Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ekologia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ekologia. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, lipca 19, 2021

Wosk pszczeli a kosmetyki domowej roboty

Wosk pszczeli a kosmetyki domowej roboty
Już jakiś czas temu napisałam na swoim blogu post na temat redukcji kosmetyków w swojej kosmetyczce. Kiedyś kupowałam ich bardzo dużo, a na dodatek byłam do pewnego stopnia uzależniona od jednej francuskiej marki, która, kiedy zaczęłam dokładniej sprawdzać składy produkowanych przez nią kosmetyków, okazała się niezłym bublem. :-/

Przez ostatnie trzy lata, czyli od momentu opublikowania wspomnianego posta, jeśli chodzi o używane kosmetyki, trochę się u mnie pozmieniało, choć nie jakoś diametralnie.

Dziś chciałabym wspomnieć Wam o dwóch kosmetykach, które przygotowuje się niemal w mgnieniu oka oraz których receptury ulepszyłam od ostatniego razu, kiedy o nich pisałam na blogu. Chodzi mi dokładniej o dezodorant (nie antyperspirant!) oraz o pomadkę w sztyfcie.

piątek, maja 21, 2021

Pieluchy wielorazowe - jak czyścić?

Pieluchy wielorazowe - jak czyścić?
źródło pixabay.com

Dotychczas na łamach swojego bloga poruszyłam następujące tematy dotyczące pieluch wielo oraz jednorazowych:

- szkodliwość pieluch jednorazowych typu pampers;

- podstawowe informacje na temat pieluszek wielorazowych;

- jak wielopieluchować noworodka.


Tym razem zdradzę Wam natomiast, w jaki sposób poprawnie przechowywać, prać, odkażać oraz suszyć pieluszki wielorazowe wykonane z materiału PUL oraz wkłady chłonne wykonane z różnych tkanin, tak aby się nie popsuły i dobrze służyły przez cały okres wielopieluchowania.

piątek, stycznia 24, 2020

Jak być bardziej eko? Proste porady #BloggersHelpWorld

Jak być bardziej eko? Proste porady #BloggersHelpWorld
Kilka dni temu zupełnie przez przypadek natknęłam się na informację o pewnej blogerskiej inicjatywie o nazwie #BloggersHelpWorld stworzonej w serwisie Mocna Grupa Blogerów

Na czym ona polega? Na tym, żeby biorący w niej udział blogerzy pokazali, swoje ekologiczne nawyki, tym samym udowadniając, że życie w zgodzie z naturą wcale nie musi być trudne. Oczywiście nie mogłam przejść obok tej akcji obojętnie. Musiałam się przyłączyć.

źródło: Pixabay

piątek, października 04, 2019

Moja minimalistyczna kosmetyczka

Moja minimalistyczna kosmetyczka

Kiedyś używałam ogromnej ilości kosmetyków. Pamiętacie mój wcześniejszy wpis na temat redukcji używanych mazideł do twarzy i ciała? Pisałam w nim, ile na tej redukcji zaoszczędziłam w ciągu roku. Jeśli nie, zerknijcie na wspomniany wpis: Redukcja kosmetyków, czyli jak zaoszczędzić spore pieniądze.

środa, maja 29, 2019

Wypadanie włosów po porodzie

Wypadanie włosów po porodzie
autor zdjęcia: Warsztat Spojrzeń;
Jeszcze przed epoką dzieciatą...

Pamiętacie tę piosenkę Elektrycznych gitar "Człowiek z liściem"?


"Wsiadł do autobusu człowiek z liściem na głowie
Nikt go nie poratuje nikt mu nic nie powie
Tylko się każdy gapi
Tylko się każdy gapi i nic

Siedzi w autobusie człowiek z liściem na głowie
O liściu w swych rzadkich włosach
Nieprędko się dowie
Tylko się w okno gapi
Tylko się w okno gapi i nic

Uważaj to nie chmury
To pałac kultury
Liście lecą z drzew
Liście lecą z drzew"



Kiedy trzy miesiące po porodzie włosy zaczęły mi wypadać w ogromnych ilościach, zamiast wpadać w panikę, nuciłam sobie w głowie piosenkę Elektrycznych gitar, ale ze zmienionymi słowami:


"Wsiadła do autobusu mama łysa na głowie
Nikt jej nie poratuje nikt jej nic nie powie
Tylko się każdy gapi
Tylko się każdy gapi i nic

Siedzi w autobusie mama łysa na głowie
O swych rzadkich włosach
Nieprędko coś powie
Tylko się w okno gapi
Tylko się w okno gapi i nic

Uważaj. To nie bajdury
To prawa natury
Włosy lecą z głów
Włosy lecą z głów

Tak po porodzie po prostu jest
I już". 😉

autor zdjęcia: Warsztat Spojrzeń;
Jeszcze przed epoką dzieciatą...

Czy ktoś przed moją pierwszą ciążą mnie ostrzegał, że moje włosy będą mi dosłownie garściami wychodzić? Nikt nic a nic nie powiedział. Ani mru mru. Cicho sza.

Na swoje szczęście (albo jak kto woli nieszczęście) będąc jeszcze w ciąży wyczytałam o tej błogiej tendencji poporodowej gdzieś w czeluściach Internetu. Ja - od zawsze cierpiąca na syndrom cienkich włosów. Na początku wpadłam w panikę. Ale że jak to tak? Garściami wypadać będą?! Nie ma na to żadnego sposobu?! Przez jakieś hormony wyłysieję?! O nie!!! 

Jak natomiast widzę tę kwestię, mając już jedno poporodowe linienie za sobą, a drugie właśnie w trakcie? To wcale nie jest takie straszne. Trzeba przyjąć do wiadomości, że tak być musi i tyle. NIC się na to nie poradzi. Nie istnieją cudowne pastylki, szampony, czy też kuracje. A jeśli się na coś takiego natkniecie, to od razu Wam mówię, że serio lepiej wydać kasę na dobrej jakości czekoladę, bo te cuda wianki na bujne włosy po porodzie to najzwyczajniejsza ściema. 

