Mimo że niespecjalnie przepadam za podsumowaniami, w tym roku postanowiłam takie przygotować. Dlaczego to robię? Ponieważ uznałam, że dobrze by było spojrzeć na cały 2018 rok krytycznym okiem, nawet jeśli wyniki tego podsumowania nie okażą się dla mnie zbyt łaskawe. Dlaczego się tego obawiam? Ponieważ niestety, jak wiele kobiet, po pierwsze panicznie boję się porażki, a po drugie jestem perfekcjonistką. Walczę z obydwoma przypadłościami i chyba coś w tych kwestiach drgnęło, a przynajmniej jeśli chodzi o pierwszą. Jestem coraz odważniejsza i nie boję się, że się w czymś nie sprawdzę, czy że ktoś mnie wyśmieje. A co do perfekcjonizmu... No cóż. Tu sytuacja raczej bez większych zmian. Niestety. Mówię niestety, ponieważ dla blogera perfekcjonizm to jedna z gorszych cech, jakie może mieć. Liczę jednak na to, że w 2019 roku i z tą wadą poradzę sobie... przynajmniej do pewnego stopnia.
poniedziałek, grudnia 31, 2018
niedziela, grudnia 23, 2018
Jak dzięki macierzyństwu na nowo odkryłam magię Świąt

"Jest taki dzień, bardzo ciepły choć grudniowy.
Dzień, zwykły dzień, w którym gasną wszelkie spory.
Jest taki dzień, w którym radość wita wszystkich.
Dzień, który już każdy z nas zna od kołyski.
Niebo - ziemi, niebu - ziemia,
wszyscy - wszystkim ślą życzenia.
Drzewa - ptakom, ptaki - drzewom,
tchnienie wiatru - płatkom śniegu.
Jest taki dzień, tylko jeden raz do roku.
Dzień, zwykły dzień, który liczy się od zmroku.
Jest taki dzień, gdy jesteśmy wszyscy razem.
Dzień, piękny dzień dziś nam rok go składa w darze.
Niebo - ziemi, niebu - ziemia,
wszyscy - wszystkim ślą życzenia.
A gdy wszyscy usną wreszcie,
Dzień, który już każdy z nas zna od kołyski.
Niebo - ziemi, niebu - ziemia,
wszyscy - wszystkim ślą życzenia.
Drzewa - ptakom, ptaki - drzewom,
tchnienie wiatru - płatkom śniegu.
Jest taki dzień, tylko jeden raz do roku.
Dzień, zwykły dzień, który liczy się od zmroku.
Jest taki dzień, gdy jesteśmy wszyscy razem.
Dzień, piękny dzień dziś nam rok go składa w darze.
Niebo - ziemi, niebu - ziemia,
wszyscy - wszystkim ślą życzenia.
A gdy wszyscy usną wreszcie,
noc igliwia zapach niesie".
Ach, kto z nas nie zna słów tej przepięknej świątecznej piosenki zespołu "Czerwone gitary"? Tak właśnie według mnie powinny wyglądać Święta. Bardzo bym pragnęła, żeby Wigilia była przynajmniej tym jednym dniem w roku bez sporów, dniem radosnym, pełnym szczerych życzeń i mile spędzonym w gronie rodzinnym. Czy jednak zawsze u mnie w domu taka była i jest?
czwartek, grudnia 06, 2018
Słodycze bez cukru dla leniwych

Zdradzę Wam dziś pewną tajemnicę. Po jej wyjawieniu pewnie niektórzy z Was uznają mnie za oszołomkę. Dlaczego tak sądzę? Sami się przekonajcie i zdecydujcie. Co ja takiego robię? Nie podaję swojemu dziecku zwyczajnych słodyczy. Ale jak to? Dzieciństwo bez jajek Kinder? Bez Maltanek? Bez Kasztanków, Michałków i Malag? Bez Marsów i Milky Wayów? Bez krówek oraz czekolad Milka, z których opakowań uśmiecha się ta piękna fioletowa krowa? Bez chrupiących Grześków? Bez szampańskich delicji? Bez soczków Kubuś? Bez Coca Coli, Mirindy czy też Sprite'a?!
wtorek, listopada 27, 2018
"Chciejosztuczki", czyli jak uświadomić dziecko, czym są triki marketingowe.

Po niedawnym poście na blogu dotyczącym niecnych technik reklamodawców wymierzonych w bezbronne dzieci, obiecałam Wam podsunąć pomysł, jak nauczyć naszych najmłodszych radzenia sobie ze sztuczkami marketingowymi.
piątek, listopada 23, 2018
Bezpieczne kosmetyki jednoskładnikowe dla dziecka i dorosłych

W jednym z moich wcześniejszych artykułów było już o szkodliwych substancjach w kosmetykach (również tych dla dzieci). Tym razem nie będzie już o tym, co co jest złe, ale o tym, co dobre. Jakie produkty są wobec tego zdrowe, nie uczulają, a do tego śmiesznie tanie? Zapraszam do poznania tajemnic jednoskładnikowych produktów używanych przez cała moją rodzinę. :-)
poniedziałek, listopada 19, 2018
Dzieci = mali konsumenci

Jak ja się cieszę, że nie mamy w domu telewizji!
Jak ja się cieszę, że na razie mój syn nie chodzi do żłobka!
Jak ja się cieszę, że moje dziecko jest jeszcze za małe na oglądanie filmów w kinie!
Dlaczego się z tego wszystkiego tak cieszę?
Ano dlatego, że jak na razie jestem w stanie go uchować przed pazernym konsumpcjonizmem coraz częściej wybierającym dzieci na swoje ofiary. Wiem, że moja dogodna sytuacja jest tylko chwilowa, że prędzej czy później ulegnie zmianie, że moje dziecko w przyszłości (i to raczej bliższej niż dalszej) zacznie na nas wymuszać zakup mnóstwa zupełnie mu tak naprawdę niepotrzebnych rzeczy. Dlaczego jestem co do tego przekonana? Gdyż wiem, jak trudno nawet nam, dorosłym, być odpornym na niecne praktyki marketingowe. A co dopiero dzieciom...
Dlaczego się z tego wszystkiego tak cieszę?
Ano dlatego, że jak na razie jestem w stanie go uchować przed pazernym konsumpcjonizmem coraz częściej wybierającym dzieci na swoje ofiary. Wiem, że moja dogodna sytuacja jest tylko chwilowa, że prędzej czy później ulegnie zmianie, że moje dziecko w przyszłości (i to raczej bliższej niż dalszej) zacznie na nas wymuszać zakup mnóstwa zupełnie mu tak naprawdę niepotrzebnych rzeczy. Dlaczego jestem co do tego przekonana? Gdyż wiem, jak trudno nawet nam, dorosłym, być odpornym na niecne praktyki marketingowe. A co dopiero dzieciom...
![]() |
czwartek, listopada 08, 2018
Redukcja kosmetyków, czyli jak zaoszczędzić spore pieniądze

Dzisiejszy wpis będzie w duchu oszczędności, tak zwanego less waste oraz naturalnej pielęgnacji. Nie chcę Was po raz enty zanudzać tą samą historią o tym, jak to się zaczęło. Powiem tylko, że na pewno motorem do zmian była moja pierwsza ciąża. Krokiem numer jeden było przejście na naprawdę naturalną pielęgnację, a krokiem numer dwa - spore ograniczenie ilości stosowanych przeze mnie mazideł. Dla tych, którzy jeszcze nie czytali całej historii o tym, od czego to się zaczęło, polecam mój wcześniejszy wpis, w którym dokładnie opisuję historię reakcji alergicznej na pseudo naturalne (i drogie !) kosmetyki marki Yves Rocher.
Zmiany w pielęgnacji swojego ciała rozpoczęłam będąc jeszcze w ciąży z Sebastianem, czyli w 2016 roku. Dziś, po dwóch latach, już wiem, że te zmiany pozostaną ze mną na zawsze. Warto zaznaczyć, że informacje, które podaję poniżej nie są jedynie sugestiami zmian dla kobiet w ciąży i młodych matek karmiących piersią. Bynajmniej! Z porad tych może skorzystać każdy bez względu na swój wiek i płeć.
Zmiany w pielęgnacji swojego ciała rozpoczęłam będąc jeszcze w ciąży z Sebastianem, czyli w 2016 roku. Dziś, po dwóch latach, już wiem, że te zmiany pozostaną ze mną na zawsze. Warto zaznaczyć, że informacje, które podaję poniżej nie są jedynie sugestiami zmian dla kobiet w ciąży i młodych matek karmiących piersią. Bynajmniej! Z porad tych może skorzystać każdy bez względu na swój wiek i płeć.
Jestem jednak świadoma, że nie każdy ma taką skórę jak ja (sucha i raczej bezproblemowa), dlatego też pewnie nie każda zmiana, jaka sprawdziła się u mnie, będzie strzałem w dziesiątkę u każdego z Was. Niech te porady wyznaczą Wam po prostu ogólną ścieżkę poszukiwań tych najlepszych dla Was i zarazem najtańszych zamienników kosmetycznych.
![]() |
Tak wyglądam po 2 latach ograniczonego używania kosmetyków |
Kasa, luz i czas
Co zyskałam dzięki zmianom, które Wam zaraz przybliżę? Na pewno więcej pieniędzy w portfelu. Jak wiele zaoszczędziłam, zobaczycie na końcu tego artykułu. Szczerze mówiąc, to sama jestem zaskoczona, że aż tyle. Skąd tak duże oszczędności? Ponieważ obecnie kupuję co najmniej o połowę mniej kosmetyków niż kiedyś. Ponadto, wiele z nich to produkty jednoskładnikowe, które są bardzo tanie, mimo że jakościowo pierwsza klasa.
Drugą rzeczą to na pewno luz podczas zakupów choćby w takich dużych drogeriach jak Rossmannie czy Hebe. Teraz, kiedy idę do drogerii (choć i tak zwykle wybieram drogerie lub mydlarnie internetowe), prawie zawsze wiem, czego szukam, więc zakupy kosmetyczne robię w mgnieniu oka i bez stresu, że nie znajdę ciekawego produktu. Wchodzę, biorę potrzebny mi produkt, płacę i wychodzę. 5 minut i zakupy z głowy.
I, tak jak napomniałam w przed chwilą, czas. Obecnie nie spędzam pół godziny, czy też nawet całej godziny w drogerii (a kiedyś tak bywało). Teraz po 5 minutach zakupy mam z głowy. To niesamowita ulga dla mnie - nielubiącej chodzić po sklepach. Wchodząc do sklepu, wiem, czego chcę. Udaję się do konkretnego działu i sięgam po wcześniej wybrany już w domu kosmetyk. Nie tracę więc czasu na analizę jego składu, bo wiem, jaki jest oraz na porównanie podobnych produktów leżących obok niego na półce.
