sobota, października 21, 2017

Grzeczny jest???

Chyba każdy początkujący rodzic w pierwszych miesiącach życia swojego dziecka minimum kilkadziesiąt jeśli nie setki razy usłyszał pytanie, czy jego dziecko jest grzeczne. Mnie pytały się o to: sąsiadki, sprzedawczynie w sklepie, pielęgniarki w ośrodku, a nawet niektóre koleżanki... Wszystkich wydaje się to niesamowicie intrygować. Mnie natomiast, denerwować, bo ich pytanie jest po prostu nielogiczne. Dlaczego?

Jak to mój zwykł mówić mój Tata, żeby wiedzieć o czym mówimy, należy zacząć od definicji. Proszę bardzo: według słownika języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego, grzeczny to znaczy: «dobrze wychowany; o dzieciach też: posłuszny i spokojny».

DOBRZE WYCHOWANY

Hmmm... Jak ktoś dosłownie nowonarodzony może być dobrze wychowany? Niby kiedy? W macicy miał się wychować? Miał tam może uczęszczać na jakieś zajęcia dla młodych płodów? Noworodek nie może być ani dobrze, ani źle wychowany. Dziecko dopiero z wiekiem powoli przygotowuje się do życia w konkretnej kulturze, w danym społeczeństwie. Na pewno nie dzieje się to od razu po jego narodzinach.

POSŁUSZNY

No i jak niby taki noworodek może być też posłuszny?  Posłuszny, czyli, znów według definicji: «wypełniający czyjeś rozkazy» lub «poddający się czyjemuś działaniu lub podlegający czyjejś woli». Jak taki kilkukilogramowy mini człowieczek może wypełniać rozkazy rodziców? On nawet jeszcze nie wie, co to takiego rodzice. Nie wie, co to świat. Nie wie nawet, kim jest. Właśnie się urodził i tak naprawdę prawie nic nie wie. Wie jedynie, że trzeba ssać pierś i wie, kiedy jest mu źle (np. jest zimno/gorąco/jest głodny/ma mokrą pieluchę), lub kiedy coś go przestraszy. Wtedy płacze, bo to jest jedyna forma komunikacji, jaką posiada. Niemowlęta nie są bowiem jak Stewie z serialu "Family Guy" ("Głowa rodziny"), który mówi jak dorosły (choć, to prawda, jego głos rozumieją jedynie pies Brian i niektóre postacie poboczne). ;-)

SPOKOJNY

No i ostatnie słowo kryjące się pod znaczeniem tajemniczego słowa "grzeczny": czyli spokojny, które to słowo oznacza (znów według tego samego słownika) «niedoznający i niepokazujący silnych uczuć», «pełen ciszy, spokoju», «upływający w zgodzie, bez kłopotów», «przebiegający bez większych emocji» oraz «umiarkowany, nierzucający się w oczy». Hmmm... Noworodek niedoznający silnych uczuć? Niemowlę pełne ciszy? Dziecko nie okazujące większych emocji? To jest po prostu NIEMOŻLIWE! No chyba że dziecko jest chore albo (przepraszam za porównanie) martwe...

Czyli, szanowne sąsiadki i sprzedawczynie w sklepie, pielęgniarki w ośrodku, drogie koleżanki i rodzino, moje dziecko tak samo jak każde inne dziecko na tym świecie NIE jest grzeczne. Dzidziuś, jak to super napisano w "Księdze dźwięków", którą opisałam wcześniej na blogu tutaj, robi łeee łeee.



Ewolucja vs. XXI wiek

Dlaczego tak się dzieje? Według mnie należy popatrzeć na wszystko z perspektywy dziecka, które właśnie przyszło na świat. To dziecko nie wie, że będzie żyło w Polsce w XXI wieku, w bezpiecznym domu czy mieszkaniu, że nie będą na niego czyhały drapieżne zwierzęta, które podczas nawet najkrótszej nieobecności matki mogłyby go zjeść. Przecież setki tysięcy lat ewolucji od neandertalczyka do współczesnego homo sapiens musiały pozostawić swoje piętno. Bezpieczeństwo nowonarodzonych dzieci to z punku widzenia ewolucji człowieka raczej nowość. Organizm ludzki nie został jeszcze tak przeprogramowany, żeby noworodek wiedział, że nie grozi mu śmierć, kiedy mama zniknie mu na chwilę z oczu. Więc kiedy nie ma mamy, trzeba krzyczeć wniebogłosy, żeby jak najszybciej wróciła i dalej chroniła go przed tym drapieżnym, niebezpiecznym i niezrozumiałym światem.

