Jak to możliwe?

  • Co pomyśleliście, w pierwszym momencie?
  • Czy ktoś z Was był zdziwiony zaistniałą sytuacją?
  • Czy musieliście się trochę dłużej pogłowić, żeby znaleźć rozwiązanie tej enigmy?  

Wiecie co? JA TAK! Moja pierwsza myśl była taka: "Hmm. No rzeczywiście to trochę dziwne. Przecież tata zmarł". Dopiero chwilę potem mnie olśniło. "Rany! Chirurgiem jest przecież matka dziecka!".

No właśnie: chirurgiem, czy chirurżką?


Nie takie feminatywy straszne


Ha! Już widzę ten niesmak na twarzach niektórych z Was. Chirurżka?! Tego się przecież nawet wymówić nie da! Fakt. Chirurżka to dość trudne słowo, ale czy nie skomplikowane są też w wymowie "Chrząszcz brzmi w trzcinie w Szczebrzeszynie" albo "Wyindywidualizowałam się z rozentuzjazmowanego tłumu"? Skomplikowane. Jednak powodem tej trudności nie są tzw. feminatywy, czyli rzeczowniki rodzaju żeńskiego utworzone od form męskich, a fakt, że nasz język ojczysty jest po prostu niesamowicie zagmatwany fonetycznie. 

Jednak, mimo ewentualnych trudności fonetycznych, uważam, że stosowanie feminatywów 
w mowie i piśmie jest potrzebne. Dlaczego? Właśnie choćby z powodu, który wymieniłam na samym początku tego wpisu: żeby nasz umysł, który chcąc nie chcąc stosuje uproszczenia analizując świat, nie miał aż tak dużego pola do popisu i nadmiernie nie stereotypował.

Niech będą więc: 

chirurdzy i chirurżki
kierowcy i kierowczynie
psychologowie i psycholożki
pielęgniarze i pielęgniarki
strażacy i strażaczki
sekretarze i sekretarki
prezesi i prezeski
taksówkarze i tasówkarki
leśnicy i leśniczki
konduktorzy i konduktorki
prezydenci i prezydentki
czy też weterynarze i weterynarki

Psycholożka to nie loszka...


Moja jedna przyjaciółka powiedziała mi kiedyś, że dostaje białej gorączki, kiedy ktoś nazywa ją psycholożką. Słowo to kojarzy się jej bowiem... z loszką, a więc samicą świni. No cóż. Ja natomiast uważam, że o wiele dostojniej brzmi własna nazwa żeńska rzeczownika oznaczającego zawód, niż opcja dwuwyrazowa, czyli w przytoczonym przypadku "pan/pani psycholog".

źródło: hopaj.pl
Wolę powiedzieć lekarka niż pani lekarz, kierowczyni niż pani kierowca, strażaczka niż pani strażak. Mam też wrażenie, że sformułowania o konstrukcji "pani + nazwa zawodu w rodzaju męskim" sugerują, że kobieta zajmuje stanowisko docelowo przeznaczone dla mężczyzn. Nie bierze się to znikąd. Przecież przez setki lat tak po prostu był ułożony świat. Kobiety nie mogły się uczyć, pracować, ani głosować. Obecnie tego typu sytuacje są oczywiście nie do pomyślenia, jednak zwróćcie uwagę na to, że język zawsze zmienia się wolniej niż otaczająca go rzeczywistość.

I żebyście mnie źle nie zrozumieli. Ja nie jestem jakąś filologiczną oszołomką, która na siłę chce zmieniać nasz piękny język polski. Zdaję sobie sprawę, że język sam się przeobraża, choć dzieje się to powoli oraz, że żadne zmiany nie mogą być sztywno narzucane i forsowane za wszelką cenę. Świat ewoluuje. Kobiety są coraz bardziej pewne siebie i pracują praktycznie w każdym zawodzie. Nie powinno więc nas dziwić, że wiele z nich chce, aby zmiany w świecie zawodowym odzwierciedlone zostały również w języku. Podejrzewam też, że feminatywy prędzej czy później wejdą do standardu języka polskiego. Taki jest po prostu naturalny bieg rzeczy.