Drugą rzeczą to na pewno luz podczas zakupów choćby w takich dużych drogeriach jak Rossmannie czy Hebe. Teraz, kiedy idę do drogerii (choć i tak zwykle wybieram drogerie lub mydlarnie internetowe), prawie zawsze wiem, czego szukam, więc zakupy kosmetyczne robię w mgnieniu oka i bez stresu, że nie znajdę ciekawego produktu. Wchodzę, biorę potrzebny mi produkt, płacę i wychodzę. 5 minut i zakupy z głowy.
I, tak jak napomniałam w przed chwilą, czas. Obecnie nie spędzam pół godziny, czy też nawet całej godziny w drogerii (a kiedyś tak bywało). Teraz po 5 minutach zakupy mam z głowy. To niesamowita ulga dla mnie - nielubiącej chodzić po sklepach. Wchodząc do sklepu, wiem, czego chcę. Udaję się do konkretnego działu i sięgam po wcześniej wybrany już w domu kosmetyk. Nie tracę więc czasu na analizę jego składu, bo wiem, jaki jest oraz na porównanie podobnych produktów leżących obok niego na półce.
Z jakich kosmetyków zrezygnowałam przez ostatnie dwa lata?
1. Peeling do ciała
Kiedyś używałam peelingu morelowego marki Yves Rocher. Jego cena za opakowanie o pojemności 150 ml to aż 33.90 PLN.
Jakiego peelingu używam teraz? Domowej roboty, który robi się dosłownie w minutę. Czego do niego używam? Fusów z kawy, oleju migdałowego i cynamonu. W jakich proporcjach? Na oko. Tak żeby otrzymać niebyt suchą, ale też niezbyt wodnistą papkę. Cena takiego peelingu? Prawie żadna, ponieważ kawę i tak bym piła, cynamon i tak bym miała w kuchni, a olej migdałowy też cały czas mam, a kupuję go bardzo tanio (około 30 złotych za litr oleju; taka ilość starcza mi aż na rok użytkowania).
Jakiego peelingu używam teraz? Domowej roboty, który robi się dosłownie w minutę. Czego do niego używam? Fusów z kawy, oleju migdałowego i cynamonu. W jakich proporcjach? Na oko. Tak żeby otrzymać niebyt suchą, ale też niezbyt wodnistą papkę. Cena takiego peelingu? Prawie żadna, ponieważ kawę i tak bym piła, cynamon i tak bym miała w kuchni, a olej migdałowy też cały czas mam, a kupuję go bardzo tanio (około 30 złotych za litr oleju; taka ilość starcza mi aż na rok użytkowania).
![]() |
źródło: https://www.yves-rocher.pl/ |
2. Balsam po kąpieli
Kiedyś używałam balsamów marki Yves Rocher oczywiście. ;-) Najczęściej stosowałam mleczko do ciała z ich gamy Plaisirs Nature z oliwą z oliwek. Cena za jedno opakowanie o pojemności 390 ml to 25.90 PLN.
Co stosuję teraz? Po prostu olejek ze słodkich migdałów. Jest o wiele bardziej wydajny niż mleczko, całkowicie naturalny i o niebo tańszy. Jak napisałam już wcześniej, olej kupuję w litrowych opakowaniach w cenie około 30 PLN za litr. Jak stosuję ten olejek, żeby nawilżał, a nie wysuszał? Po skończonym prysznicu, ale jeszcze przed wytarciem ciała w ręcznik, wsmarowuję w ciało troszkę olejku. Następnie wycieram się w ręcznik. Efekt wow gwarantowany.
Co stosuję teraz? Po prostu olejek ze słodkich migdałów. Jest o wiele bardziej wydajny niż mleczko, całkowicie naturalny i o niebo tańszy. Jak napisałam już wcześniej, olej kupuję w litrowych opakowaniach w cenie około 30 PLN za litr. Jak stosuję ten olejek, żeby nawilżał, a nie wysuszał? Po skończonym prysznicu, ale jeszcze przed wytarciem ciała w ręcznik, wsmarowuję w ciało troszkę olejku. Następnie wycieram się w ręcznik. Efekt wow gwarantowany.
![]() |
źródło: https://www.yves-rocher.pl/ |
3. Olejek przeciw rozstępom w ciąży
Na początku pierwszej ciąży stosowałam chyba najtańszą na rynku (ale bardzo dobrą w składzie) oliwkę dla kobiet w ciąży przeciw rozstępom, czyli tę z Rossmanna o nazwie Babydream Mamas. Koszt takiej oliwki to 13.99 PLN za opakowanie o pojemności 250 ml.
Jednak po jakimś czasie i ona okazała się zbędna. Teraz wystarczy mi po prostu najzwyczajniejszy olej ze słodkich migdałów lub ewentualnie - jeśli skóra miejscami potrzebuje jeszcze większego nawilżenia - masło shea (7 PLN za opakowanie o pojemności 125 g).
Jednak po jakimś czasie i ona okazała się zbędna. Teraz wystarczy mi po prostu najzwyczajniejszy olej ze słodkich migdałów lub ewentualnie - jeśli skóra miejscami potrzebuje jeszcze większego nawilżenia - masło shea (7 PLN za opakowanie o pojemności 125 g).
![]() |
źródło: https://www.rossmann.pl/ |
4. Płyn do demakijażu oczu
Kiedyś stosowałam dwufazowy płyn do demakijażu oczu z wyciągiem z bławatka BIO oczywiście marki Yves Rocher. Cena za opakowanie o pojemności 100 ml to 24.90 PLN.
Jak się jednak okazało również i ten produkt jest zupełnie niepotrzebny (nawet jeśli stosuje się wodoodporne kosmetyki). Tak naprawdę jakikolwiek olej nawet ten spożywczy poradzi sobie z demakijażem oczu. Ja jednak zdecydowałam się używać do tego celu mojego ulubionego kosmetycznego oleju ze słodkich migdałów. Cena za olejek ze słodkich migdałów? Praktycznie żadna, ponieważ do demakijażu oczu używam znikomych ilości olejku. Jak go stosuję? Zwilżam wacik do demakijażu wodą, po czym nalewam na niego troszkę olejku, przykładam do powieki, odczekuję chwilę i przecieram powiekę. Efekt lepszy niż po wspomnianym płynie do demakijażu. A do tego w 100% naturalny, niedrażniący oraz bezzapachowy. Jak dla mnie rewelacja!
Jak się jednak okazało również i ten produkt jest zupełnie niepotrzebny (nawet jeśli stosuje się wodoodporne kosmetyki). Tak naprawdę jakikolwiek olej nawet ten spożywczy poradzi sobie z demakijażem oczu. Ja jednak zdecydowałam się używać do tego celu mojego ulubionego kosmetycznego oleju ze słodkich migdałów. Cena za olejek ze słodkich migdałów? Praktycznie żadna, ponieważ do demakijażu oczu używam znikomych ilości olejku. Jak go stosuję? Zwilżam wacik do demakijażu wodą, po czym nalewam na niego troszkę olejku, przykładam do powieki, odczekuję chwilę i przecieram powiekę. Efekt lepszy niż po wspomnianym płynie do demakijażu. A do tego w 100% naturalny, niedrażniący oraz bezzapachowy. Jak dla mnie rewelacja!
5. Płyn do demakijażu twarzy
To jeszcze jeden kosmetyk, którego się pozbyłam ze swojej kosmetyczki. Kiedyś najczęściej używanym przeze mnie mleczkiem do demakijażu było łagodzące mleczko do demakijażu z serii Sensitive Végétale oczywiście, a jakże, marki Yves Rocher! ;-) Cena za opakowanie o pojemności 200 ml to 29.90 PLN.
Czego używam teraz? Pewnie nie zdziwi Was, kiedy powiem, że... olejku ze słodkich migdałów. Aplikuję go w ten sam sposób, jak w przypadku demakijażu oczu. Cena? Niemal żadna. Efekt? Wspaniały.
Czego używam teraz? Pewnie nie zdziwi Was, kiedy powiem, że... olejku ze słodkich migdałów. Aplikuję go w ten sam sposób, jak w przypadku demakijażu oczu. Cena? Niemal żadna. Efekt? Wspaniały.
![]() |
źródło: https://www.yves-rocher.pl/ |
6. Dezodorant
Kiedyś stosowałam antyperspirant marki... ha! tym razem nie Yves Rocher tylko Vichy. Czyli jeszcze wyższa półka cenowa. Zwykle starałam się polować na oferty na ten antyperspirant. Najtańszą możliwą ceną za jedno opakowanie o pojemności 50 ml było 24.99 PLN, ale rzadko udawało mi się go upolować aż w tak niskiej cenie. Często płaciłam niestety 30 PLN albo i nawet 35 PLN za opakowanie.
Jakiego dezodorantu używam teraz? Domowej roboty, który jest niesamowicie wydajny, skuteczny i do tego jeszcze śmiesznie tani. Robi się go, podobnie jak peeling kawowy, w minutę. Co jest potrzebne do jego wykonania? 4 łyżki oleju kokosowego, 3 łyżki sody oczyszczonej oraz 3 łyżki skrobi ziemniaczanej. Cena? Niewielka. Najdroższym składnikiem jest nierafinowany olej kokosowy, którego ja akurat i tak używam na co dzień w kuchni w sporych ilościach. Czasem uda mi się go kupić w Lidlu za 17.99 PLN za 500 ml. Taki z zieloną etykietką marki House of Asia. Pozostałe składniki cenowo są praktycznie niewyczuwalne. Dezodorant wykonany z takiej ilości składników trwa, trwa i trwa. Na cały dzień wystarczy bowiem użyć wielkość odpowiadającą dwóm zielonym groszkom (po groszku na pachę).
Jakiego dezodorantu używam teraz? Domowej roboty, który jest niesamowicie wydajny, skuteczny i do tego jeszcze śmiesznie tani. Robi się go, podobnie jak peeling kawowy, w minutę. Co jest potrzebne do jego wykonania? 4 łyżki oleju kokosowego, 3 łyżki sody oczyszczonej oraz 3 łyżki skrobi ziemniaczanej. Cena? Niewielka. Najdroższym składnikiem jest nierafinowany olej kokosowy, którego ja akurat i tak używam na co dzień w kuchni w sporych ilościach. Czasem uda mi się go kupić w Lidlu za 17.99 PLN za 500 ml. Taki z zieloną etykietką marki House of Asia. Pozostałe składniki cenowo są praktycznie niewyczuwalne. Dezodorant wykonany z takiej ilości składników trwa, trwa i trwa. Na cały dzień wystarczy bowiem użyć wielkość odpowiadającą dwóm zielonym groszkom (po groszku na pachę).