Po spojrzeniu jeszcze bliżej z perspektywy noworodka na ten cały świat rysuje nam się następujący obraz. Dotychczas ten malec mieszkał w bardzo małej przestrzeni, gdzie było bardzo ciepło, ciemno, głośno i oczywiście mokro. I nagle przestrzeń staje się ogromna, jest znacznie zimniej, jaśniej, ciszej no i jest sucho. Dosłownie wszystko się zmienia... za wyjątkiem głosu mamy, jej bicia serca i jej zapachu. To jest jedyna znajoma rzecz z dotychczasowego życia takiego bobasa. A wiadomo, że to co nowe i niezrozumiałe budzi lęk. Nie powinno więc nas dziwić, że noworodek płacze. Wszystko jest takie straszne i niezrozumiałe. No a kiedy dodatkowo mama zniknie z zasięgu wzroku, dźwięku i węchu to już jest dla takiego malca dosłownie koniec świata. No i co? Łeeeeeeee!!!



Jean Liedloff, amerykańska pisarka, znana ze swojej książki zatytułowanej „The Continuum Concept” („W głębi kontinuum”), zwraca uwagę na jeszcze jedną ważną rzecz: niemowlę nie posiada świadomości czasu. Kiedy to zrozumiemy, jego płacz wydaje się bardziej logiczny i nie denerwuje nas tak jak wcześniej. No OK. Tylko czasami nie denerwuje, nie zawsze. ;-)

Niemowlę żyje chwilą obecną, która trwa wiecznie. Dziecko w objęciach matki jest w stanie błogości; wyjęte z tych ramion wpada w otchłań tęsknoty w pustym, ponurym wszechświecie. (...) Na tym wczesnym etapie wymagania dziecka są dość sprecyzowane. (...) Jeśli jest mu źle, nie może mieć nadziei na to, że później będzie mu dobrze. Nie może wiedzieć, że "mamusia zaraz wróci", kiedy ta go opuszcza; cały świat staje się nagle nieprzyjazny, sytuacja jest nie do zniesienia. Niemowlę słyszy i akceptuje swój płacz. (...) Czuje, że jest to działanie, które ma spowodować poprawę sytuacji. Jeśli jednak niemowlę płacze zbyt długo i jeśli reakcja, którą płacz ma wywołać, nie następuje, również to poczucie znika, a dziecko pogrążą się w rozpaczy poza czasem i nadzieją. Gdy zjawia się matka, dziecku po prostu robi się dobrze. (...) Nadchodzi ratunek, a otoczenie znów spełnia jego oczekiwania".


Jest jeszcze jeden bardzo ważny powód tłumaczący, dlaczego niemowlę płacze. Otóż ono nie potrafi mówić w języku dorosłych! Dlatego też, kiedy coś jest nie tak (brudna pielucha, pusty żołądek, nuda, gorąco, zimno, za cicho, za głośno, za jasno, za ciemno, za twardy materac, uwierająca metka w ubraniu, lub coś po prostu je przestraszyło), takie dziecko zrobi jedyną rzecz, jaką potrafi, aby wyrazić swoje niezadowolenie: zacznie płakać.

Jak można wytrzymać płacz dziecka? A jest go na prawdę bardzo dużo (mimo że nie mówi się o tym głośno, czasem nawet koleżanka koleżance tego nie wyjawi, nie mówiąc już o mediach społecznościowych typu Facebook, gdzie na pewno nie zobaczy się zdjęć płaczącego dziecka, a jedynie takie, na których dziecko się uśmiecha). 


Zdjęcie NIE nadające się na Facebooka ;-)

Zdjęcie nadające się na Facebooka :-)

Nie mam zamiaru ukrywać. Wytrzymanie płaczu dziecka jest cholernie trudne.  I już nawet nie chodzi o ból głowy, ale po prostu zwyczajną ludzką niemoc. Co mi pomogło? Na pewno w pewnym sensie hormony (zwiększyła mi się wytrzymałość i ogólnie cierpliwość). Pomogła mi też wizualizacja perspektywy dziecka, którą opisałam przed chwilą oraz po prostu zaakceptowanie, że tak musi być i nawet gdybym była najlepszą mamą na świecie, moje dziecko i tak by płakało (no chyba że bym mu wyrwała język). 

