Pierwsze koty za płoty... czyli koty, ciąża i... toksoplazmoza.
Dzisiejszy post będzie wyjątkowo bliski mojemu sercu. Dlaczego? Bo kocham koty! Ci, którzy mnie znają, mogą potwierdzić. Jestem kociarą. ;-) Aktualnie w domu mam aż trzy mruczki. =^..^=.od lewej: Anakin, Luke i Leia |
Kiedy byłam w ciąży, co najmniej kilka razy usłyszałam, że... koty są niebezpieczne dla ciężarnych (!). Oczywiście takie stwierdzenie jest NIEPRAWDĄ! Co więcej, tego typu myślenie przyczynia się niestety do częstego porzucania kotów, kiedy ich właścicielka dowiaduje się, że zostanie mamą. Według mnie tego typu zachowanie jest nieodpowiedzialne, a porzucanie zwierząt, bo jest się w ciąży, jest po prostu wymówką i pewnie od jakiegoś czasu chciało się już pozbyć zwierzaka, ale nie miało się odpowiedniego wytłumaczenia przed światem, dlaczego się to robi, a nie chciało się być posądzonym o to, że jest się nieludzkim. No i nagle nadarzyła się idealna sposobność, żeby pozbyć się czworonożnego darmozjada. Ciąża! No przecież nikt nie będzie kobiety krytykować w takiej sytuacji. Dba się przecież o dobro dziecka, które niedługo przyjdzie na świat. Otóż nie do końca nikt nie będzie krytykować, bo ja mam właśnie taki zamiar. ;-)