![]() |
źródło: źródło: https://www.yves-rocher.pl/ |
7. Krem do rąk
Kiedyś myślałam, że jest to absolutnie niezbędny kosmetyk. I co się okazało? Że jest zupełnie na odwrót. Jest to właśnie jeden z bardziej niepotrzebnych produktów. Kiedyś jako krem rąk używałam balsamu do rąk na zimną pogodę z masłem shea marki Yves Rocher ;-). Cena za opakowanie o pojemności 50 ml to 21.90 PLN.
Teraz stosuję samo masło shea. Efekt jeszcze lepszy, produkt w 100% naturalny, a do tego jeszcze tani (7 PLN za opakowanie o pojemności 125 g) i o wiele bardziej wydajny niż wspomniany wcześniej krem. Ilość potrzebna do nasmarowania obydwu rąk jest śmiesznie mała: wielkość jednego zielonego groszku albo i mniej.
Teraz stosuję samo masło shea. Efekt jeszcze lepszy, produkt w 100% naturalny, a do tego jeszcze tani (7 PLN za opakowanie o pojemności 125 g) i o wiele bardziej wydajny niż wspomniany wcześniej krem. Ilość potrzebna do nasmarowania obydwu rąk jest śmiesznie mała: wielkość jednego zielonego groszku albo i mniej.
![]() |
źródło: https://www.yves-rocher.pl/ |
8. Krem do stóp
Kolejny zbędny kosmetyk, który wcześniej był u mnie na porządku dziennym. Jaki dokładnie produkt stosowałam? Krem intensywnie odżywiający do suchych stóp z lawendą bio oraz olejkiem makadamia. Cena za ten krem to 24.90 PLN za opakowanie o pojemności 50 ml.
Co stosuję teraz? Po prostu masło shea, które jest niesamowicie wydajne i tanie. Efekty? Lepsze niż po wyżej wymienionych kosmetykach z Yves Rocher.
Co stosuję teraz? Po prostu masło shea, które jest niesamowicie wydajne i tanie. Efekty? Lepsze niż po wyżej wymienionych kosmetykach z Yves Rocher.
![]() |
źródło: https://www.yves-rocher.pl/ |
9. Peeling do stóp
Do kremu do stóp co więcej, o zgrozo!, czasem dokupywałam do kompletu również peeling do stóp. Jak teraz na to patrzę z perspektywy czasu, to byłam chyba nienormalna. :P Stosowałam peeling do stóp z lawendą bio marki Yves Rocher. Koszt takiego peelingu to 19.90 PLN za opakowanie o pojemności 50 ml.
Obecnie jako peeling do stóp używam po prostu kawowego peelingu do ciała domowej roboty, który - jak napisałam już wcześniej - praktycznie nic nie kosztuje.
Obecnie jako peeling do stóp używam po prostu kawowego peelingu do ciała domowej roboty, który - jak napisałam już wcześniej - praktycznie nic nie kosztuje.
![]() |
źródło: https://www.yves-rocher.pl/ |
10. Balsam do ust
Kolejny jak się okazało zbędny kosmetyk. Co prawda nie wyeliminowałam go w 100%, ponieważ moje wargi mają ogromną tendencję do wysychania (obawiam się, że dzieje się tak, ponieważ przez minimum 20 lat używałam ton pomadek nawilżających najróżniejszej jakości nie tyle z konieczności co niejako z przyzwyczajenia i podejrzewam, że przez to moje wargi są teraz takie dziadowskie. Przyzwyczaiły się bowiem do hektolitrów kosmetyków). Zanim przestałam używać produktów marki Yves Rocher, najczęściej wybieraną przez mnie pomadką do ust był balsam do ust masło karite. Jego cena za opakowanie 4.8 g to 9.90 PLN.
W tym momencie stosuję naprzemiennie masło shea i pomadkę peelingującą polskiej naturalnej marki Sylveco. Cena tej pomadki to około 11 PLN za 4.6 g, czyli nawet nieco drożej od analogicznego kosmetyku z Yves Rocher. Natomiast jakość pomadki Sylveco jest o niebo lepsza i, co więcej, jest ona również o wiele bardziej wydajna.
W tym momencie stosuję naprzemiennie masło shea i pomadkę peelingującą polskiej naturalnej marki Sylveco. Cena tej pomadki to około 11 PLN za 4.6 g, czyli nawet nieco drożej od analogicznego kosmetyku z Yves Rocher. Natomiast jakość pomadki Sylveco jest o niebo lepsza i, co więcej, jest ona również o wiele bardziej wydajna.
Ile udało mi się zaoszczędzić w rok?
Żebyście zobaczyli, jak te kilka zmian kosmetycznych wpłynęło na mój portfel, popatrzcie na poniższą tabelkę. Wychodzi z niej, że jedynie na tych 10 zmianach w ciągu roku zaoszczędziłam niemal 900 złotych!
A co Wy możecie wyrzucić ze swojej kosmetyczki?
Przyglądnijcie się swojej kosmetyczce. Może są w niej jakieś kosmetyki, które można albo całkowicie wyeliminować, albo zastąpić tańszymi, naturalniejszymi i lepszymi jakościowo produktami? Jak widzicie chyba warto dokonać takich zmian. Dzięki temu nie tylko oszczędzacie całkiem spore pieniądze, ale również zyskujecie więcej czasu, który możecie spożytkować w znacznie przyjemniejszy sposób niż na włóczenie się pomiędzy sklepowymi półkami. Choćby spędzając go wśród swoich najbliższych.
Jeśli spodobał Ci się ten wpis i chcesz być na bieżąco z moimi działaniami i niczego nie przegapić:
- obserwuj mnie na Facebooku - Mama pod prąd FB
- zaglądaj do mnie na Instagramie - Mama pod prąd Instagram
piątek, listopada 02, 2018
Ubrania dla niemowląt - moje hity i kity

Co spędza sen z oczu większości przyszłych rodziców? Wyprawka dla noworodka rzecz jasna! Jak się jednak okazuje, nie taki diabeł straszny, jak go malują. Tak naprawdę niewiele rzeczy z tych reklamowanych jako niezbędne będą w rzeczywistości potrzebne. Pisałam już o tym w jednym z moich wcześniejszych postów na blogu: jak można oszczędzać zarówno będąc w ciąży, jak i po narodzeniu dziecka. Dużo dodatkowych pomysłów o tym, jak oszczędzać możecie również znaleźć klikając na dział oszczędności znajdujący się u góry bloga.
Ubrania dla dzieci - noworodek to nie lalka
Moje pierwsze dziecko urodziło się na początku marca, drugie urodzi się w grudniu. Jak widzicie, obydwoje wybrali przyjście na świat w zimnych miesiącach. Dlatego moje hity i kity będą się raczej odnosić do tych zimniejszych miesięcy (choć nie tylko). Powiem Wam, co z ubrań warto kupić, a czego unikać szerokim łukiem, nawet jeśli by było nie wiem jak przepiękne. Niektóre rzeczy, wydaje mi się, zostały chyba zaprojektowane celowo, żeby jeszcze bardziej utrudnić życie rodzicom. Owszem na lalki dałoby się taką odzież założyć. Jednak warto sobie wbić do głowy raz na zawsze, że mimo iż noworodek wygląda tak ojojuś ojejciu przesłodziuchnie niczym najpiękniejsza lalka, lalką bynajmniej nie jest, o czym nam na pewno głośno da znać wiele razy podczas dnia i nocy. Jeśli jakieś ubranie nie zostało dobrze przemyślane, może ono przysporzyć dzieciom, ale również i rodzicom sporo cierpienia. Śmiem twierdzić więcej niż przebycie maratonu w niebotycznie wysokich szpilkach ze szpicowatymi noskami, albo niż uciekanie w butach na obcasach przed drapieżnym dinozaurem. ;-)
Jeśli cały czas gubicie się w nomenklaturze ubioru dla noworodków, z pomocą powinien przyjść Wam mój poprzedni wpis dotyczący pajacyków, body, rampersów, śpiochów, itd. Jeżeli natomiast macie tę kwestię już opanowaną, śmiało czytajcie dalej. :)
1. Nierozpinane swetry i bluzki z długim rękawem
Dlaczego? Ponieważ za każdym razem, kiedy będziemy się starali przełożyć takie ubranie noworodkowi przez głowę, nasze dziecko wpadnie w taką histerię, że usłyszy go nawet przygłucha ciotka z "Szikago". Noworodki NIE tolerują przekładania im czegokolwiek przez głowę. Koniec kropka. Na przytulaśne sweterki i pięknuśne bluzeczki trzeba będzie poczekać minimum kilka miesięcy, no chyba że gustujecie w hardcore'owych klimatach, a codzienna walka z drącym się wniebogłosy trzy lub czterokilogramowym człowiekiem to dla Was po prostu urok rodzicielstwa. Jeśli jednak absolutnie nie jesteście w stanie zrezygnować z nierozpinanego swetra lub bluzki, to wybierzcie przynajmniej takie z bardzo elastycznym otworem na głowę, albo z ciut rozpinaną górą (np. z kilkoma guzikami lub napami z przodu, albo z boku). Dzięki temu, otwór na głowę będzie większy i Wasz noworodek podczas procesu przebierania być może nawet o połowę cichszy. Bo całkowicie cichy na pewno nie będzie. :P
![]() |
Najmniej lubiane ubranie przez mojego syna. Wszystko dlatego, że bluzka miała bardzo mały otwór na głowę. A taki piękny Batman, prawda? ;-( |
2. Pajacyki rozpinane na plecach
Druga rzecz, której absolutnie nie trawią noworodki to ubrania zapinane na plecach lub - jeszcze gorzej - z tyłu na pupie. Oj, ile ja miałam tego typu pajacyków! Na szczęście wszystkie już sprzedałam. I jakże siarczystej mowy polskiej używałam w myślach, a czasem nawet i w słowach, przewijając mojego synka. Wszystkie Sebixy i Adasie Miauczyńskie mogłyby się przy mnie schować. ;-)
Noworodki nie znoszą przekładania ich na brzuch podczas zmieniania pieluchy. A jakże inaczej można ubrać im te cholerne pajacyki zapinane z tyłu? Albo właśnie kładąc dziecko na brzuchu, albo nieudolnie starając się postawić dziecko w pionie. No cóż, ani jedno, ani drugie raczej Wam nie wyjdzie bez upoconych pach i czoła (dla jasności - Waszych nie dziecka ;-) ). Noworodki, jeślibyście tego nie wiedzieli, albo chwilowo zapomnieli, nie potrafią stać. Ba! Przecież one nawet nie są w stanie samodzielnie trzymać głowy. Jeśli przebieracie dziecko samemu w tego typu pajacyk, mogę Wam tylko życzyć - sarkastycznie rzecz jasna - dużo szczęścia. ;-)
3. Płaszcze kąpielowe dla noworodków
Strzeżcie się i tego typu ubraniowych pomysłów! Och, jaki ja piękny płaszczyk kupiłam dla swojego dziecka, kiedy byłam jeszcze w ciąży! Oczami wyobraźni widziałam już, jak po kąpieli zakładam mu go na jego maleńkie ciało i robię mu w nim przepiękne zdjęcia. Taaaa. Rzeczywistość była zupełnie inna. Za każdym razem, kiedy kończyła się kąpiel i wyjmowałam dziecko z wiaderka (do kąpieli nie używałam wanienki, tylko specjalne wiaderko), mój syn zamiast z radością wysuwać swoje ramiona w stronę rękawów szlafroka, ustawiał wargi w podkówkę, robił się czerwony na twarzy i zaczynał koncert wokalny w bardzo wysokich tonacjach. Zapewne jego koncert roznosił się na całą długość i szerokość bloku. Po dwóch nieudanych próbach odziania go w ten piękny płaszcz, ubranie zostało przeze mnie wystawione na olx. ;-)
![]() |
Zdjęcia syna w tym płaszczu oczywiście nie ma, gdyż ani razu nie udało mi się go założyć. |
4. Spodnie nieregulowane w pasie
Kolejnym nielubianym przeze mnie ubraniem dla mojego dziecka są spodnie bez możliwości regulacji ich szerokości w pasie. Mój syn należy do tzw. okruszków i kiedy ma na pupie jeszcze pieluchę wielorazową, robiącą mu niezły "kuperek", to mu takie spodnie nie lecą. Jednak jeśli ma na sobie akurat ekologiczną pieluchę jednorazową, trudno mi znaleźć jakiekolwiek spodnie, które by z niego nie spadały. W zimie na po domu dobrze sprawdzały się u nas po prostu rajstopy. Fajną alternatywą dla spodni są też wszelkiego rodzaju getry (oczywiście w cieplejszych miesiącach). Łatwo się je zakłada i dobrze leżą. Spodnie dresowe to jednak u nas numer jeden. Są wygodne, miękkie i bardzo często właśnie mają wszyty w pasie sznurek do regulacji szerokości.