Co mi absolutnie nie pomogło i w pierwszym miesiącu po porodzie doprowadziło prawie do załamania nerwowego? Przeczytałam gdzieś w czeluściach Internetu, że jeśli niemowlę intensywnie płacze, obumierają mu neurony w mózgu i już nigdy się nie odrodzą. Pamiętacie serial "Było sobie życie" opowiadający o ludzkim ciele? Neurony w tym serialu zostały przedstawione jako bardzo szybko biegające sympatyczne niebieskie ludziki.

Neurony z serialu "Było sobie życie"


Neurony z serialu "Było sobie życie"

Więc ja za każdym razem, kiedy mój syn zaczynał płakać, z przerażeniem wyobrażałam sobie te niebieskie neurony w jego mózgu padające jak muchy. Jak się potem okazało, nie doczytałam informacji o neuronach i płaczu do końca, a okazuje się, że chodzi jedynie o długotrwały płacz, na który się nie reaguje, oraz o uszkodzenia połączeń neuronowych z niego wynikłych: 

"Jeśli człowiek jest pod wpływem dużego stresu (a wielogodzinne płakanie dziecka, jest dokładnie taką sytuacją), połączenia neuronowe zostają uszkodzone. Niszczone są synapsy, a jest to szczególnie niebezpieczne, w przypadku młodego, dopiero wykształcającego się umysłu. Podczas takich sytuacji wytwarzany jest hormon kortyzol. Jeśli jest go zbyt dużo, niszczy on wiele neuronów. Podczas pierwszego roku życia, rozmiar mózgu zwiększa się trzykrotnie. Kto wie, jakie połączenia mogą się nigdy nie utworzyć albo zostać całkowicie wymazane, z powodu „zwykłego wypłakiwania się”?" (całość artykułu tutaj).

Jak to trafnie opisała cytowana wcześniej Jean Liedloff "spośród wszystkich doświadczeń przodków dziecka żadne z nich nie przygotowało go na to, że będzie zostawione samo we śnie lub na jawie, ani tym bardziej, że zostanie pozostawione, by się wypłakało". Czyli technika wypłakiwania się znana z czasów mojego dzieciństwa w końcu została podważona (i dobrze!). 

Dlaczego stosowano tę metodę? Żeby dziecka nie rozpieścić i nie zepsuć. Mayim Bialik, doktor neurobiologii i aktorka znana między innymi jako Amy Farrah Fowler z serialu "Big Bang Theory" ("Teorii wielkiego podrywu") w swojej książce "Nie tylko chusta. Rodzicielstwo bliskości w praktyce" świetnie wytłumaczyła, że chęć czegoś u niemowlęcia nie oznacza wymuszania tego czegoś na nas, nie jest to też żaden szantaż emocjonalny ze strony dziecka, a jedynie fizyczna lub emocjonalna potrzeba czegoś

"Dla noworodka nie istnieje coś takiego jak plan. W pierwszych miesiącach życia niemowlęta nie potrafią rozróżnić dnia od nocy i za cholerę ich nie obchodzi, że jesteś zmęczona, marudna, że zbliża ci się okres i że nie możesz się pozbierać po najnowszym rozstaniu w twoim ulubionym serialu. Czy cokolwiek innego. Nie istnieje dla nich plan, bo go nie potrzebują. W pierwszym roku życia - albo i dłużej - ich pragnienia są zarazem ich potrzebami. To znaczy, że jeśli chcą piersi, to jej potrzebują. Jeśli chcą spać, to snu potrzebują. I jeśli chcą być noszone, to tego potrzebują. Brzmi to zniechęcająco i faktycznie nie jest łatwe. Ale ma to zarazem duży sens i moim zdaniem oszczędzisz sobie nerwów, jeśli spróbujesz pójść na to i zobaczyć rezultaty".