Męskie nazwy zawodów to... postulat feministek?

Ponadto, co pewnie wielu z Was zszokuje, okazuje się, że w polszczyźnie w latach 20. i 30. XX wieku żeńskie wersje zawodów były powszechnie wykorzystywane. Nikogo też one nie dziwiły. Przestano ich używać na skutek... protestów feministek (!), które postulowały nie tylko, aby kobiety były traktowane na równi z mężczyznami, ale i żeby były tak samo nazywane. 

Jak wspomniał Michał Rusinek w wywiadzie, którego udzielił dla Wysokich Obcasów 09.12.2018, "do męskich nazw zawodów i funkcji przyzwyczaił nas PRL. To wtedy próbowano pozbawić zawody płci, uznając, że kobiety i mężczyźni są równi. A przez to, że niemożliwa gramatycznie jest wersja zawodu w rodzaju nijakim, obowiązująca stała się forma męska"


Jednak mimo zaakceptowania postulatów dawnych feministek, ruchy feministyczne w XXI wieku zorientowały się, że nazwy feminatywne to część równouprawnienia i obecnie postulują powrót do ich używania.

Ale to przecież brzmi niepoważnie!


A czy komuś z Was nie wydaje się, że takie słowa, jak "ministerka" czy "prezydentka" nie tylko brzmią dziwnie, co po prostu przypominają zdrobnienia, a przez to mają wydźwięk co najmniej niepoważny? Podejrzewam, że niektórzy z Was odpowiedzą na to pytanie twierdząco. Sam Michał Rusinek stwierdził, że "rzeczywiście tak jest, że mamy poczucie, że forma męska jest podstawowa". Jednak zaraz dodaje: "Ale to kwestia przyzwyczajenia i osłuchania".

Moja wspomniana wcześniej przyjaciółka, po przeczytaniu pierwszej wersji tego tekstu, wysłała do 
mnie wiadomość ze sprostowaniem swojej opinii na temat słowa "psycholożka: "Nie do końca tak jest, że mnie psycholożka kojarzy się z lochą. To taki żart, który podkreśla trywialność, jaka idzie za tym słowem. Bowiem psycholożka kojarzy mi się z jakąś naiwną, niezbyt mądrą osóbką, a psycholog brzmi, że tak ujmę, bardziej dumnie. Pewnie racja, że może to być kwestia osłuchania, ale trudne to jest".

I tak moja koleżanka swoim sprostowaniem tylko potwierdziła moje przypuszczenia: obecnie żeńskie formy zawodów są postrzegane przez niektóre kobiety (i pewnie też mężczyzn) jako gorsze, głupsze, infantylne. A szkoda. Jednak wierzę w to, że im więcej kobiet będzie określać swój zawód używając do tego formy żeńskiej, tym normalniejsze nam się te słowa zaczną wydawać.

Męski świat nie dla kobiet...

Pan Michał Rusinek we wspomnianym wywiadzie słusznie stwierdził, że "porządek władzy został ustanowiony przez mężczyzn i dla mężczyzn. Dlatego mamy problem z takim sformułowaniem [sekretarka stanu, EBF]. To samo jest z „mężem zaufania”. Myślę, że język dopuści „sekretarkę stanu”, jeśli będziemy używać takiego określenia. Z „sekretarką” mamy taki problem, że jest w tym słowie pewna podrzędność i niesamodzielność".