Kilka miesięcy po porodzie włosy zaczynają wypadać ze względu na to, że poziom hormonów się zmienia. Podczas ciąży hormony są na innym poziomie, dzięki czemu pozwalają organizmowi kobiety szczęśliwie przetrwać ciążę. Efekt uboczny tych ciążowych hormonów to piękne i bujne włosy. Skąd one się biorą? Ano stąd, że wydłuża się faza wzrostu włosa, a co za tym idzie włosy przez ciała ciążę praktycznie nie wypadają. Natomiast po porodzie, hormony powoli wracają do stanu sprzed ciąży, a co za tym idzie, cykl włosa wraca do normy, czyli te wszystkie włosy, które nie wypadły przez 9 miesięcy, w końcu wypadają i to tak ehem hurtowo. 😉 



Ale luzik. Tak dla pocieszenia - całkowicie łyse nie będziecie. Wypadnie to, co miało wypaść, a potem stopniowo włosy będą sobie odrastać.  

Co można z tym fantem zrobić? Przeczekać i po prostu dbać o włosy jak zwykle, albo jeszcze bardziej. Chodzi o to, żeby po prostu nie osłabić tego, co się na naszej głowie uchowa. A jeśli nie macie nerwów do patrzenia na wylatujące kępami włosy, zawsze możecie postąpić jak Demi Moore w filmie G.I. Jane. 😉



Jak dobrze wiecie, odkąd stałam się mamą, używam coraz mniejszej ilości kosmetyków. Podobnie jest w przypadku włosów (choć trudno szukać we mnie ascetki w tym temacie). Zapraszam Was na moje włosowe ABC.

Jak myję włosy?


1. bardzo delikatny szampon


Używam tylko i wyłącznie szamponów z bardzo delikatnym składem. W tym momencie na tapecie są dwa. Jeden to obecny szampon moich dzieci. Jest to HIPP żel do mycia ciała i włosów od 1. dnia życia, Sensitive. Drugim produktem (używanym naprzemiennie z tym pierwszym) jest SYLVECO balsam do włosów myjący z betuliną.

Obydwa szampony są bardzo delikatne. Ten z Hipp dość dobrze się pieni, ale nie podrażnia i nie wysusza skóry głowy. Natomiast ten drugi nie pieni się prawie w ogóle, oraz oczywiście również nie podrażnia i nie wysusza skóry głowy. Co więcej, ten tzw. "balsam myjący" powiedziałabym, że bardziej niż szamponem, jest po prostu substancją leczniczą przy okazji utrzymującą czystość skalpu. Fajna ksywka, nie? 😉

A oto dokładne składy obydwu produktów (tak dla Was do wglądu):


HIPP żel do mycia ciała i włosów od 1. dnia życia, Sensitive:

Aqua (woda), Hydrogenated Starch Hydrolysate (humektant), Sodium Cocoamphoacetate (substancja powierzchniowo czynna), Cocamidopropyl Betaine (substancja powierzchniowo czynna), Lauryl Glucoside (substancja powierzchniowo czynna), Sodium Chloride (zagęstnik), Lactic Acid (humektant), Glycerin (emolient), Prunus Amygdalus Dulcis Seed Extract (wyciąg z migdałów), Coco-Glucoside (substancja powierzchniowo czynna), Glyceryl Oleate (emulgator), Zinc Sulfate (konserwant), Glyceryl Caprylate (emolient), Hydrogenated Palm Glycerides Citrate (emulgator), Tocopherol (witamina E, konserwant), Citric Acid (regulator pH), Parfum (substancja zapachowa).



Sylveco Balsam do włosów myjący z betuliną:

INCI: Aqua (woda), Coco-Glucoside (substancja powierzchniowo czynna), Decyl Glucoside (substancja powierzchniowo czynna), Mel Extract (wyciąg z miodu - humektant), Cocamidopropyl Betaine (substancja powierzchniowo czynna, Butyrospermum Parkii Butter (masło shea), Panthenol (prowitamina B5), Simmondsia Chinensis Seed Oil (olej jojoba), Cyamopsis Tetragonoloba Gum (guma guar - emulgator), Glyceryl Oleate (emulgator), Lactic Acid (humektant), Betulin (betulina), Sodium Benzoate (konserwant), Rosmarinus Officinalis Leaf Oil (olej z rozmarynu).


Metoda kubeczkowa, czyli co dokładnie?

Uwaga! Moja skóra głowy jest bardzo wrażliwa (a po ciąży jeszcze bardziej). Dlatego przed aplikacją, każdy szampon rozcieńczam wodą. Jak to robię? Mam taką małą pustą buteleczkę o pojemności 100 ml kupioną kiedyś w Rossmannie. Wlewam do niej troszkę szamponu (np. 2 naciśnięcia pompki) i dolewam wody (tak 1/3 lub 1/4 buteleczki). Potem wstrząsam, żeby woda połączyła się z szamponem. Profesjonalnie w kręgach włosomaniaczek metoda ta nazywana jest metodą kubeczkową. Co ona daje moim włosom (i nie tylko)? Skalp nie jest podrażniony. Włosy są czyste. A do tego zużywam mniej produktu, niż gdybym go nie rozcieńczała, czyli jest oszczędniej. 😉

Jak nakładać szampon?

I jeszcze jedna bardzo ważna adnotacja. Szampon aplikuję tylko i wyłącznie na skalp. Nigdy na całą długość włosów. Inaczej włosy (przynajmniej u mnie) będą przesuszone. A tak w ogóle szampon to kosmetyk, który powinno się stosować właśnie na skórę głowy - nie włosy. Do włosów używa się masek i odżywek. Od razu odpowiem na pytanie, które pewnie się pojawi: Tak - włosy po aplikacji szamponu tylko na skórę głowy będą czyste. Spłukując szampon, spłynie on po całej długości włosów, czyszcząc je w całości.

Jak nakładać odżywkę?


Po wymyciu włosów szamponem i spłukaniu go wodą, włosy delikatnie osuszam ręcznikiem. Ręcznik tylko nakładam na głowę. Nie trę nim włosów, aby ich nie połamać. Pamiętajcie, że kiedy włosy są mokre, znacznie łatwiej je uszkodzić. Następnie zdejmuję ręcznik, a na włosy nakładam odżywkę lub maskę.


3 rodzaje odżywek

Mam 3 rodzaje odżywek (jak na każdą włosomaniaczkę przystało): proteinową (=białkową), emolientową (=natłuszczającą) i humektantową (=nawilżającą). Że co??? - pomyślicie. Już tłumaczę. Żeby osiągnąć efekt wow na włosach, ważna jest równowaga pomiędzy tymi trzema rodzajami składników. Dlatego odżywek używam naprzemiennie. A proteinowej to już w ogóle najrzadziej, żeby włosów nie przeproteinować czyli nie osiągnąć na swojej łepetynie tzw. siana. 😉

Jakie mam odżywki / maski?