Nie lubię także wszelkiego rodzaju jeansów i spodni eleganckich noszonych na co dzień, bo po pierwsze trudno tu o regulację w pasie, niezbyt łatwo się je zakłada oraz - co najważniejsze - są mniej wygodne dla dziecka, które przecież potrzebuje ubrań niekrępujących jego ruchów, tym bardziej, że dopiero uczy się chodzić. Niemowlętom i małym dzieciom na co dzień ubranym "jak z żurnala" mówię nie!
Nie lubię także wszelkiego rodzaju jeansów i spodni eleganckich noszonych na co dzień, bo po pierwsze trudno tu o regulację w pasie, niezbyt łatwo się je zakłada oraz - co najważniejsze - są mniej wygodne dla dziecka, które przecież potrzebuje ubrań niekrępujących jego ruchów, tym bardziej, że dopiero uczy się chodzić. Niemowlętom i małym dzieciom na co dzień ubranym "jak z żurnala" mówię nie!
![]() |
Niech żyje dres! Na dole spodnie dresowe z możliwością regulacji szerokości w pasie. U góry zapinana na zamek bluza dresowa. |
5. Wszelkiego rodzaju podkoszulki
Z podkoszulkami są dwa główne problemy w zależności od wieku dziecka:
1. Noworodki nie darzą ich sympatią, ponieważ są przekładane im przez głowę, czego, jak już dobrze wiecie (patrz punkt jeden) - nie cierpią. Rodzice noworodków raczej też nigdy fanami podkoszulków się nie staną, gdyż codzienna walka z bobasem podczas jego ubierania do fajnych zajęć na pewno nie należy.
2. Niemowlętom podkoszulki bardzo się podobają - w przeciwieństwie do ich rodziców - gdyż można je łatwo brać do buzi i ślinić ile wlezie. I gdzie tam śliniaki! One nie są aż tak fascynujące jak podkoszulki. Kiedy mój syn wszedł w tzw. fazę oralną i do tego wychodziły mu zęby, przez co ślinił się gorzej niż jakby cały czas popijał sok z miliona cytryn, porzuciłam podkoszulki na rzecz body z krótkim rękawem, albo rampersów. Syn na początku nie był tymi zmianami zachwycony, bo nie był w stanie tłamsić w paszczęce górnej części swojego odzienia, ale po kilku dniach przyzwyczaił się do zmiany i zaczął zanurzać swoje dziąsła w innych rzeczach: śliniakach, gryzakach, kocach, zabawkach, itp. My natomiast nie musieliśmy go już przebierać milion razy dziennie.
1. Noworodki nie darzą ich sympatią, ponieważ są przekładane im przez głowę, czego, jak już dobrze wiecie (patrz punkt jeden) - nie cierpią. Rodzice noworodków raczej też nigdy fanami podkoszulków się nie staną, gdyż codzienna walka z bobasem podczas jego ubierania do fajnych zajęć na pewno nie należy.
2. Niemowlętom podkoszulki bardzo się podobają - w przeciwieństwie do ich rodziców - gdyż można je łatwo brać do buzi i ślinić ile wlezie. I gdzie tam śliniaki! One nie są aż tak fascynujące jak podkoszulki. Kiedy mój syn wszedł w tzw. fazę oralną i do tego wychodziły mu zęby, przez co ślinił się gorzej niż jakby cały czas popijał sok z miliona cytryn, porzuciłam podkoszulki na rzecz body z krótkim rękawem, albo rampersów. Syn na początku nie był tymi zmianami zachwycony, bo nie był w stanie tłamsić w paszczęce górnej części swojego odzienia, ale po kilku dniach przyzwyczaił się do zmiany i zaczął zanurzać swoje dziąsła w innych rzeczach: śliniakach, gryzakach, kocach, zabawkach, itp. My natomiast nie musieliśmy go już przebierać milion razy dziennie.
![]() |
Body zamiast podkoszulka = mniej śliny na ubraniach ;-) |
6. Kombinezon zimowy
Nie wiem, czy niechęć do kombinezonów zimowych to po prostu przypadłość naszego syna, czy skala uprzedzenia do tej części garderoby jest u dzieci bardziej rozpowszechniona. Dla zobrazowania naszych bolączek z kombinezonami zimowymi, przytoczę Wam fragment jednego z moich wcześniejszych postów, gdzie opisałam niebywały antagonizm Sebastiana do kombinezonów: "Może którąś/któregoś z Was zastanowi dlaczego w zimie nie zakładam dziecku kombinezonu? Nie zakładam, ponieważ reakcja mojego syna była jeszcze szybsza, głośniejsza i czerwieńsza na kombinezon niż na kurtkę. Podczas ubierania kombinezonu moje dziecko przez cały czas wyglądało mniej więcej tak:
!!!
/\
oo
-
~

Co warto kupić dla noworodka?
1. Pajacyki rozpinane z przodu i w kroku
- przebiera się dziecko leżące na wznak (jedyna pozycja akceptowana przez noworodki)
- kiedy trzeba zmienić pieluchę, wystarczy rozpiąć napy na dole pajacyka bez zdejmowania całego ubrania.
- nie trzeba wykręcać nóg dziecka, żeby włożyć mu nogi do pajacyka, a tak się czasem dzieje, kiedy w dolnej części pajacyk ma otwarcie tylko na jedną nogę.
2. Body z krótkim rękawem lub rampersy
Najlepiej kupić body z bardzo elastyczną szyją, albo zapinane z przodu kopertowo. Wtedy może być nawet body z długim rękawem. Te widoczne na poniższych zdjęciach mają właśnie bardzo elastyczną szyję. Dobre są też wszelkiego rodzaju rampersy.
3. Sweter typu kardigan (czyli rozpinany z przodu)
Ponieważ noworodki NIE tolerują przekładania im czegokolwiek przez głowę, kardigany są chyba jedyną akceptowalną alternatywą dla swetrów nie pobudzającą strun głosowych noworodków do niewyobrażalnych wibracji. Mądra po szkodzie, w drugiej ciąży kupuję już tylko rozpinane swetry lub kaftaniki.
4. Kurtka
Pamiętając jeszcze drastyczną reakcję mojego syna na wszelkiego rodzaju kombinezony zimowe (patrz punkt 6 w części: Czego wg mnie NIGDY nie kupować?), przy moim drugim dziecku na zimowe wyjścia będę zakładać mu jedynie kurtki. Wydaje mi się, że kurtka zostanie przez noworodka przyjęta o wiele łatwiej (co wcale jednak nie musi oznaczać "z radością") niż kombinezon.5. Koc lub otulacz do owinięcia dziecka
Pamiętając jeszcze najgorszy hardcore mojego macierzyństwa z Sebastianem, czyli brak snu, drugie dziecko będę starała się opatulać bardzo ciasno albo za pomocą zwykłego małego kocyka, albo specjalnie do tego przeznaczonego bawełnianego otulacza dla noworodków. Może dzięki temu będzie spokojniejsze i chętniejsze do dłuższych drzemek. ;-) Żeby było mu cieplej, na to wszystko nałożę jeszcze pewnie rożek. Nie będę jednak raczej stosować już samego rożka jako otulacza, bo wiem, że tej funkcji nie spełnia zbyt dobrze.![]() |
źródło: https://woombie.pl/ otulacz noworodkowy |
I tyle. Według mnie to najlepsze zestawy noworodkowe. :-)
Miej w dupie, co inni powiedzą. :P
I nie przejmujcie się opiniami innych ludzi, którzy może będą się dziwić, że np. noworodki chłopcy nie chodzą w jeansach i eleganckich koszulach, a noworodki dziewczynki, nie mają założonych non stop sukienek. "Że co?" - pomyślicie. "Kto przy zdrowych zmysłach mógłby negatywnie skomentować pajacyk na niemowlęciu?" No cóż. Są tacy ludzie. Przynajmniej ja takich spotkałam na swojej drodze. Nie wiem, czy przy zdrowych zmysłach, bo nie mnie to oceniać, tylko psychologowi, albo psychiatrze, ale są. ;-) Na przykład jedna moja koleżanka została zapytana przez dalszą krewną, czy nie stać jej może na sukienki i dlatego ubiera swoją nowonarodzoną córeczkę non stop w pajacyki i bodziaki. :D
Mini test z ubranek dla noworodków
A na koniec jeszcze mini test (widać, że jestem niespełnioną nauczycielką, co nie? ;-) ). Co na poniższych zdjęciach jest nie tak z ubraniami dla noworodków? Innymi słowy, jakie elementy w nich mogą przyspieszyć pracę serca i gruczołów potowych u rodzica?