Słowa dotyczące podrzędności i niesamodzielności w kontekście zawodu sekretarki dały mi do myślenia. Wiecie, dlaczego wydaje się nam, że w słowie sekretarka wyczuwa się podrzędność? Gdyż mamy wyryte w naszej podświadomości - tak, nawet podświadomości feministek - obraz szefa (mężczyzny) oraz jego sekretarki (często młodej, pięknej i nie koniecznie doświadczonej kobiety). Zresztą co ja będę dużo mówić. Wpiszcie sobie po prostu w Google "szef i sekretarka" albo "boss and secretary" i sami zobaczcie, jakie pojawią się Wam wyniki wyszukiwania. Żeby taki obraz przeszedł do lamusa, obawiam się, że potrzeba co najmniej kilku pokoleń.


wyniki wyszukiwania obrazu dla hasła "szef i sekretarka"
Tego typu uprzedmiotowienie kobiecych zawodów nie dotyczy jedynie sekretarki. Podobnie sprawa ma się z pielęgniarką, pilotką, strażaczką, czy też żołnierką. Ponownie wpiszcie sobie te słowa w wyszukiwarkę komputerową i zobaczycie, jakie obrazy wyświetlą się Wam na komputerze. Tak więc, nie tyle winne są tu feminatywy jako takie, co po prostu powszechna seksualizacja kobiet w naszym społeczeństwie. Figura seksownej pielęgniarki, żołnierki, czy też strażaczki bierze się stąd, że na kobietę cały czas patrzy się przez pryzmat jej cielesności, umniejszając jej intelekt. 


wyniki wyszukiwania dla słowa "pielęgniarka"

wyniki wyszukiwania dla słowa "strażaczka"
wyniki wyszukiwania dla słowa "żołnierka"

Pozwolę sobie tutaj zacytować jeszcze jeden fragment pochodzący z tego samego wywiadu przeprowadzonego z Michałem Rusinkiem. Dotyczy on właśnie zawodu sekretarki: "Kiedy byłem jeszcze sekretarzem Wisławy Szymborskiej, zadzwoniono do mnie z pewnej gazety w związku z Międzynarodowym Dniem Sekretarki. Gdy spytałem, dlaczego chcą rozmawiać ze mną, a nie z jakąś prawdziwą sekretarką, odpowiedziano mi, że ja jestem taki wyrazisty i rozmowa ze mną będzie poważniejsza niż z jakąś tam sekretarką. Bardzo mnie to rozbawiło, ale i zirytowało".


Steward albo pielęgniarz? Proszę bardzo!

Mój mąż jest z zawodu pielęgniarką. Cofnij. Pielęgniarzem. 😉 Kto z Was się uśmiechnął, czytając, że MÓJ MĄŻ JEST PIELĘGNIARKĄ? No właśnie. A dlaczego to niby wydało się Wam takie śmieszne? Przecież ten zawód jest zdominowany przez kobiety. Skoro nie wydaje Wam się zabawne, że kobieta wykonująca zawód strażaka nazywana jest panią strażak, skąd bierze się ten uśmieszek na naszych twarzach, kiedy mowa o panu pielęgniarce? 

Mój mąż dumnie mówi o sobie, że jest PIELĘGNIARKĄ. Nie uważa tego za żadną ujmę. I nie. Nigdy nie chciał studiować medycyny. Pielęgniarstwo to był jego wybór. Choć w Hiszpanii kwestia pielęgniarzy lub męskich salowych wygląda trochę inaczej niż w Polsce. Jest tam ich po prostu znacznie więcej niż u nas. Przyjęło się bowiem jako normę, że pacjentami płci męskiej na oddziałach szpitalnych zajmuje się męski personel (salowi oraz pielęgniarze). A wszystko dla zwiększenia komfortu osoby przebywającej w szpitalu.

Mój jeden kolega ze studiów jest natomiast... stewardem. Na moje pytanie, jak się czuje, kiedy ktoś go określa w ten sposób, odpowiedział mi: "Jest to określenie bez pejoratywnego znaczenia. Nie mam z nim problemu, jeśli ktoś tak mówi. Również można bezpłciowo mówić personel kabinowy albo personel pokładowy. Piloci i pilotki to natomiast personel kokpitowy". Mój kolega, który z racji wykonywanego zawodu zleciał praktycznie cały świat, powiedział mi jeszcze na przykład że: "Koreańczycy są na wskroś konserwatywni. Np. jeśli tam chłopak wykonuje zawód, który genderowo pasuje do kobiety, np. pielęgniarka, stewardesa, to nim gardzą".