Jest to rewelacyjna maska nawilżająca, która wspaniale nawilża zarówno włosy jak i skórę głowy. Jest to absolutny wyjątek, jeśli chodzi o aplikację masek i odżywek. Spokojnie można położyć ją na skalp. Nie potłuści Wam włosów, a jedynie nawilży i ukoi skórę głowy. A jej skład? Rewelacja!

INCI: Aqua (woda), Cetearyl alcohol (emolient), Aloe barbadensis leaf juice (sok aloesowy - humektant), Cetyl Esters (emolient), Glycerin (emolient), Juniper communis fruit extract (ekstrakt z owoców jałowca), Behentrimonium Chloride (substancja powierzchniowo czynna), Panthenol (prowitamina B5), Cetrimonium Chloride (substancja powierzchniowo czynna), Parfum (substancja zapachowa), Phenoxyethanol (konserwant), Benzoic Acid (konserwant), Dehydroacetic Acid (konserwant), CI 77891 (filtr UV).







Do kupna tej maseczki zdecydowałam się, ponieważ bardzo cenię wiedzę guru włosomaniaczek - blogerki Anwen. Kiedy zaczęły mi się problemy z włosami (jeszcze przed pierwszą ciążą), to przede wszystkim rady z jej bloga uratowały mnie przez niechybną łysiną. Dzięki niej trafiłam również na drugi fajny blog Martusiowy kuferek. Ten drugi blog spodobał mi się szczególnie dlatego, że jego autorka jest posiadaczką cienkich włosów, a nie tak jak to przystało na blogerską włosomaniaczkę - grubaśnych włosów niczym z reklamy szamponu Pantene Pro-V. Jej blog jest o tyle fajny, że jego autorka tłumaczy, jakie produkty sprawdzą się na cienkich włosach. Większość włosowych blogerek z grubaśnymi włosami stosuje inne preparaty, których użycie u mnie skończyłoby się najprawdopodobniej absolutną klapą. 

Ale wracając do tytułowej maseczki, zawiera ona po trochę z każdego ważnego elementu do nawilżenia włosów: trochę składników proteinowych (=białkowych), trochę emolientowych (=natłuszczających) oraz trochę humektantowych (=nawilżających). A oto jej dokładny skład:



INCI: Aqua (woda), Cetearyl Alcohol (emolient), Vitis Vinifera (Grape) Seed Oil (olej winogronowy), Behentrimonium Chloride (substancja powierzchniowo czynna), Glycerin (emolient), Hydrolyzed Keratin (hydrolizowana keratyna), Hydrolyzed Silk (hydrolizowany jedwab), Maris Sal (sól morska), Silica (dwutlenek krzemu), Aloe Barbadensis Leaf Juice Powder (sok aloesowy w proszku), Panthenol (prowitamina B5), Phenoxyethanol (konserwant), Benzoic Acid (konserwant), Dehydroacetic Acid (konserwant), Parfum (substancja zapachowa), Hexyl Cinnamal (substancja zapachowa), Butylphenyl Methylpropional (substancja zapachowa), Limonene (substancja zapachowa).




3. Odżywka Garnier Ultra Doux olejek z awokado i masło karité


Jest to rewelacyjna odżywka natłuszczająca, która niestety od pewnego czasu nie jest już dostępna na polskim rynku (jednak wiedząc o tym, zawczasu kupiłam sobie jej zapas). Dowiedziałam się o niej zarówno z bloga Anwen jak i z Martusiowego Kuferka, czyli od moich włosomaniaczkowych guru. Jest ona po prostu RE-WE-LA-CYJ-NA!!! Jest to odżywka stricte natłuszczająca, tak więc lepiej nie nakładać jej zbyt blisko skóry głowy, gdyż może włosy nieco przetłuścić. Nie wiem, jaka odżywka mogłaby ją zastąpić. Kiedy ją znajdę, oczywiście dam Wam znać. A jak na razie pozostawiam opis składu. Może Wy podczas pobytu w jakiejś drogerii natkniecie się na coś podobnego. 😉

INCI: Aqua/Water (woda), Cetearyl Alcohol (emolient), Elaeis Guineensis Oil/Palm Oil (emolient), Behentrimonium Chloride (substancja powierzchniowo czynna), Glycerin (emolient), Isopropyl Alcohol (konserwant), Stearamidopropyl Dimethylamine (emulgator), Citric Acid (regulator pH), Chlorhexidine Dihydrochloride (konserwant), Butyrospermum Parkii Butter/SheaButter (emolient), Persea Gratissima Oil/ Avocado Oil (emolient), Hexyl Cinnamal (substancja zapachowa), Cl 15985/Yellow 6 (barwnik), Cl 19140/Yellow 5 (barwnik), Tocopherol (witamina E - naturalny konserwant), Helianthus Annuus Seed Oli / Sunflower Seed Oil (emolient), Rosmarinus Officinalis Leaf Extract / Rosemary Leaf Extract (wyciąg z rozmarynu), Parfum/Fragrance (FIL C182101/2).




4. odżywka Nivea Long Care & Repair


Miałam kiedyś tę odżywkę, podobnie jak w przypadku odżywki Ultra Doux, zachęcona recenzjami z bloga Anwen oraz Martusiowego Kuferka. Używana od czasu do czasu na moich włosach działała wręcz cuda. Jest to odżywka proteinowa, więc jeśli używałam jej zbyt często, niestety przeproteinowywała moje włosy, czyli mówiąc łopatologicznie, moje włosy stawały się po prostu sianowate. Była super, ale i ona już jakiś czas temu zniknęłam z polskiego rynku. Firma Nivea co prawda postanowiła ją zastąpić całą serią mlecznych odżywek, ale niestety - łagodnie rzecz ujmując - dupa im z tego wyszła ot co. 😉

Kupiłam nawet jedną z tych ich nowych odżywek na próbę i... nie polecam. Jeśli znajdę jakiś fajny zamiennik tej oryginalnej odżywki z Nivea, oczywiście dam Wam znać. Tymczasem tylko jeszcze wymienię skład tej genialnej odżywki wycofanej z rynku. Warto go mieć na oku kupując jakąś inną. A nuż będzie podobny. 😉