I jeszcze jedno pytanie do Was. Patrząc na ubrania, jakie kupiłam dla swojego baby number two (tych robionych na tle ściany w pasy), jak sądzicie, będzie to chłopiec czy dziewczynka? ;-)
1. Co jest nie tak z tą bluzą?
![]() |
2. Co jest nie tak z tym pajacykiem bez stópek?
3. Co jest nie tak z tym pajacykiem?
4. Co jest nie tak z tym podkoszulkiem?
Odpowiedzi do mini testu poniżej. ;-)
Jeśli spodobał Ci się ten wpis i chcesz być na bieżąco z moimi działaniami i niczego nie przegapić:
- obserwuj mnie na Facebooku - Mama pod prąd FB
- zaglądaj do mnie na Instagramie - Mama pod prąd Instagram
wtorek, października 30, 2018
Ubrania dla niemowląt - poradnik dla opornych

W dzisiejszym wpisie zajmę się chyba jedną z bardziej zagmatwanych kwestii dotyczących wyprawki, a mianowicie ubraniami dla noworodka. Na rynku jest tego cała masa, aż głowa boli. My, przyszli rodzice, po pierwsze musimy poznać nic albo przynajmniej niewiele nam mówiące nazwy typu body, pajacyki, kaftaniki, śpiochy, półśpiochy, rampersy, czy rożki, a potem - jakby tego jeszcze było mało - zdecydować się, co wybrać oraz po ile sztuk i w jakim rozmiarze kupić. Istne szaleństwo!
czwartek, października 25, 2018
Książka, dzięki której pokochasz książki

Rzadko która książka jest w stanie tak mnie zachwycić swoim tytułem, jak ta o której dziś chciałabym Wam opowiedzieć. Mam na myśli „Książkę, dzięki której pokochasz książki. Nawet jeśli nie lubisz czytać” autorstwa Françoize Boucher opublikowanej przez Wydawnictwo Muchomor. Nie uważacie, że tytuł ten jest nie tylko wyjątkowo chwytliwy, ale i intrygujący? Jak niby można przekonać tych nieczytających, że warto czytać?! Na pierwszy rzut oka sprawa trudna, żeby nie powiedzieć niemożliwa. Wydaje mi się jednak, że autorka książki stanęła na wysokości zadania i dzięki tej pozycji przynajmniej co poniektórzy są w stanie przejść na jasną stronę mocy i stać się wręcz miłośnikami lektur.
poniedziałek, października 22, 2018
Krem na zimę - Polny Warkocz - mazidło pszeniczne

Może pamiętacie, że w lecie przygotowałam dla Was krótki wpis na temat kosmetyków dla dzieci oraz dorosłych na ciepłe i słoneczne dni. Ponieważ w tym momencie lato już na dobre nas opuściło, a zawitała coraz to chłodniejsza jesień, po której niedługo przyjdzie z pewnością i mroźna zima, uznałam, że czas na kolejny wpis kosmetyczno-pogodowy. Jak zwykle będzie naturalnie, oszczędnie oraz skromnie jeżeli chodzi o ilości używanych kosmetyków.
czwartek, października 11, 2018
S jak samodzielność - kitchen helper

Staram się wychowywać swoje dziecko w taki sposób, aby wyrosło na osobę jak najbardziej samodzielną. Nie oznacza to bynajmniej, że nic przy swoim synu nie robię uważając, że jak samodzielność to samodzielność na całego, czyli od pierwszych dni życia. ;-) Niech się uczy! Zero taryfy ulgowej! Takie życie! Nie, nie i jeszcze raz nie. Nic z tych rzeczy. Moje dziecko otaczam troską i opieką od dnia jego narodzin. Jak więc uczę syna samodzielności? Po prostu robię wszystko, co w mojej mocy, aby nie spowalniać jego naturalnego rozwoju, a wręcz go wspomagać. Czyli co dokładnie?
niedziela, października 07, 2018
"Świnka Peppa" a rodzicielstwo bliskości

Jeśli półtora roku temu ktoś by mi powiedział, że mojemu małemu dziecku będę puszczać bajki, popukałabym się w głowę. Ja??? Wariat jakiś! NIGDY! PRZENIGDY! Gdzie tam! Beeee!!! Przecież ja pod prąd jestem! A kiedy ta sama osoba powiedziałaby mi, że jedną z najczęściej puszczanych przeze mnie bajek będzie "Świnka Peppa", umarłabym chyba ze śmiechu. Uważałam, że jak już naprawdę będzie sytuacja podbramkowa i będę zmuszona do to tego niecnego czynu, to będę puszczać TYLKO I WYŁĄCZNIE bajki ze swojego dzieciństwa: Reksia, Kota Filemona, Wróbelka Ćwirka, Krecika,... Czy dotrzymałam tego NIGDY? Oczywiście, że nie. ;-)
Puszczanie bajek nie było jedynym macierzyńskim NIGDY, jakiego nie dotrzymałam. Jeśli jesteście ciekawi pozostałych, przeczytajcie mój wcześniejszy wpis Nigdy nie mów nigdy. Ech, było tego trochę i mam wrażenie, że z miesiąca na miesiąc przybywa. No cóż, jak to zwykle bywa, życie brutalnie weryfikuje nasze postanowienia.
Tak było i w tym przypadku. Przyznaję się. Ja, Mama pod prąd, puszczam od czasu do czasu bajki swojemu dziecku. I nie zawsze jest to jedynie tzw. bezpieczne 15 minut dziennie, oj nie zawsze. Od poniedziałku do piątku opiekuję się dzieckiem sama przez większość dnia i coraz trudniej mi to wychodzi. Pewnie fakt, że aktualnie jestem w trzecim trymestrze drugiej ciąży ma tu coś na rzeczy. A tak w ogóle to jestem tylko człowiekiem i nie boję się do tego przyznać. Jak wiecie, nie jestem mamą idealną, o czym pisałam w swoim ostatnim poście.
![]() |
moje ukochane bajki z dzieciństwa |
"Świnka Peppa", czyli nie taki diabeł straszny jak go malują
Przed urodzeniem dziecka wiele słyszałam o tej bajce, ale za nic w świecie nie byłam w stanie pojąć jej fenomenu. Oglądnęłam kilka urywków i... wydała mi się po prostu głupia. Nie powiem, dziwiło mnie, jak wielu rodziców ją lubi i ceni, w tym nawet moja jedna koleżanka z zawodu psycholog, a prywatnie mama małego dziecka. Głowiłam się nad tym i głowiłam, ale nie byłam w stanie zrozumieć dlaczego ta bajka jest tak lubiana. Po jakimś czasie doszłam do wniosku, że aby to pojąć, trzeba chyba po prostu osiągnąć głębszy poziom wtajemniczenia, a ku temu konieczne jest stanie się rodzicem. Wszakże klan dzieciatych skrywa pełno tajemnic przed niedzieciatymi.
No i stało się! Nadeszła taka chwila, kiedy ani Reksio, ani Kot Filemon, ani nawet Wróbelek Ćwirek nie uspokajał Sebastiana. To właśnie wtedy - śmiem twierdzić - wszechwiedzący YouTube zasugerował mi... Świnkę Peppę. "A co mi szkodzi" - pomyślałam i tak będąc już na skraju załamania nerwowego. Puściłam więc tę bajkę swojemu synkowi. W okamgnieniu wyraz niezadowolenia na jego twarzy, objawiający ustawieniem brwi na kształt kształt slasha i backslasha /\, a warg w formie tyldy ~, przekształcił się w uśmiech. Po kilku minutach z niedowierzaniem zaobserwowałam, że jego uśmiech zamienił się w ewidentną radość i gromki śmiech. Konsternacja. Szok. Niedowierzanie. Peppa działa! "Ale czy aby to nie jedynie chwilowy zachwyt?" - pomyślałam przerażona. "Może jutro Peppa straci swoją czarodziejską moc?".
No i stało się! Nadeszła taka chwila, kiedy ani Reksio, ani Kot Filemon, ani nawet Wróbelek Ćwirek nie uspokajał Sebastiana. To właśnie wtedy - śmiem twierdzić - wszechwiedzący YouTube zasugerował mi... Świnkę Peppę. "A co mi szkodzi" - pomyślałam i tak będąc już na skraju załamania nerwowego. Puściłam więc tę bajkę swojemu synkowi. W okamgnieniu wyraz niezadowolenia na jego twarzy, objawiający ustawieniem brwi na kształt kształt slasha i backslasha /\, a warg w formie tyldy ~, przekształcił się w uśmiech. Po kilku minutach z niedowierzaniem zaobserwowałam, że jego uśmiech zamienił się w ewidentną radość i gromki śmiech. Konsternacja. Szok. Niedowierzanie. Peppa działa! "Ale czy aby to nie jedynie chwilowy zachwyt?" - pomyślałam przerażona. "Może jutro Peppa straci swoją czarodziejską moc?".
![]() |
źródło: YouTube Moje wstępne odczucia na temat "Świnki Peppy" |
Przez nienawiść do miłości
Jak się okazało, nie trzeba było się martwić zawczasu. Miłość do Peppy nadal się utrzymuje, a wraz z nią, rośnie moja ocena tej bajki. Owszem, jestem tej bajce wdzięczna za to, że dzięki niej w chwilach całkowitego wyczerpania mogę na chwilę odpocząć, ale bynajmniej nie to jest powodem mojego głównego zachwytu nad "Świnką Peppą". Co więc takiego sprawiło, że z obozu przeciwników przeszłam do obozu miłośników "Świnki Peppy"? Ni mniej ni więcej jak wspaniałe przedstawienie rodzicielstwa bliskości. "Że co???" - pomyślicie. "Co ta kobita plecie? Chyba przez tę ciążę na łeb jej poszło! Rodzicielstwo bliskości w bajeczce dla dzieci o świnkach taplających się w błotku? Jakaś paranoja!". Mam nadzieję, że na łeb mi jeszcze nie poszło (choć czasem mam w tej kwestii pewne wątpliwości ;-) ). Natomiast rękami i nogami podpisuję się pod stwierdzeniem, że "Świnka Peppa" powinna być tutorialem dla zagubionych rodziców, którzy chcą wychowywać swoje dzieci w duchu rodzicielstwa bliskości, ale nie za bardzo wiedzą, od czego zacząć i jak to ma niby wyglądać. O łatwiejszy przekaz niż w tej bajce naprawdę trudno. Nawet najprościej napisany podręcznik dla rodziców na temat rodzicielstwa bliskości będzie o wiele bardziej zagmatwany niż seria odcinków o tej małej śwince.