Podobnie jak mój mąż, wspomniany kolega, jest tkliwy na punkcie konserwatywnego wrzucania zawodów do worów "damski" - "męski". Według nich społecznie dobrze jest postrzegane, jeśli kobieta wykonuje tzw. miękką pracę, w którą jest wpisane uśmiechanie się i bycie uległym. Jeśli kobieta natomiast podejmuje zawód społecznie przypisany mężczyznom, zaczynają się problemy.

Z kolei na moje pytanie, jak to jest z kobietami pilotkami, mój kolega steward odpowiedział: "Ja z dziewczynami w kokpicie lubię latać, bo jest zawsze super współpraca. Ale widać na przykład po twarzach ludzi w kabinie pewną konsternację, kiedy po boardingu one zaczynają się przedstawiać przez głośniki. Ale w drugą stronę to też tak dziwnie działa, bo jeśli np. mówię na koniec zapowiedź o przesiadkach i kto do którego wyjścia ma iść na kolejny rejs, to wielokrotnie miałem sytuacje, że kiedy przechodziłem potem przez kabinę, ludzie dopytywali się o numer wyjścia na kolejny rejs słowami, że "pan pilot mówił o takim a takim rejsie, a ja nie dosłyszałem/am i czy może mi pan powtórzyć?". Czyli do tej pory jest to silnie zapisane w głowach ludzi, że to samiec prowadzi samolot, a samica daje tę przysłowiową kawę 
😉".

Żeby Wam jeszcze lepiej nakreślić ten patriarchalny stereotyp pilot vs. stewardesa, spójrzcie na zdjęcie Barbie i Kena poniżej oraz na ich opis. Co się w nim nie zgadza? Widzicie?




No właśnie. Powyżej przedstawione lalki firmy Mattel to Barbie PILOTKA i Ken STEWARD, a nie na odwrót...


Brak feminatywów wyklucza kobiety?


Nie uważacie, że jeśli w danym języku nie stosujemy żeńskich nazw zawodów i na przykład na kobietę wykonującą zawód astronauty lub prezydenta mówimy pani astronauta lub pani prezydent, zamiast właśnie astronautka lub prezydentka, to myślimy wówczas automatycznie, że obecność kobiety na danym polu, w danej dziedzinie jest czymś dziwnym?

Wiecie co? Ja na własnej skórze to odczułam. Do dziś pamiętam, że kiedy byłam mała, myślałam, że kobiety nie mogą prowadzić autobusów ani taksówek. Paranoja! - pomyślicie. Skąd mi coś takiego przyszło do głowy? Już Wam tłumaczę. To nawet nie chodzi o to, że ja nigdy jako mała dziewczynka nie zobaczyłam żadnej innej kobiety wykonującej któryś z tych zawodów. Wydaje mi się, że decydujący tu był po prostu fakt, że ja nigdy nie usłyszałam ani słowa "kierowczyni" ani "taksówkarka". Tak więc wniosek, który wysnułam samodzielnie, był następujący: kobiety nie mogą prowadzić wspomnianych pojazdów. 


Plakat zachęcający do zatrudnienia się w MPK w Krakowie jako kierowca autobusu.
Mimo że na plakacie widzimy kobietę za kierownicę,
w ogłoszeniu użyto jedynie formy męskiej wyżej wymienionego zawodu.

Podejrzewam natomiast, że myślałabym inaczej, gdyby takie słowa jak kierowczyni czy taksówkarka gdzieś mimo wszystko obiłyby mi się o uszy. W książce, rozmowie, radiu, telewizji. Gdziekolwiek. Wiecie, wtedy w mojej młodej dziewczęcej głowie, ziarnko niepewności z pewnością zostałoby zasiane. No bo skoro istnieje słowo "kierowczyni" albo "astronautka", to znaczy, że przynajmniej jedna kobieta kiedyś ten zawód wykonywała, co nie? Zadaniem języka jest bowiem opisywanie otaczającej nas rzeczywistości. Jeśli istnieje jakieś słowo, to raczej nie bierze się ono znikąd.