INCI: Aqua (woda), Stearyl Alcohol (emolient), Cetyl Alcohol (substancja powierzchowo czynna), Stearamidopropyl Dimethylamine (emulgator),

Dimethicone (emolient), Hydrolyzed Keratin (hydrolizowana keratyna), Orbignya Oleifera Seed Oil (olej z babassu), Oryzanol (filtr UV),


Silicone Quaternium – 18 (emolient), Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride (antystatyk), Trideceth – 6 (substancja powiechniowo czynna), Trideceth- 12 (emulgator), C12-15 Pareth-3 (emulgator), Coco Betaine (substancja powierzchniowo czynna), Cocamidopropyl Betaine (substancja powierzchniowo czynna), Sodium Chloride (emulgator), Lactic Acid (humektant), Citric Acid (regulator pH), Phenoxyethanol (konserwant), Potassium Sorbate (konserwant), Ethylhexylglycerin (konserwant), Linalool (substancja zapachowa), Butylphenyl Methylpropional (substancja zapachowa), Geraniol (substancja zapachowa), Benzyl Alcohol (konserwant), Parfum (substancja zapachowa).





Naturalne maseczki

Wiem wiem. Powinnam je robić. Potrafią zdziałać cuda. Do tego są naturalne i proste w wykonaniu, a przepisy na nie można bez problemu znaleźć w Internecie. Tylko że ja jakoś nigdy nie mogę się zmobilizować. Jak już myję włosy, to robię to szybciutko i rzadko kiedy chce mi się połączyć choćby dwa składniki. Sama myśl, że robienie maseczki oddali mnie o kilka minut od możliwości zamknięcia się w łazience, gdzie dzieci nie będą mi przerywać, zniechęca mnie do niej. Kto ma dzieci, ten zrozumie. 😉



Woda różana i żel aloesowy


Nie byłabym sobą, gdybym nie próbowała stosować na włosach moich ukochanych naturalnych produktów jednoskładnikowych. Obecnie używam dwóch:


1. woda różana


Po wymyciu i delikatnym osuszeniu włosów, nanoszę (najlepiej przy pomocy atomizera) niewielką ilość wody różanej na włosy. Efekt: dobrze rozczesujące się, nawilżone i błyszczące włosy.


2. żel aloesowy

Wspaniale działa na podrażnioną i wysuszoną skórę głowy. Nanoszę niewielką ilość żelu na podrażnioną skórę głowy. Wmasowuję. Przeczesuję włosy. Nie spłukuję. Efekt niemal natychmiastowy. Nic nie swędzi, a suche placki na skórze znikają.





Grzebień i szczotka


Co jeszcze jest bardzo ważne przy pielęgnacji włosów? Na pewno dobrej jakości grzebień i szczotka. Uwaga, to nie zawsze oznacza wydane miliony! Dobry grzebień i szczotka może nie kosztuje 2 złotych, ale na pewno też i nie kilkaset. Poniżej przedstawiam Wam swoich faworytów.

Po pierwsze całkowicie odeszłam od używania plastikowych akcesoriów do włosów. Jedyne co mi przyniosły to naelektryzowane i połamane włosy. Od dobrych kilku lat używam więc:




Koszt - około 15 złotych. Chyba niezbyt wygórowany jak na grzebień, który będzie Wam służyć latami. Uwaga! Nie wiem, jak sprawdzi się taki grzebień na grubych włosach. Ja mam 3 włosy na krzyż i u mnie działa cuda. Natomiast mój mąż kiedyś, gdy nie był w stanie znaleźć nigdzie swojego grzebienia, postanowił potraktować swoją czuprynę moim grzebieniem i uznał - cytuję - że "to coś nic nie czesze". 😉 




Aha, jeszcze jedna adnotacja na temat drewnianych grzebieni. Nie każdy drewniany grzebień będzie chronić włosy. Są też i takie buble, które włosy połamią bardziej niż grzebienie plastikowe. Takim bublem okazał się choćby kupiony przeze mnie lata temu drewniany eco grzebień do włosów N2. NIE POLECAM!


2. Szczotka Gorgol Natur Modl 15 02 130

Drugim używanym przeze mnie narzędziem do ujarzmiania włosów jest odpowiednia szczotka. Ile ja się namęczyłam, żeby się na jakąś w końcu zdecydować! Bazowałam wtedy na genialnym wręcz artykule pochodzącym z kilkukrotnie wymienionym już blogu Martusiowy kuferek: szczotka z włosia dzika - poradnik zakupowy. Z tamtego wpisu dowiedziałam się, że ważna jest nie tylko wielkość szczotki, ale również rozstaw włosia, długość włosia, obecność lub brak tzw. rozczesywacza. No i masz babo placek, co nie? Taki wybór, że głowa boli. Myślałam i myślałam (miałam wtedy czas, bo byłam jeszcze bezdzietna 😉) i w końcu wybrałam!

Zdecydowałam się na szczotkę marki Gorgol. Przy jej wyborze pomógł mi jeszcze jeden wpis z bloga Martusiwy kuferek. Kosztowała mnie wtedy 26 złotych, więc cena naprawdę, wydaje mi się, przystępna. 

Moja szczotka ma krótkie i gęsto zagęszczone włosie, czyli takie, jakie jest wskazane przy włosach cienkich i plączących się. U mnie się sprawdza, ale to dlatego, że dostosowałam ją do swojego rodzaju włosów. Pamiętajcie o tym, kupując swoją własną szczotkę. Jeśli macie inne włosy niż ja (czego Wam szczerze mówiąc życzę 😉), kupcie inny rodzaj szczotki.





Jak spinać włosy?


Kolejnym aspektem przy pielęgnacji włosów na pewno jest kwestia ich spinania. Nie oszukujmy się. Po ciąży nie będzie się Wam chciało modelować fryzury na lokówce, a nawet jeśli, to jest spora szansa na to, że te pięknie ułożone kosmyki:

a) zostaną mocno chwycone  i/lub wyrwane przez Wasze latorośle;
b) wpadną Wam do zupy;
c) zamoczą się w siuśkach (mimo, że należących do ukochanych przez Was dzieci, ale jednak siuśkach).