Na czym polega rodzicielstwo bliskości?
- Po pierwsze, w tym stylu rodzicielstwa nie ma miejsca na jakąkolwiek przemoc, bez względu na to czy jest ona słowna, czy fizyczna.
- Po drugie, dziecku okazuje się pełen szacunek i traktuje się go na równi z dorosłymi.
- Po trzecie, reaguje się natychmiast na potrzeby dziecka, czyli rodzicielstwo bliskości jest absolutnym przeciwieństwem choćby tzw. techniki "wypłakania się".
- Po czwarte, rodzicielstwo bliskości to czułe rodzicielstwo.
- Po piąte, rodzic nie krytykuje swojego dziecka, kiedy ono cierpi, tylko troskliwie się nim opiekuje (np. kiedy upadło mimo wcześniejszych ostrzeżeń rodzica).
Przykłady rodzicielstwa bliskości w "Śwince Peppie"
Poniżej, opierając się na kilku odcinkach bajki o tej popularnej śwince, pokażę Wam według mnie genialne w swej prostocie przykłady rodzicielstwa bliskości.
Czy nie widzisz, która jest godzina?! - "Urodziny Peppy"
W odcinku, w którym Peppa ma urodziny, świnka budzi rodziców o... 5 rano (!!!). Tak. Dobrze przeczytaliście. O piąąąteeej rano!!! Wyobraźcie sobie, co Wy byście w takiej sytuacji zrobili? Pewnie nie bylibyście taką pobudką zachwyceni, no chyba że są wśród Was tak zwane ranne ptaszki. Choć, śmiem twierdzić, wśród rodziców ranne ptaszki należą raczej do gatunków zagrożonych wyginięciem, jeżeli jeszcze w ogóle jakiekolwiek się ostały. ;-) Rodzicowi każda godzina wydaje się zbyt wczesna na pobudkę, czyż nie? Duża ilość kawy jest wtedy pewnie naszym jedynym pocieszycielem. Najlepiej liczona... w wiaderkach, czyli tzw. matkawa. ;-)
Jeśli moje dziecko obudziłoby mnie o 5 rano, raczej nie tryskałabym radością. I jakkolwiek bym się postarała, aby moje negatywne wewnętrzne emocje nie wyszły na jaw, sądzę, że mogłabym mieć pewne problemy z ich ukryciem. Raczej nie krzyknęłabym na swoje dziecko (mam taką nadzieję), ale byłabym zła, że już nie śpię i z pewnością w jakiś sposób dałoby się to odczuć. Może powiedziałabym do swojego dziecka, że jeszcze za wcześnie i żeby poszło spać, że jeszcze jestem zbyt śpiąca, by zaczynać dzień, że nie mam siły, nie chce mi się, nawet jeśli byłyby to jego urodziny. Jak natomiast zachowali się Mama Świnka i Tata Świnka? Po prostu zaśmiali się, po czym Mama Świnka powiedziała do córki: "Dobrze, zaczynajmy Twoje urodziny". Peppa, jak możecie się domyśleć, była wniebowzięta. Jakie dziecko by nie było, co nie? Rodzice wiedzieli, że urodziny to niezmiernie ważny dzień dla Peppy. Uszanowali jej uczucia swoim kosztem, czyli pobudką o przerażająco wczesnej porze.
A nie mówiłem/łam? - "George się przeziębił"
Ile razy usłyszeliście od swoich rodziców następujące słowa: "A nie mówiłem/łam?". Ja wiele. Czy czułam się lepiej, kiedy je usłyszałam? Nie. Wręcz przeciwnie. Nie dość, że już bez tego było mi źle, to te słowa pogrążały mnie jeszcze bardziej. Dziecko nie jest głupie i rozumie, że źle zrobiło, że nie posłuchało rodziców. I tak wyciągnie poprawny wniosek na przyszłość, że warto słuchać mamy i taty. "A nie mówiłem" jest tutaj zupełnie zbędne. Przydałoby się jednak trochę empatii, trochę wrażliwości i trochę bliskości. Przecież wcale nie potrzeba wiele. Wystarczy zwykłe przytulenie, albo miłe słowa typu: "Oj biedaczku", "Oj kochanie".
Właśnie tak staram się wychowywać swojego synka. Na razie (odpukać) udaje mi się to. Kiedy na przykład mówię, żeby wolniej biegł, bo może upaść, gdyż na drodze jest dużo wybojów i rzeczywiście upada, w efekcie czego płacze, zamiast tego popularnego "A nie mówiłam?" po prostu przytulam swoje dziecko bardzo mocno, tak żeby strach po upadku minął i czekam, aż ból mu przejdzie. Czy uważam, że w ten sposób mój syn wyrośnie na rozbestwionego i rozkapryszonego dzieciaka? Bynajmniej.
Jest taki odcinek w "Śwince Peppie", kiedy Peppa i George wychodzą pobawić się w ogrodzie, mimo że pada deszcz. Mama Świnka prosi ich, żeby założyli płaszcz i kapelusz przeciwdeszczowy. George nie chce założyć kapelusza, mimo że mama tłumaczy mu, że to dla jego dobra, aby się nie rozchorował. George jednak nie słucha mamy i w efekcie rzeczywiście się przeziębia. Jak ja bym zareagowała? Czy powiedziałabym "A nie mówiłam?" Możliwe. Zależy jak bardzo byłabym zmęczona lub zestresowana daną sytuacją. Jak natomiast reagują rodzice George'a? Czy z ich ust padają słowa typu: "A nie mówiłem"? W żadnym wypadku! Nic takiego nie mówią, ani nawet nie widać, żeby tak myśleli. Mama Świnka mówi po prostu: "Ooo! Biedny George. Nie wygląda to dobrze". Tata Świnka natomiast: "Spokojnie. Wezwę doktora niedźwiedzia".
Właśnie tak staram się wychowywać swojego synka. Na razie (odpukać) udaje mi się to. Kiedy na przykład mówię, żeby wolniej biegł, bo może upaść, gdyż na drodze jest dużo wybojów i rzeczywiście upada, w efekcie czego płacze, zamiast tego popularnego "A nie mówiłam?" po prostu przytulam swoje dziecko bardzo mocno, tak żeby strach po upadku minął i czekam, aż ból mu przejdzie. Czy uważam, że w ten sposób mój syn wyrośnie na rozbestwionego i rozkapryszonego dzieciaka? Bynajmniej.
Jest taki odcinek w "Śwince Peppie", kiedy Peppa i George wychodzą pobawić się w ogrodzie, mimo że pada deszcz. Mama Świnka prosi ich, żeby założyli płaszcz i kapelusz przeciwdeszczowy. George nie chce założyć kapelusza, mimo że mama tłumaczy mu, że to dla jego dobra, aby się nie rozchorował. George jednak nie słucha mamy i w efekcie rzeczywiście się przeziębia. Jak ja bym zareagowała? Czy powiedziałabym "A nie mówiłam?" Możliwe. Zależy jak bardzo byłabym zmęczona lub zestresowana daną sytuacją. Jak natomiast reagują rodzice George'a? Czy z ich ust padają słowa typu: "A nie mówiłem"? W żadnym wypadku! Nic takiego nie mówią, ani nawet nie widać, żeby tak myśleli. Mama Świnka mówi po prostu: "Ooo! Biedny George. Nie wygląda to dobrze". Tata Świnka natomiast: "Spokojnie. Wezwę doktora niedźwiedzia".
A nie mówiłem/łam? - "Czkawka"
Jakże łatwo jest rodzicom oceniać swoje dzieci. Co z tego, że powiedzą im, żeby czegoś nie robiły? Warto pamiętać, że dzieci uczą się przecież przez eksperymentowanie. Dlatego, mimo że usłyszą, żeby czegoś nie robić i tak jest spora szansa, że jednak to zrobią. Będą po prostu chciały sprawdzić to na własnej skórze. Przecież nawet dorośli często działają w ten sposób, kiedy słyszą jakiś zakaz. Przynajmniej ja tak mam. ;-) Mam nadzieję, że "A nie mówiłam?" nie przejdzie mi przez usta, a nawet jeśli kiedyś wypowiem te słowa, liczę na to, że będą to sytuacje naprawdę jednostkowe.
Co byście zrobili, kiedy mówicie Waszemu dziecku, żeby piło powoli, bo dostanie czkawki, a ono w dwie sekundy opróżnia szklankę soku... i oczywiście dostaje czkawki? Słowa "A nie mówiłem?" same cisną się na wargi, prawda? Chcecie wiedzieć, jak zareagowali rodzice świnki George'a w takiej sytuacji? Najpierw ostrzegali swoje dziecko: "George, nie pij tak łapczywie". Kiedy ich syn ich nie posłuchał i dostał czkawki, zarówno tata jak i mama zaśmiali się radośnie (bynajmniej nie w sposób prześmiewczy), po czym zgodzili się, żeby Peppa i George poszli się bawić do ogrodu pod warunkiem, że Peppa będzie się opiekowała swoim młodszym bratem. Rodzice znów okazali pełen szacunek, zrozumienie oraz troskę o swoje dziecko. Synka ani nie skrytykowali, ani nie wyśmiali, ani go nie ukarali. Niby takie proste, a tak mało spotykane u nas, rodziców, co nie?
Co byście zrobili, kiedy mówicie Waszemu dziecku, żeby piło powoli, bo dostanie czkawki, a ono w dwie sekundy opróżnia szklankę soku... i oczywiście dostaje czkawki? Słowa "A nie mówiłem?" same cisną się na wargi, prawda? Chcecie wiedzieć, jak zareagowali rodzice świnki George'a w takiej sytuacji? Najpierw ostrzegali swoje dziecko: "George, nie pij tak łapczywie". Kiedy ich syn ich nie posłuchał i dostał czkawki, zarówno tata jak i mama zaśmiali się radośnie (bynajmniej nie w sposób prześmiewczy), po czym zgodzili się, żeby Peppa i George poszli się bawić do ogrodu pod warunkiem, że Peppa będzie się opiekowała swoim młodszym bratem. Rodzice znów okazali pełen szacunek, zrozumienie oraz troskę o swoje dziecko. Synka ani nie skrytykowali, ani nie wyśmiali, ani go nie ukarali. Niby takie proste, a tak mało spotykane u nas, rodziców, co nie?