Ach ten męski Strażak Sam!

Każdy z Was zna chyba bajkę dla dzieci po tytułem "Strażak Sam". Oprócz tytułowego strażaka Sama, czyli Samuela Peytona, w tym serialu animowanym występuje też postać strażaczki, Penny Morris, choć na próżno szukać jej wizerunku na jakimkolwiek produkcie reklamującym wspomnianą kreskówkę. W sklepach mamy pod dostatkiem kołder, zeszytów, jogurtów, tornistrów, a nawet plastrów z wizerunkiem strażaka Sama, lecz jak na razie nie znalazłam jeszcze niczego przedstawiającego strażaczkę Penny. Na otarcie łez pozostaje nam księżniczka (a jakże mogło być inaczej!) Elsa z "Krainy lodu".



Może pomyślicie sobie, że ja wymyślam problemy, których tak naprawdę nie ma. Czyżby? Chyba nie do końca. Posłuchajcie choćby, jaka decyzja została niedawno podjęta w Lincolnshire, UK. Komendant tamtejszej straży pożarnej, Les Britzman, zapowiedział, że strażacy przestaną korzystać z postaci bohatera kreskówki "Strażaka Sama" w materiałach promocyjnych, ponieważ postać ta jest "przestarzała", a nazwa kreskówki "za mało inkluzywna". Według komendanta, do określania Sama powinno używać się słowa "firefighter" zamiast "fireman" (ta druga nazwa zawiera słowo "man" - mężczyzna, a więc sugeruje, że praca w straży jest zarezerwowana dla mężczyzn, co jest nieprawdą).

W Anglii jedynie 5,2 proc. strażaków to kobiety (w Polsce około 8%). Mało, prawda? Między innymi dlatego szef wspomnianej przeze mnie jednostki straży pożarnej sugerując, że popularny program dla dzieci, mógł nawet doprowadzić do zmniejszenia liczby kobiet chcących przystąpić do służby, zmienił maskotkę strażaka Sama na trzy inne maskotki - dwie męskie: Freddy i Filbert i jedną żeńską: Penelope.



"Kosmonautka", "Strażaczka" i "Agentka" autorstwa Piotra Wawrzeniuka


Jak przyzwyczaić dzieci do używania żeńskich form zawodów od najmłodszych lat? Nie będę tutaj chyba zbyt oryginalna. Jak zwykle w trudnych i ważnych sytuacjach, zaproponuję Wam w tym celu sięgnąć po... mądrą książkę. 

W naszej domowej biblioteczce dumnie prezentują się trzy wspaniałe książeczki autorstwa Piotra Wawrzeniuka. Razem tworzą one jedną serię. Mowa "Kosmonautce", "Strażaczce" oraz "Agentce" z serii PILOTKA opublikowanych przez wydawnictwo Poławiacze Pereł. 




Książeczki te są chyba jeszcze mało znane, a szkoda. Dzięki nim od najmłodszych lat możemy oswajać nasze dzieci z tym, żeby żeńskie formy zawodów były dla nich naturalne. Wspomniane książeczki nie tylko przyzwyczajają nasze dzieci oraz nas samych do feminatywów. One również pokazują naszym synom i córkom, że wymienione w nich zawody może wykonywać mama! 

Każda z trzech wymienionych pozycji została ponadto wspaniale zilustrowana przez Dorotę Wojciechowską. Jej rysunki bynajmniej nie są infantylne, a dzięki temu nawet osoba dorosła może czerpać prawdziwą radość z lektury. Co więcej, na każdej z tych trzech książeczek pojawiła się adnotacja, że są one przeznaczone dla dzieci w wieku 3+ (3-103!). 😉 

Do tego te niesamowicie inteligentne i przewrotne wierszyki opisujące zawody wykonywane oczywiście przez kobiety. Mówię Wam - językowy majstersztyk! No i na dodatek konsultację językową w każdej z książeczek przeprowadził sam prof. Mirosław Bańko (!). 