Dlatego, jeśli macie co, to wiążcie to w kucyk... przynajmniej do czasu, aż Wasze dziatki nie pójdą do jakiejś placówki oświatowej. 😉

No dobra. Czyli wiążemy. Ale czym? Kiedyś to nawet używałam gumek recepturek (sic!). Teraz jedynie dwóch rodzajów bardzo delikatnych gumek: Invisibobble oraz Glamour Style... z Carrefoura.

Żadne z nich nie łamią moich włosów. Dzięki tym pierwszym na dodatek mój kucyk wydaje się być grubszy niż w rzeczywistości, a tych drugich jest tyle w jednym opakowaniu, że spokojnie wystarczy mi ich - parafrazując Jurka Owsiaka - do końca życia... i o jeden dzień dłużej. 😉


zdjęcie po prawej pochodzi z www.martusiowykuferek.pl

Suszyć albo nie suszyć - oto jest pytanie


Na to pytanie pewnie każda z Was odpowie, że oczywiście nie suszyć. Wiadomo, że suszenie jest złe dla włosów, wysusza je, itp., itd. Bla bla bla. No ale czasem suszyć trzeba. Co wtedy? Ja suszę bardzo sporadycznie. Ale jeśli już muszę, to zawsze wcześniej spryskuję moje włosy ekologicznym płynem: EcoLab Termoochronny spray do układania włosów o działaniu regeneracyjnym. Nie tylko ułatwia on rozczesywanie, ale też chroni przed działaniem wysokiej temperatury, nawilża włosy no i jest stosunkowo tani (około 13 złotych). A oto jego skład:



INCI: Skład: Aqua (woda), Organic Ficus Carica Floral Water (woda imbirowa), Organic Hibiscus Extract (organiczny ekstrakt z hibiskusa), Olive Oil Glycereth-8 Esters (substancja pozyskiwana z oliwy z oliwek), Organic Macadamia Integrifolia Seed Oil (organiczny olej macadamii), Hydrolyzed Keratin (hydrolizowana keratyna), Glycerin (emolient), Cetrimonium Chloride(substancja powierzchniowo czynna), Hydrogenated Castor Oil (emolient), Perfume (substancja zapachowa), Lactic Acid (humektant), Benzoic Acid (konserwant), Sorbic Acid (konserwant), Dehydroacetic Acid (konserwant), Benzyl Alcohol (konserwant).





Ufff. To by było chyba na tyle. 😉 A Wy jakie macie sprawdzone patenty na swoje włosy? Chętnie je poznam. Piszcie w komentarzach.  



Jeśli spodobał Ci się ten wpis i chcesz być na bieżąco z moimi działaniami i niczego nie przegapić:

- obserwuj mnie na Facebooku - Mama pod prąd FB

- zaglądaj do mnie na Instagramie - Mama pod prąd Instagram

środa, kwietnia 24, 2019

Zdrowe zakupy w Lidlu

Zdrowe zakupy w Lidlu
źródło: Pixabay
To uczucie, kiedy masz motylki w brzuchu. Uczucie lekkości i przepełniająca Cię radość. No i ten uśmiech od ucha do ucha. Znacie to? Ja tak się czuję, kiedy... jestem na zakupach w spożywczym. Bez dzieci rzecz jasna. 😉

piątek, stycznia 25, 2019

Ekologiczne pieluszki jednorazowe Bambiboo

Ekologiczne pieluszki jednorazowe Bambiboo
pieluszki jednorazowe, Bambiboo, Rossmann


Jesteś w supermarkecie. Patrzysz na listę zakupów. "O rany! Jeszcze te pieluchy! No nie! Znowu!". Akurat stoisz koło alejki z produktami ekologicznymi. Migają Ci w niej pieluchy, ale nawet na nie nie zerkasz. "Eko to nie dla mnie! Nie jestem eko oszołomem". "Eko jest za drogie. Na pewno mnie na nie stać". "Lepiej nie eksperymentować. Niby takie fajne, a przez to, że super naturalne, pewnie po godzinie przeciekną". Idziesz dalej. Stajesz w alejce ze standardowymi produktami dziecięcymi. Wyciągasz rękę w stronę znanych Ci pieluch. Bierzesz paczkę pampersów z "miękkiej jak bawełna tkaniny wewnętrznej", która jednak bawełną nie jest. Sięgasz po pieluchę "z magicznymi kanalikami", które jednak z magią mają najwyżej tyle wspólnego, że w domu mogą stanąć na półce koło tomu "Harry'ego Pottera". Wybierasz pieluchy z "jedwabiście miękkich materiałów otulających skórę", które jednak z jedwabiu nie są.

środa, stycznia 09, 2019

Pieluchy wielorazowe - noworodek

Pieluchy wielorazowe - noworodek
Czas najwyższy rozszerzyć mój blogowy cykl artykułów dotyczący wielopieluchowania dzieci, który możecie przeczytać <tutaj> i <tutaj> i <tutaj>, bowiem do naszej rodziny dołączył niedawno nowy członek! :-) Kiedy nasz syn był noworodkiem niestety nie wychodziło nam zbytnio jego wielopieluchowanie. Po pierwsze obawialiśmy się tego typu dziwnego wynalazku zwanym pieluszkami wielorazowymi, po drugie popełniliśmy masę błędów związanych z niedostateczną wiedzą w temacie, a po trzecie, wydawało nam się, że pieluchy jednorazowe to jednak znacznie łatwiejsza sprawa, a na wielorazówki zawsze jeszcze przyjdzie czas.