Coś ty najlepszego zrobił? - "Papierowe samoloty"
Chyba każdy rodzic pracujący z domu, albo przynoszący swoją pracę do domu wie, jak łatwo jest go w stanie wyprowadzić z równowagi jego dziecko, które uderza z radością w klawiaturę komputera firmowego albo traktuje wydrukowane dokumenty firmowe jako fajne tło dla swoich rysunków. Ręka w górę, kto w takiej sytuacji nie wykrzyczał, albo choćby nie wymamrotał słów typu: "Coś ty najlepszego zrobił?" albo "O nie!!! Zostaw to!". Mi się tego typu reakcja raz zdarzyła, kiedy pisałam jeden z postów na bloga. Potem było mi bardzo głupio, bo mój syn się rozpłakał i teraz staram się już nie używać komputera do pracy w obecności mojego syna. Nie chcę po prostu prowokować tego typu sytuacji.
W odcinku "Świnki Peppy" zatytułowanym "Papierowe samoloty", Peppa i George z mamą puszczają w ogrodzie samoloty ręcznie wykonane z kartek papieru. Dzieci mają nie lada zabawę patrząc, jak wykonane przez nich samoloty lecą wysoko i daleko. W pewnym momencie do domu wraca pospiesznie Tata Świnka. Zestresowany, pyta się wszystkich domowników, czy któryś z nich nie widział jego służbowych dokumentów. Mama Świnka bierze Tatę do ogrodu i pokazuje mu kartki zwinięte w samoloty: jedna jest na drzewie, druga w doniczce, a trzecia w stawie z kaczkami.
Jak Wy byście w takiej sytuacji zareagowali? Ja pewnie byłabym bardzo zirytowana, że do zrobienia samolotów nie użyto jakiejś makulatury. Może nawet podniosłabym trochę głos. Zależałoby to pewnie od ważności dokumentów i poziomu mojego stresu w danym momencie. Jak natomiast zareagował Tata Świnka? Uśmiechnął się mówiąc, że tak, to te dokumenty, których szukał. Jednak najważniejszego z dokumentów, jakiego potrzebował, nie było w ogrodzie. Okazało się, że poleciał on tak daleko, że zniknął wszystkim z pola widzenia. Tata przejął się tą sytuacją, ale bynajmniej na nikogo nie nakrzyczał, tylko wyjął telefon, żeby zadzwonić do swojego szefa i poinformować go o wszystkim. Na szczęście najważniejszy dokument się znalazł (wleciał do gabinetu szefa), więc problem został zażegnany. Mało prawdopodobne jednak, żeby tak skończyła się podobna historia w prawdziwym świecie z prawdziwymi nie zawsze wyrozumiałymi szefami, nie sądzicie? Dlatego też rozumiem, że my, rodzice, moglibyśmy trochę inaczej zareagować na taką sytuację - mniej w duchu rodzicielstwa bliskości.
W odcinku "Świnki Peppy" zatytułowanym "Papierowe samoloty", Peppa i George z mamą puszczają w ogrodzie samoloty ręcznie wykonane z kartek papieru. Dzieci mają nie lada zabawę patrząc, jak wykonane przez nich samoloty lecą wysoko i daleko. W pewnym momencie do domu wraca pospiesznie Tata Świnka. Zestresowany, pyta się wszystkich domowników, czy któryś z nich nie widział jego służbowych dokumentów. Mama Świnka bierze Tatę do ogrodu i pokazuje mu kartki zwinięte w samoloty: jedna jest na drzewie, druga w doniczce, a trzecia w stawie z kaczkami.
Jak Wy byście w takiej sytuacji zareagowali? Ja pewnie byłabym bardzo zirytowana, że do zrobienia samolotów nie użyto jakiejś makulatury. Może nawet podniosłabym trochę głos. Zależałoby to pewnie od ważności dokumentów i poziomu mojego stresu w danym momencie. Jak natomiast zareagował Tata Świnka? Uśmiechnął się mówiąc, że tak, to te dokumenty, których szukał. Jednak najważniejszego z dokumentów, jakiego potrzebował, nie było w ogrodzie. Okazało się, że poleciał on tak daleko, że zniknął wszystkim z pola widzenia. Tata przejął się tą sytuacją, ale bynajmniej na nikogo nie nakrzyczał, tylko wyjął telefon, żeby zadzwonić do swojego szefa i poinformować go o wszystkim. Na szczęście najważniejszy dokument się znalazł (wleciał do gabinetu szefa), więc problem został zażegnany. Mało prawdopodobne jednak, żeby tak skończyła się podobna historia w prawdziwym świecie z prawdziwymi nie zawsze wyrozumiałymi szefami, nie sądzicie? Dlatego też rozumiem, że my, rodzice, moglibyśmy trochę inaczej zareagować na taką sytuację - mniej w duchu rodzicielstwa bliskości.
Coś ty najlepszego zrobił? - "Przebieranki"
Przy okazji "Papierowych samolotów" wspominałam Wam już, jak kiedyś zdarzyło mi się zdenerwować, kiedy Sebastian zaczął uderzać z radością w klawiaturę mojego komputera, na którym właśnie pisałam nowy artykuł na bloga. Od tego momentu staram się po prostu unikać tego typu sytuacji pracując wtedy, kiedy mojego syna nie ma w pobliżu, czyli najczęściej, kiedy już śpi.
Jest jeszcze jeden odcinek "Świnki Peppy", w którym dzieci psują pracę rodzica. Nosi on tytuł "Przebieranki". Peppa bawi się w mamę ubrana w jej strój. Idzie do jej gabinetu i zasiada przed komputerem, na którym mama właśnie pracuje i zaczyna kasować całą treść maila, jaki właśnie skończyła pisać jej mama. Wyobraźcie sobie tego typu sytuację u Was. Raczej mało który rodzic zachowałby zimną krew. Nerwy puściłyby chyba większości z nas. Całe szczęście, że istnieje skrót Ctrl + Z, który mógłby nam tu trochę pomóc w odrestaurowaniu choćby części wymazanej pracy. ;-)
Jak na sytuację utracenia całej treści maila zareagowała natomiast Mama Świnka? Mimo że Peppa świetnie się bawiła kasując treść maila mamy, mama patrząc na to wszystko miała niemrawy wyraz twarzy, nic jednak nie powiedziała. Kiedy Peppa i George postanowili przenieść się do ogrodu, mama powiedziała tylko z uśmiechem: "Do widzenia Mamo i Tato Świnko". Oj, mało prawdopodobne, żebym była wstanie tak na całkowitym luzie podejść do podobnej sytuacji. Ale może wątpię w swoje możliwości? Kto wie. ;-)
Jak na sytuację utracenia całej treści maila zareagowała natomiast Mama Świnka? Mimo że Peppa świetnie się bawiła kasując treść maila mamy, mama patrząc na to wszystko miała niemrawy wyraz twarzy, nic jednak nie powiedziała. Kiedy Peppa i George postanowili przenieść się do ogrodu, mama powiedziała tylko z uśmiechem: "Do widzenia Mamo i Tato Świnko". Oj, mało prawdopodobne, żebym była wstanie tak na całkowitym luzie podejść do podobnej sytuacji. Ale może wątpię w swoje możliwości? Kto wie. ;-)
Nie chlap tak! Pomoczysz wszystko! - "Podwieczorek"
Wyobraźcie sobie teraz następującą sytuację. Wasze dziecko z zapałem myje ręce w umywalce, albo pomaga wam myć w zlewozmywaku warzywa do sałatki. Wiadomo, że podczas wykonywania takich czynności sporo wody wyleje się poza umywalkę albo zlew. Co robicie? Cieszycie się z radości Waszego dziecka, z tego, że cieszy się, że jest już takie samodzielne, albo że może Wam w czymś pomóc, czy raczej zakręcacie kurek, bo nie macie ochoty czyścić potem całej podłogi, albo marnotrawić litrów wody?
Jeśli chodzi o mnie, to jest różnie. W ostatnim poście, w którym zdradziłam Wam, że nie jestem aż taką super mamą, jaką bym chciała być dla swojego dziecka, wspomniałam między innymi o takiej sytuacji, kiedy mój syn myje w mojej asyście ręce. Nawet, kiedy jego ręce są już czyste to, że woda się leje i leje, i chlapie, i pryska, i moczy jest tak fajne, że dalej chlapie on w najlepsze. Ja to wszystko wiem, staram się akceptować i nie przeszkadzać Sebastianowi w poznawaniu i badaniu świata. Jednak przychodzi czasem taki moment, że zakręcam kurek od kranu. Robię to zwykle, kiedy jego ręce są już wymyte, a jeszcze pamiętam, ile wynosiła kwota za rachunki za wodę.
Jeśli chodzi o mnie, to jest różnie. W ostatnim poście, w którym zdradziłam Wam, że nie jestem aż taką super mamą, jaką bym chciała być dla swojego dziecka, wspomniałam między innymi o takiej sytuacji, kiedy mój syn myje w mojej asyście ręce. Nawet, kiedy jego ręce są już czyste to, że woda się leje i leje, i chlapie, i pryska, i moczy jest tak fajne, że dalej chlapie on w najlepsze. Ja to wszystko wiem, staram się akceptować i nie przeszkadzać Sebastianowi w poznawaniu i badaniu świata. Jednak przychodzi czasem taki moment, że zakręcam kurek od kranu. Robię to zwykle, kiedy jego ręce są już wymyte, a jeszcze pamiętam, ile wynosiła kwota za rachunki za wodę.
Co natomiast zrobili Dziadek Świnka i Babcia Świnka? Podczas mycia warzyw śmiali się razem z wnukami. Natomiast, kiedy warzywa były już czyste, Babcia po prostu powiedziała: "No już wystarczy tego mycia" i postawiła dzieci na podłodze. Bez pośpiechu, bez nerwów, bez niepotrzebnych negatywnych emocji. Dzieci przyjęły tę informację ze spokojem. Nie denerwowały się. Wcześniej pobawiły się już dostatecznie chlapiąc wodą na wszystkie strony.
Zgubiłaś swoje buty?! - "Nowe buty"
A teraz wyobraźcie sobie kolejną sytuację z życia wziętą. Wasze dziecko mówi Wam, że zgubiło swoje buty. Czy zdenerwowalibyście się, że jest takie roztrzepane? Pewnie tak. Czy zdenerwowałabym się ja? Pewnie też. I nie tylko bym się zdenerwowała, ale i zmartwiła, bo wiedziałabym, że znowu czeka mnie wydatek minimum 200 złotych na nową parę butów. Ech, ceny dobrego obuwia dziecięcego są horrendalne!