Zamiast opisywać Wam ochy i achy dotyczące tych pozycji, może po prostu sami przeczytajcie po jednym opisie zawodu pochodzącym z każdej z książeczek. Po ich lekturze podejrzewam, że wszyscy przyznacie mi rację, że opisy tychże zawodów są po prostu REWELACYJNE! 😊


"Moja mama jest inżynierką. 
Pracuje nad projektami samochodów. 
Jest prostolinijna i nie lubi przekrętów".



"Moja mama jest dyrygentką.
Kieruje orkiestrą w filharmonii,
a w domu gra pierwsze skrzypce.
Urlop spędzamy w kameralnym gronie nad morzem,
bo mama nie lubi cymbałów".


"Moja mama jest geolożką wiertniczą.
Pracuje na morskiej platformie.
Gdy mama wraca, zgłębiamy świat bajek spod oliwnego drzewa,
odkrywając niewyczerpane zasoby przygód".



I jeszcze tytułem podsumowania całego cyklu, dodam że wymienione zawody we wszystkich trzech książeczkach są czasem naprawdę zaskakujące. Zobaczcie sami:

"Kosmonautka": architektka, inżynierka, kosmonautka, pastorka, pilotka, prezydentka, arcymistrzyni szachowa, chemiczka, generałka, mistrzyni Formuły 1, neurochirurżka, prezeska banku.

"Strażaczka": cukierniczka, dyrygentka, elektryczka, fotografka, grabarka, himalaistka, informatyczka, konduktorka, ogrodniczka, reżyserka teatralna, strażaczka, rzeźbiarka.

"Agentka": agentka, geolożka wiertnicza, hydrauliczka, kaskaderka, kustoszka, leśniczka, matematyczka, perkusistka, taksówkarka, weterynarka, zegarmistrzyni, złotniczka. 

Łamcie patriarchalne spojrzenie na język


Świat się zmienia. Kobiety imają się coraz to większej ilości zawodów. I świetnie! Podejmują pracę nawet w zawodach dotychczasowo zdominowanych przez mężczyzn (celowo nie piszę "męskich").

Edukując nasze dzieci, starajmy się unikać uczenia ich patriarchalnego spojrzenia na język. Wiem, że to jest trudne. Przecież my, dorośli, zostaliśmy wychowani w patriarchacie. Ale, wydaje mi się, że warto łamać skostniałe formy językowe i dzięki temu pokazywać przyszłym pokoleniom, że kobiety mogą pracować w każdym zawodzie, jeśli tylko tego pragną. Nie muszą się też tego obawiać. Nie będą żadnymi dziwolągami.

Kiedy jakiś feminatyw nie będzie chciał nam przejść przez gardło, zastanówmy się, dlaczego mężczyźni wykonujący zawody zdominowane przez kobiety, nie chcą, by używano wobec nich form ogólnie przyjętych, t.j. żeńskich. Dlaczego nie ma mężczyzn pielęgniarek, tylko są pielęgniarze? Dlaczego nie ma mężczyzn stewardess, tylko są stewardzi? Tutaj język potrafił się nagiąć bardzo szybko. Dlaczego nie działa to też w drugą stronę?

Polszczyzna ma naprawdę spektrum możliwości. Używajmy ich więc! Podobno w XIX wieku synonimem skrzypaczki było "skrzypicielka". Czyż to nie piękne? 😉




A czy Wam podobają się feminatywy? Czy stosujecie je na co dzień?









Jeśli spodobał Ci się ten wpis i chcesz być na bieżąco z moimi działaniami i niczego nie przegapić:

- obserwuj mnie na Facebooku - Mama pod prąd FB

- zaglądaj do mnie na Instagramie - Mama pod prąd Instagram 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

• Za wszystkie komentarze z góry bardzo dziękuję :-)
• Obraźliwe komentarze będą usuwane

Copyright © 2016 Mama pod prąd , Blogger