Teraz, kiedy w rodzinie pojawił się drugi noworodek, obydwoje z mężem mamy prawie dwuroczne doświadczenie w wielopieluchowaniu naszego starszego synka i, co za tym idzie, o wiele większą wiedzę w temacie. Dlatego też zaraz po wyjściu ze szpitala poszły u nas w ruch pieluszki wielorazowe. 


autor zdjęcia: Rogate Kadry

poniedziałek, grudnia 31, 2018

Podsumowanie 2018 roku i wyzwania na 2019 rok

Podsumowanie 2018 roku i wyzwania na 2019 rok
Mimo że niespecjalnie przepadam za podsumowaniami, w tym roku postanowiłam takie przygotować. Dlaczego to robię? Ponieważ uznałam, że dobrze by było spojrzeć na cały 2018 rok krytycznym okiem, nawet jeśli wyniki tego podsumowania nie okażą się dla mnie zbyt łaskawe. Dlaczego się tego obawiam? Ponieważ niestety, jak wiele kobiet, po pierwsze panicznie boję się porażki, a po drugie jestem perfekcjonistką. Walczę z obydwoma przypadłościami i chyba coś w tych kwestiach drgnęło, a przynajmniej jeśli chodzi o pierwszą. Jestem coraz odważniejsza i nie boję się, że się w czymś nie sprawdzę, czy że ktoś mnie wyśmieje. A co do perfekcjonizmu... No cóż. Tu sytuacja raczej bez większych zmian. Niestety. Mówię niestety, ponieważ dla blogera perfekcjonizm to jedna z gorszych cech, jakie może mieć. Liczę jednak na to, że w 2019 roku i z tą wadą poradzę sobie... przynajmniej do pewnego stopnia.



piątek, listopada 23, 2018

Bezpieczne kosmetyki jednoskładnikowe dla dziecka i dorosłych

Bezpieczne kosmetyki jednoskładnikowe dla dziecka i dorosłych
W jednym z moich wcześniejszych artykułów było już o szkodliwych substancjach w kosmetykach (również tych dla dzieci). Tym razem nie będzie już o tym, co co jest złe, ale o tym, co dobre. Jakie produkty są wobec tego zdrowe, nie uczulają, a do tego śmiesznie tanie? Zapraszam do poznania tajemnic jednoskładnikowych produktów używanych przez cała moją rodzinę. :-)


4 magiczne produkty


Tak naprawdę chodzi o raptem cztery składniki, których możliwości użycia są praktycznie bezgraniczne: olejek ze słodkich migdałów, masło shea, olej kokosowy oraz żel aloesowy.


poniedziałek, października 22, 2018

Krem na zimę - Polny Warkocz - mazidło pszeniczne

Krem na zimę - Polny Warkocz - mazidło pszeniczne
Może pamiętacie, że w lecie przygotowałam dla Was krótki wpis na temat kosmetyków dla dzieci oraz dorosłych na ciepłe i słoneczne dni. Ponieważ w tym momencie lato już na dobre nas opuściło, a zawitała coraz to chłodniejsza jesień, po której niedługo przyjdzie z pewnością i mroźna zima, uznałam, że czas na kolejny wpis kosmetyczno-pogodowy. Jak zwykle będzie naturalnie, oszczędnie oraz skromnie jeżeli chodzi o ilości używanych kosmetyków.


czwartek, sierpnia 23, 2018

"Powiedz komuś!", czyli kompendium wiedzy o trudnych sprawach

"Powiedz komuś!", czyli kompendium wiedzy o trudnych sprawach
Osoby, które śledzą mój blog z pewnością zauważyły, że jeśli chodzi o książki dla dzieci, preferuję pozycje nazwane przeze mnie - analogicznie do mojego bloga - "pod prąd", czyli te podejmujące trudniejsze tematy niż zwykłe książeczki dziecięce. Wszystkie dotychczasowe recenzje książek pod prąd możecie znaleźć pod tym linkiem

Książka, o której chciałabym Wam dzisiaj opowiedzieć, mimo swojej niewielkiej grubości, jest tak obszerna tematycznie, że będzie dla mnie nie lada wyzwaniem streścić ją w jednym poście. Choć przecież do odważnych świat należy, czyż nie? Wobec tego spróbuję. :-)



środa, sierpnia 08, 2018

Ekologiczne mycie zębów... oraz czekolady Fairtrade ;-)

Ekologiczne mycie zębów... oraz czekolady Fairtrade ;-)
Dziś będzie trochę o ekologii. Dawno bowiem nie było u mnie wpisu o tej tematyce, a, jak wiecie, jest mi ona bardzo bliska. Powoli w moim domu staram się wykluczyć nienaturalne kosmetyki oraz środki do czyszczenia. Pisałam już o tym kilka razy: 





czwartek, lipca 19, 2018

Gadżety dla niemowląt - część 2

Gadżety dla niemowląt - część 2
Jakiś czas temu napisałam na blogu pierwszą część artykułu na temat gadżetów dla niemowląt. W tamtym wpisie wspomniałam między innymi o ogólnym szale zakupów we współczesnym świecie, o kupowaniu mnóstwa zupełnie niepotrzebnych rzeczy, o strachu świeżo upieczonych rodziców przed pójściem z torbami po narodzinach dziecka oraz równocześnie o odczuwanej niepewności, czy aby ich dziecko na pewno ma wystarczającą ilość "niezbędnych" mu do szczęścia gadżetów. Jednak, jak się okazuje, kiedy kupuje się z głową, posiadanie dziecka naprawdę nie jest tak bolesne ani dla naszej kieszeni, ani dla psychiki naszego dziecka. 

Nie dajmy się też omotać sklepom z zabawkami! Z ciekawości weszłam choćby na stronę internetową chyba jednego z bardziej znanych sklepów dla dzieci - Smyk. Zaznaczyłam, że interesują mnie zabawki dla dzieci w przedziale wiekowym 12-18 miesięcy. Zgadnijcie, ile produktów znalazła dla mnie wyszukiwarka sklepu?... 2094 (!!!) Przecież to istne szaleństwo!


Niemożliwe! Aż tyle!!!???

Im więcej zabawek, tym większa miłość?

Kilka dni temu ponownie rozmawiałam ze swoim mężem na temat naszego dzieciństwa. Wspominaliśmy nasze zabawki. Mój mąż, który z racji swojej narodowości, nie miał "przyjemności" wzrastać w czasach komunizmu, powiedział, że miał niemal każdą z dostępnych wtedy zabawek na rynku. Można sobie pomyśleć: "Ale szczęściarz! Miał wszystko, nie tak jak my tutaj wtedy w Polsce". Otóż nie. Nic bardziej mylnego. Zaraz potem bowiem dodał ze smutkiem w głosie: "Brakowało najważniejszego: czasu spędzonego z rodzicami i ich miłości". Techniką moich teściów było bowiem kupowanie masy zabawek. Oni sami praktycznie nigdy się z dziećmi nie bawili. Nawet mama, która nie pracowała zawodowo. Dzieci po prostu miały sobie same organizować czas i nie przeszkadzać dorosłym. A zabawki miały w tym rodzicom pomagać. 