A jak w takiej sytuacji zachowali się rodzice Peppy? Mama Świnka najpierw z uśmiechem stwierdziła, że buty na pewno się znajdą i zasugerowała, żeby poszukać ich wspólnie w ogrodzie. Cała rodzina poszła szukać butów Peppy, ale niczego nie znaleźli. Peppa bardzo się tym faktem zmartwiła. Mama Świnka widząc smutek w oczach Peppy powiedziała natomiast: "Biedna Peppa. Twoje buty były dosyć stare. Kupimy Ci nowe". Mama jak zwykle bez niepotrzebnych pretensji wczuła się w uczucia swojej córki i postanowiła jej jak najszybciej pomóc. Zgodziła się też, żeby nowe buty były w ulubionym kolorze Peppy, czyli w czerwonym. :-)
A jak w takiej sytuacji zachowali się rodzice Peppy? Mama Świnka najpierw z uśmiechem stwierdziła, że buty na pewno się znajdą i zasugerowała, żeby poszukać ich wspólnie w ogrodzie. Cała rodzina poszła szukać butów Peppy, ale niczego nie znaleźli. Peppa bardzo się tym faktem zmartwiła. Mama Świnka widząc smutek w oczach Peppy powiedziała natomiast: "Biedna Peppa. Twoje buty były dosyć stare. Kupimy Ci nowe". Mama jak zwykle bez niepotrzebnych pretensji wczuła się w uczucia swojej córki i postanowiła jej jak najszybciej pomóc. Zgodziła się też, żeby nowe buty były w ulubionym kolorze Peppy, czyli w czerwonym. :-)
Wiara w możliwości swoich dzieci - "Dzień talentu"
Bardzo cenię sobie również odcinek "Świnki Peppy", w którym dzieci jako zadanie domowe do przedszkola muszą wymyślić, jaki jest ich największy talent. W tym odcinku najbardziej podoba mi się reakcja Taty Świnki, kiedy zasmucona Peppa mówi: "Nie mogę jeszcze spać. Nie wiem, co jest moim największym talentem". Tata natychmiast reaguje na słowa córki, odpowiadając jej: "Myślę, że masz wiele talentów, Peppo". Usłyszawszy te słowa, Peppa od razu rozpromienia się na twarzy, wyskakuje z łóżka i mówi: "Tak! Też tak myślę! Ładnie śpiewam, dobrze tańczę". Następnie dodaje już z trochę smutniejszą miną: "Bardzo trudno wybrać, który jest najlepszy, gdy ma się tak wiele różnych talentów". I tu tata od razu ją pociesza: "Nie martw się. Jutro rano zdecydujesz".
Czy my, jako rodzice, zawsze wierzymy w możliwości swoich dzieci? Czy pokazujemy im to naszymi słowami i czynami? Pewnie czasem tak, ale nie zawsze. A jest to bardzo bardzo ważne. Rodzice mojego męża na przykład całe życie mówili mu, że się do niczego nie nadaje i że w ogóle nie powinien zabierać się za żadne studia. Efekt był taki, że mimo że mój mąż poszedł na studia, ukończył dopiero trzeci kierunek z rzędu. Brak wiary w siebie pokutuje w nim nadal, mimo że sporo w życiu osiągnął. A mogłoby być przecież zupełnie inaczej. Pamiętajmy o tym i wierzmy w nasze dzieci! Nie podcinajmy im skrzydeł!
Czy my, jako rodzice, zawsze wierzymy w możliwości swoich dzieci? Czy pokazujemy im to naszymi słowami i czynami? Pewnie czasem tak, ale nie zawsze. A jest to bardzo bardzo ważne. Rodzice mojego męża na przykład całe życie mówili mu, że się do niczego nie nadaje i że w ogóle nie powinien zabierać się za żadne studia. Efekt był taki, że mimo że mój mąż poszedł na studia, ukończył dopiero trzeci kierunek z rzędu. Brak wiary w siebie pokutuje w nim nadal, mimo że sporo w życiu osiągnął. A mogłoby być przecież zupełnie inaczej. Pamiętajmy o tym i wierzmy w nasze dzieci! Nie podcinajmy im skrzydeł!
Śpij już, kur*a, śpij! - "Niania"
W tej jakże prawdziwej (mimo że przerysowanej) bajce poruszony został również temat snu dzieci. To chyba jedna z bardziej wrażliwych kwestii jeśli chodzi o moje rodzicielstwo. Możecie to sprawdzić na moim blogu czytając choćby takie wpisy jak:
- o książce "Śpij już, kurwa, śpij", która - chyba nie przedobrzę, jeśli powiem - uratowała mnie od stracenia zmysłów podczas godzinnych usypiań mojego dziecka.
- o śnie niemowlęcia - wpis na wskroś prawdziwy -, mówiący o tym, że taki sen bynajmniej nie ma nic wspólnego z przysłowiowym spaniem jak niemowlę. Bo czy nazwalibyście snem niemowlęcia spanie po dwie godziny, pobudkę, ponowne spanie godzinę, pobudkę i tak bez końca.
W jednym z odcinków "Świnki Peppy" rodzice wieczorem wychodzą z domu, zostawiając dzieci pod opieką dziadków. Dzieci mają spać, ale, jak można się domyśleć, wcale nie zasypiają. Dzieci pytają się, czy mogą oglądnąć z dziadkami telewizję. Dziadkowie pozwalają im na to, licząc, że telewizja sprawi, że staną się senni. Potem Peppa i George chcą się bawić w podrzucanie i łapanie, na co też bez chwili oporu zgadzają się dziadkowie. Następnie przychodzi czas na kolejną zabawę - berka. Dziadkowie również wyrażają na to zgodę. Wszyscy się śmieją i nikt nie ma do nikogo pretensji.
Czy tak samo stałoby się w moim i Waszym przypadku? Może dziadkowie widujący swoje ukochane wnuki od czasu do czasu daliby radę. Ale czy my, rodzice, bylibyśmy w stanie tak postąpić? Sądzę, że to zależy. Zależy od dnia, od tego, jak bardzo jesteśmy zmęczeni, od tego, co czeka nas w dniu następnym, itd. Zwykle kiedy Sebastian na dobre rozbudzał się w nocy, nie tryskałam radością, ale starałam się (co nie zawsze mi wychodziło) nie okazywać swojego niezadowolenia. Jednak nawet jeśli to mi się udawało, rzadko kiedy byłam w stanie przezwyciężyć zmęczenie, więc najczęściej leżałam na wersalce albo po prostu na podłodze tuż obok dziecka, które w najlepsze się bawiło o 2, 3 4, lub 5 rano... Więc bynajmniej nie skakałam po podłodze ani nie bawiłam się z nim w berka. Coś takiego byłby w stanie zrobić chyba tylko cyborg Ela, a nie człowiek Ela, a ja cyborgiem nie jestem.
Śpij już, kur*a, śpij! - "Mistrz opowiadania bajek"
Ostatnim z odcinków "Świnki Peppy", o którym chciałabym wspomnieć, nosi tytuł "Mistrz opowiadania bajek" i świetnie pokazuje trudy rodzicielstwa związane z tematem usypiania dzieci oraz rozwiązania w duchu rodzicielstwa bliskości. Dziadkowie przyszli na kolację do domu Peppy. Mimo że dzieci powinny już spać, Peppa i George bawią się w najlepsze w swoim pokoju. Po kolei dziadek, babcia, tata i mama starają się uśpić rozbrykane świnki. Opowiadają im bajkę na dobranoc, która niestety zamiast sprawić, że świnki zaczną chrapać, jeszcze bardziej je rozbudza. Tak trudno dorosłym uśpić dzieci, że koniec końców zamiast nich, podczas opowiadania bajki zasypia sama Mama Świnka.
Długie usypianie dzieci to chyba sytuacja znana każdemu rodzicowi. Czy Wy w powyższej sytuacji zachowalibyście tak stoicki spokój jak te bajkowe świnki? Czy nie zdenerwowalibyście się na swoje dzieci za to, że jeszcze nie śpią? Uważam, że nie zawsze jest to możliwe, nawet jeśli by się bardzo chciało. Rodzice też, albo wręcz przede wszystkim, są zmęczeni, a zmęczenie zwykle wychodzi z człowieka w formie paskudnego potworka o wiele gorszego niż znany Danonowy Mały Głód. ;-)
Długie usypianie dzieci to chyba sytuacja znana każdemu rodzicowi. Czy Wy w powyższej sytuacji zachowalibyście tak stoicki spokój jak te bajkowe świnki? Czy nie zdenerwowalibyście się na swoje dzieci za to, że jeszcze nie śpią? Uważam, że nie zawsze jest to możliwe, nawet jeśli by się bardzo chciało. Rodzice też, albo wręcz przede wszystkim, są zmęczeni, a zmęczenie zwykle wychodzi z człowieka w formie paskudnego potworka o wiele gorszego niż znany Danonowy Mały Głód. ;-)
Czy "Świnka Peppa" to moja ulubiona bajka?
Jak widzicie, "Świnka Peppa" pozytywnie mnie zaskoczyła swoim wszechobecnym przekazem rodzicielstwa bliskości. Nie znaczy to jednak, że stała się moją ulubioną bajką. Bynajmniej. Nadal mnie dość drażni ten ciągły głupkowaty śmiech bohaterów oraz ich częste rzucanie się ze śmiechu na podłogę (WTF?!). Na szczęście bywają w tej bajce również i śmieszące mnie scenki, takie po prostu z życia wzięte, pokazujące, że dzieci to jednak nie aniołki nawet jeśli wychowywane są w duchu rodzicielstwa bliskości. ;-)
Do moich ulubionych należy chyba odcinek, w którym Peppa stara się gwizdać, co nie za bardzo jej wychodzi. Sceną, która zawsze doprowadza mnie do głośnego śmiechu jest ta, w której Peppa dzwoni do swojej najlepszej przyjaciółki Suzie z pytaniem, czy potrafi gwizdać. Zresztą zobaczcie sami. :P
A co Wy sądzicie o rodzicielstwie bliskości? Czy znacie jakąś inną bajkę dla dzieci przedstawiającą przykłady tego typu wychowania?
Jeśli spodobał Ci się ten wpis i chcesz być na bieżąco z moimi działaniami i niczego nie przegapić:
- obserwuj mnie na Facebooku - Mama pod prąd FB
- zaglądaj do mnie na Instagramie - Mama pod prąd Instagram