Łeee i jak przy tym nie zwariować



Jeśli dziecko płacze, a zaspokoiliście jego podstawowe potrzeby czyli: nie jest głodne ani spragnione, ma czystą pieluchę, nie jest mu zimno ani za gorąco, jest w waszych ramionach, więc nie czuje się samotne, można próbować standardowych oraz mniej standardowych technik uspokajania. Czasem nic nie działa, ale warto próbować, bo zdarza się, że coś dziecko jest jednak w stanie uspokoić. Pewnie ile dzieci i rodziców to tyle technik. Poniżej opiszę Wam, co nam pomagało:
  • dźwięki typu "biały szum", np. suszarka, pralka, odkurzacz, prysznic, lub po prostu nagrany dźwięk tego typu dostępny choćby na Youtubie (takie dźwięki są pomocne przede wszystkim w okresie noworodkowym) albo (wersja droższa) miś szumiś;
  • muzyka klasyczna albo muzyka, która była puszczana dziecku, kiedy dziecko było jeszcze w brzuchu;
  • nasz hit ostatnich tygodni: kompozycja "The King" autorstwa Tonyego Andersona; Sebastian bez względu na to jak bardzo by nie płakał, od razu się ucisza, kiedy puszczamy mu tę melodię.
  • nosidełko mei tai (bo my takie mamy), ale normalna chusta albo inne dziecięce nosidełko też powinno zdać egzamin. Dzieci lubią ruch w takim nosidełku, więc dobrze jest wtedy chodzić z dzieckiem, albo na przykład bujać biodrami na boki - w podobny sposób dziecko ruszało się w łonie matki.
  • lustro - kiedy dziecko już dość dobrze widzi (powyżej dwóch miesięcy), można dość łatwo je uspokoić pokazując mu jego odbicie w lustrze. 
  • balkon - przez okres około miesiąca (kiedy było cieplej) na naszego synka wieczorami, kiedy był zmęczony, ale nie mógł jeszcze spać, działało wyjście z mieszkania na balkon i położenie się z nim na fotelu.
  • "kokon" - ta metoda działa przede wszystkim na noworodki. Chodzi o bardzo mocne owinięcie dziecka kocem. Dziecko czuje się wtedy bezpieczniejsze, możliwe nawet, że przypomina mu się życie płodowe (bo miał wtedy ciasno) plus znikają mu z oczu jego ręce i nogi ruszające się w sposób niekontrolowany, co może go czasem stresować.
  • termofor - ta metoda też jest dobra przede wszystkim przy noworodkach - kiedy wydaje Wam się, że dziecko płacze, bo boli je brzuch, połóżcie mu na brzuchu na przykład nagrzany mały termofor z pestek wiśni. Ciepło powinno ukoić ewentualny ból.
  • dotyk brwi i nosa - na naszego syna działa uspokajająco delikatne dotykanie jego brwi (w kierunku od nosa) i nosa (w kierunku z góry na dół). Zamyka on wtedy oczy i oddycha spokojniej.
  • jazda samochodem - metoda, kiedy wszystko inne zawodzi. Bardzo często dzieci zasypiają niemal od razu w foteliku samochodowym podczas podróży autem. Jeśli dziecko intensywnie płacze, a wy już jesteście na skraju wytrzymałości, możecie pojechać na krótką przejażdżkę samochodem (nawet po waszym osiedlu ;-)).
  • spacer - jeśli nie macie możliwości pojechać z dzieckiem autem, a jest jeszcze dzień i nie ma burzy śnieżnej, ani ulewy, możecie równie dobrze wybrać się z dzieckiem na spacer (albo w wózku, albo w chuście lub nosidełku). Dzieci zwykle wtedy nie płaczą i często szybko usypiają.
  • dziwne dźwięki - np. mlaskanie, odgłos a la koń, Indianina, lub jakikolwiek inny jaki Wam przyjdzie na myśl.
  • pokazywanie dziecku ruchomych rzeczy (np. akwarium, wahadła w zegarze, albo jakiejś ruchomej zabawki - my np. mamy ruchomego Gremlina Gizmo).


Techniki, które się NIE sprawdziły:
  • kąpiel (choć wielu znajomych mówiło, że u nich ta metoda się sprawdziła), u nas co prawda w kąpieli syn był spokojny, ale po kąpieli zawsze płakał.
  • krzyczenie wraz z dzieckiem, żeby je przekrzyczeć. Pomysł podsunął mi serial Family Guy. Nie zadziałało. ;-)

Płacz niemowląt rozszyfrowany!