A jak wygląda sytuacja we współczesnym świecie? Obecnie niemal w każdej rodzinie pracuje obydwoje rodziców. I to nie do 14:00 czy do 15:00, jak to było kiedyś, ale często do 17:00, jeśli nie dłużej. Dlatego, chcąc zrekompensować swoim dzieciom brak ich osoby na co dzień, rodzice kupują im coraz to nowsze zabawki. A to przecież nie o to chodzi! Żadna rzecz nie zastąpi rodzica i chwil, jakie poświęca swojemu dziecku. Jeśli nie macie czasu w tygodniu (choć nie wierzę, że nie znajdzie się choćby pół godziny na zabawę), to pozostają Wam przecież jeszcze weekendy. Można je wtedy przeznaczyć tylko na dziecko. Dobrym pomysłem jest odstawić na bok komórkę czy też komputer firmowy, nie włączać telewizora, zorganizować rodzinną wycieczkę, czy też pobawić się z dzieckiem nawet w domu, ale w to, o co nas poprosi. 

Najważniejszy jest czas, czas i jeszcze raz czas spędzany aktywnie z dzieckiem, a nie przy dziecku robiąc coś innego. Dlatego proponuję, żeby przestać się skupiać na kupowaniu zabawek, w które nasze dziecko będzie się bawić w pojedynkę, a zacząć myśleć o tym, jak moglibyśmy po prostu spędzić z nim czas. Albo przynajmniej kupując zabawki zastanówmy się, czy będziemy w stanie uczestniczyć w danej zabawie. Dobrą opcją są choćby różne gry planszowe dla całej rodziny.

Pierwszy post na temat gadżetów napisałam zanim mój syn ukończył rok życia. W tym momencie ma już kilka miesięcy więcej (dokładnie rok i cztery miesiące), więc w międzyczasie nabył szereg nowych umiejętności i po prostu łatwiej mu jest się teraz bawić (również czasem samodzielnie - ku radości zmęczonego rodzica ;-)). Bo pozwalanie dziecku na samotną zabawę od czasu do czasu oczywiście nie jest złe. 


Najlepsze zabawki to nie-zabawki


Jednakże mój syn dalej od zabawek kupowanych woli rzeczy codziennego użytku i to one najdłużej przykuwają jego uwagę. Co więc teraz jest na topie?


1. plastikowe pudełka na żywność


Obecnie numerem jeden są wszelkiego rodzaju plastikowe pudełka na żywność, które Sebastian potrafi otwierać i zamykać po setki razy. Nie ma to jak szlifowanie nowo nabytych umiejętności manualnych. ;-)




2. małe garnuszki z pokrywkami


Bardzo również podobają mu się wszelkiego rodzaju małe garnuszki i dopasowywanie do nich pokrywek. 


3. wieczka od słoików


Kolejnym niezmiernie absorbującym dla niego zajęciem jest wsadzanie i wyjmowanie wieczek od słoików z wysokiego naczynia. 





4. słoiczki po kremach


Sebastian uwielbia też odkręcać różnego rodzaju słoiczki. Dla bezpieczeństwa daję mu do zabawy puste opakowania po kremach do twarzy. Większość z nich jest albo plastikowa, albo wykonana z bardzo grubego i odpornego na uderzenia szkła. Sebastian potrafi siedzieć przy takich pojemniczkach nawet i po pół godziny. W ogóle mu się to nie nudzi. Przecież każdą nakrętkę najpierw trzeba odkręcić, a potem zakręcić. Ćwiczone w ten sposób zdolności manualne można z pewnością zaliczyć już do tych z etykietą "wyższej szkoły jazdy". ;-)


5. tuby i tubki wszelakie


Kolejną wspaniałą "zabawką" są wszelkiego rodzaju tubki, przez które można mówić niczym przez megafon. 



6. stary portfel i karty


Genialnym pomysłem było też podarowanie Sebastianowi mojego starego portfela, do którego włożyłam najrozmaitsze nieużywane karty plastikowe. Po pierwsze przestał się interesować moim obecnym portfelem, więc ryzyko, że nagle zaginie moja karta do bankomatu, albo mój dowód osobisty zostało zażegnane. ;-) A po drugie, zabawa w wyjmowanie i wkładanie kart do przegródek portfela jest nie tylko czasochłonna, ale również niesamowicie rozwija zdolności manualne małego człowieka.


7. kartonowy statek kosmiczny

I jeszcze jedna zabawka z niczego: kartonowy statek kosmiczny. Karton, nożyczki, pisak, trochę wyobraźni i gotowe! Oprócz świetnej zabawy, jest to przede wszystkim czas spędzony z tatą. Napędem tego statku bowiem są ramiona taty właśnie. ;-)



8. plastikowe klucze

Jaka kolejna zmiana nastąpiła przez te kilka miesięcy? Po etapie niesamowitej fascynacji możliwością otwierania i zamykania wszelkiego rodzaju szafek, przyszła kolej na drzwi oraz zainteresowanie niesamowitym przyrządem służącym do ich zamykania i otwierania. Dziecko cały czas bacznie obserwuje swoich rodziców, szybko więc przyuważy, że dorośli często używają kluczy. Kiedy spostrzegł to Sebastian, postawił sobie za punkt honoru zdobycie tego wynalazku. Niestety małe dzieci badają rzeczy biorąc je do buzi, a prawdziwe klucze są po pierwsze bardzo twarde, a po drugie najzwyczajniej w świecie brudne. Wspaniałą alternatywą dla nich stały się plastikowe klucze, które były dodatkiem do jednej z jego wcześniej już otrzymanych zabawek. Kiedy mój syn był bardzo mały, obawiałam się, że tymi kluczami może sobie wręcz wyrządzić krzywdę. W tym momencie ryzyko urazu jest już niewielkie, natomiast ogrom radości, jakie mu one sprawiają, nie do opisania. Najpierw w towarzystwie babci próbował przekręcać je w zamku w drzwiach od kuchni.



Następnie zaczął szukać najrozmaitszych otworów znajdujących się już na jego wysokości, do których pasowałyby te kolorowe klucze. Padło na Ikeowego łosia na biegunach, jakiego jakiś czas temu udało mi się dopaść za bezcen na olx. Łoś był bardzo krótko w normalnym użyciu. Bujanie się na siedząco Sebastianowi wydało się chyba zbyt "z prądem", a on przecież jest synem Mamy i Taty pod prąd. Wygląda na to, że o wiele ciekawsze jest choćby wkładanie do oka łosia wspomnianych plastikowych kluczy.



A jaki jest koszt tych wszystkich wymienionych powyżej wypasionych zabawek? Zero złotych (!), gdyż z pewnością macie je już w domu, co najwyżej jeszcze nigdy te przedmioty nie były użyte w taki sposób.


Kupne hity!


Jeśli chodzi natomiast o najnowsze kupne hity, bo od ostatniego wpisu pojawiło się kilka (bynajmniej nie jakiś ogrom) nowych rzeczy wśród gadżetów mojego syna, to można do nich zaliczyć z pewnością:

- drewniana skrzyneczka w kształcie domu z puzzlami z serii Mula z Ikei



Kiedy byłam mała, miałam podobną zabawkę i do dziś pamiętam ją z rozrzewnieniem. Bardzo ją lubiłam. Niesamowitą dumą napawa mnie patrzenie na mojego syna, jak z tygodnia na tydzień coraz lepiej radzi sobie z wkładaniem klocków o różnych kształtach do odpowiednich otworów. Na początku udawało mu się to tylko z kołem, teraz praktycznie już ze wszystkimi. Czasem tylko z małą pomocą mamy. ;-)

- drewniany pociąg z klockami

Ile radości sprawia Sebastianowi rozkładanie, a raczej rozwalanie pociągu na składniki pierwsze (czyli pojedyncze klocki) i następnie zakładanie klocków na odpowiednie kołki. Efekty końcowe zwykle przypominają oczywiście pociąg namalowany przez Pabla Picasso. ;-)

- drewniana gra z kostką marki Playtive

Tutaj zabawa też jest przednia, choć efekt końcowy nie przypomina jednokolorowych górek z krążków, a raczej asymetryczne i wielobarwne konstrukcje. Ale czyż tak nie jest ciekawiej? ;-)



- zestaw drewnianych klocków marki Playtive

Za budowanie wież z klocków Sebastian jeszcze się nie zabrał, ale za burzenie takich konstrukcji i owszem. Nie ma to jak podbiec z drugiego krańca pokoju do ogromnej wieży i z całych sił krzyknąć "bam" burząc tę konstrukcję. ;-)

Warto dodać, że wszystkie wyżej wymienione zabawki były prezentami, tak więc, my, rodzice, nie ponieśliśmy z ich zakupem żadnych kosztów. Warto o tym pamiętać. Większość zabawek Wasze dziecko dostanie po prostu od rodziny i znajomych. Z pewnością pomożecie zarówno innym jak i sobie mówiąc, czego potrzebujecie w danym momencie. Wiele osób bowiem nie ma pojęcia, co podarować i zwykle skłania się ku ubraniom, które, według mnie, są akurat najmniej potrzebne rodzicom, gdyż dziecko zawsze już coś z ubrań ma.

Plastic is not fantastic :-(


Zabawkami sugerowanymi przez producentów dla aktualnej grupy wiekowej mojego syna są głównie zabawki plastikowe na baterie, wydające najprzeróżniejsze dźwięki i ze światełkami w najrozmaitszych kolorach. Chyba już kiedyś Wam wspomniałam, że nie trawię tego typu plastikowych zabawek, prawda? Bardzo podoba mi się tutaj podejście już wielokrotnie cytowanej na łamach tego bloga Mayim Bialik. W swojej książce "Nie tylko chusta" napisała: "Nie mamy żadnych zabawek na baterie. Jeśli dostajemy je w prezencie, oddajemy je komuś innemu albo pozwalamy, by baterie się wyczerpały i nie kupujemy już nowych. Mówimy naszym synkom: "Baterie się wyczerpały!", a oni chwilę na nas patrzą, po czym wracają do zabawy. Jasno daliśmy do zrozumienia rodzinie i przyjaciołom, że wolimy drewniane zabawki i nie chcemy gromadzić zbyt wielu gadżetów". 

Jednym słowem nie miał racji zespół Aqua śpiewając, że "Life in plastic, it's fantastic". :P




Dlaczego jestem tak negatywnie - możecie pomyśleć - nastawiona do zabawek na baterie oraz ogólnie do plastikowych gadżetów? Ponieważ zabawki głośne i świecące są po prostu drażniące nie tylko nas rodziców, ale przede wszystkim tego malutkiego człowieka, który otrzymuje już wystarczającą ilość stymulacji z kontaktu ze światem zewnętrznym. Po co dodawać mu jeszcze więcej bodźców? Często efektem zbyt długiej zabawy tego typu gadżetami może być nadpobudliwość, albo wręcz przeciwnie, nadmierna cichość i wycofanie. 

A plastiku ogólnie rzecz biorąc nie lubię ze względów ekologicznych. Zdjęcia takie jak to poniżej - przedstawiające zaśmiecone oceany - pochodzą nie z wirtualnych wizualizacji przyszłości, ale przedstawiają niestety teraźniejszość. Jeśli w tym momencie jest już tak źle, to z czasem sytuacja raczej się nie polepszy, tylko pogorszy. Nie chcę być kolejną osobą dokładającą się do tego procederu niszczenia naszej planety, na której przecież będzie żyło też moje dziecko, a może i wnuki, prawnuki, etc. Z pro-ekologicznych przyczyn używam również pieluch wielorazowych, robionych własnoręcznie środków do czyszczenia oraz naturalnych kosmetyków.


źródło: www.huffingtonpost.com
Jakie zmiany nastąpiły jeszcze u mojego syna przez te ostatnie kilka miesięcy? Sebastianowi również coraz łatwiej idzie przewracanie stron, więc może oglądać coraz więcej książek bez ich natychmiastowego niszczenia. Ponadto od mojego ostatniego wpisu na temat ciekawych książeczek dla niemowląt, udało mi się znaleźć kilka jeszcze fajniejszych książeczek dla najmłodszych. Ale o tym niebawem na blogu. :-)

A jakimi rzeczami codziennego użytku bawią się lub bawiły się w tym wieku Wasz dzieci?






Jeśli spodobał Ci się ten wpis i chcesz być na bieżąco z moimi działaniami i niczego nie przegapić:

- obserwuj mnie na Facebooku - Mama pod prąd FB


- zaglądaj do mnie na Instagramie - Mama pod prąd Instagram
Copyright © 2016 Mama pod prąd , Blogger