Prawie w każdej książce na temat macierzyństwa, jaką przeczytałam, było napisane, że matka po jakimś czasie potrafi poprawnie zinterpretować płacz swojego dziecka i wie, czy w tym momencie chodzi o głód, brudną pieluchę czy na przykład o przytulenie. Nie uważam się za złą matkę, ale niestety mimo moich usilnych starań, zdolności interpretowania płaczu swojego dziecka nie nabyłam. Ale to nic! Na szczęście powstał już słownik interpretujący płacz dzieci. Opisał go w jednym ze swoich felietonów na łamach magazynu "Zwierciadło" nie kto inny jak młody tata, Maciej Stuhr:

"Dziecko czasami postękuje, czasami popłakuje, czasem słodko kwili, czasem wręcz płacze, a czasem po prostu ordynarnie drze ryj. Różne te reakcje wiążą się z różnymi komunikatami. Poza tym dziecko próbuje porozumiewać się z nami za pomocą gestów, ruchów, spojrzeń, grymasów, a w końcu okrzyków, zawołań, gulgań, onopmatopei, gaworzeń, etc. Przejdźmy więc do konkretów (...)

Mim-pściu - "Puśćcie jakąś muzyczkę".
Gu-gu-lła - "Tylko nie Zenka Martyniuka".
Łulla - "OK. Może być Adele".
Bilbffś w połączeniu z mocnymi wymachami kończyn oznacza "Gdzie do jasnej ciasnej jest mój smoczek?". Co prawda to tylko siedem liter, a tłumaczenie dość obszerne, ale nie należy się temu dziwić. Samo bilbffś znaczy "do jasnej ciasnej", reszta zdania wynika z energicznego machania rączkami i nóżkami, ale tylko w sposób równoległy. To samo słowo połączone z machaniem naprzemiennym tłumaczymy: "Dajcie wy mi wszyscy święty spokój". (...)
Ułu łe je mmm ułe bzii ai ja psi - "Nuda".
Fścia no ga sia fff glua - "Szkoda, że Nogasia nie ma już w Trójce". 

Oprócz dokładnych tłumaczeń poszczególnych dźwięków wydawanych przez niespokojne dziecko, Maciej Stuhr dokonał również klasyfikacji płaczu niemowlęcia, która, według jego obserwacji, wygląda następująco:

Delikatne, czasowe pokwękiwanie - "Coś chciałem, ale nie bardzo pamiętam co. Czy jestem głodny, czy mam pełną pieluchę, no zabijcie mnie, nie pamiętam. Ale coś tam było".

Dźwięki typu "śmiech hieny" wydawane jak ciche serie udawanego przez dzieci karabinu maszynowego - "Dlaczego jest taki głupi dzień?! Dlaczego leci mi ślina bez przerwy, bez celu i sensu? Dlaczego nie mogę wstać i gdzieś pójść jak normalny człowiek, tylko tyle miesięcy leżenie, w tych fotelikach, siodełkach, dżizas! Dlaczego mam na nogach skarpetki ze znaczkiem Lufthansy, skoro nigdy nie leciałem tymi liniami? Pewnie dali mi je po jakimś innym bachorze. Który latał se po świecie. Ja pierniczę!"

Płacz typu "kot ze Shreka", czyli "ja i mój smuteczek oraz żałość okrutna" - "Nikt z pewnością nie widzi, że ja tu sobie cicho sza pochlipuję. O ja nieszczęsny! Nie chcą mi dać smartfona ani puścić telewizorka, bo wymyślili sobie, że wychowanie bez elektroniki...".

Płacz typu "stoisz mi na nodze" - "Stoisz mi na nodze!".

Płacz typu "głośny i dotkliwy, sięgający trzewi bytu" - "Sam se jedz pół roku tylko mleko i spróbuj być kochanym berbeciem, kiedy wszyscy jedzą eklerki!".

Płacz typu "ordynarne darcie ryja" - "Jak w tej sekundzie nie przestaniesz pisać tego felietonu, to będę się tak darł jeszcze wiele godzin, więc rozważ to dobrze cwaniaczku!".

Powyższy post pisałam grubo ponad tydzień... Tym samym potwierdzam poprawność tłumaczenia płaczu dziecka typu "ordynarne darcie ryja" autorstwa Macieja Stuhra. Mój syn też nie chciał, żebym pisała, kiedy przebywaliśmy w tym samym pokoju, a on nie spał. ;-) 

Pozdrawiam wszystkich rodziców NIEgrzecznych dzieci!







Jeśli spodobał Ci się ten wpis i chcesz być na bieżąco z moimi działaniami i niczego nie przegapić:

- obserwuj mnie na Facebooku - Mama pod prąd FB



- zaglądaj do mnie na Instagramie - Mama pod prąd Instagram

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

• Za wszystkie komentarze z góry bardzo dziękuję :-)
• Obraźliwe komentarze będą usuwane

Copyright © 2016 Mama pod prąd , Blogger