Pokazywanie postów oznaczonych etykietą książki dla dzieci. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą książki dla dzieci. Pokaż wszystkie posty

piątek, grudnia 11, 2020

"Elf do zadań specjalnych" Katarzyny Wierzbickiej - recenzja

"Elf do zadań specjalnych" Katarzyny Wierzbickiej - recenzja

Książka o świętach? To nie dla mnie!

- Książka o tematyce świątecznej? To nie dla mnie - pomyślałam i zamknęłam wyszukiwarkę w komputerze.

Może pomyślicie, że jestem jakaś nienormalna, ale naprawdę nie przepadam za Świętami. Po pierwsze, jestem osobą niewierzącą. Wiem co prawda, że korzenie świąt sięgają wielu wierzeń pogańskich i po prostu wraz z nastaniem chrześcijaństwa powoli były przez tę religię asymilowane. Jednak mimo wszystko obecnie święta te nazywa się bożonarodzeniowymi, a przez to czuję, że jakoś mojej osoby nie dotyczą.

Po drugie, bardzo nie podoba mi się rozbuchany konsumpcjonizm, a to właśnie on dominuje we współczesnym sposobie obchodzenia świąt. Kup, kup, kup. Prezent tu, prezent tam. Setna świąteczna dekoracja, kolejny nowy ciuch, żeby wyglądać jak Majdanowa na zdjęciach z choinką. Pokazówka, popisówka. Bieganie po galeriach handlowych, kompulsywne świąteczne zakupy w Internecie. Szybko, szybko, szybko. Byle zdążyć przed dwudziestym czwartym. No sorry. Nie moja bajka.

wtorek, sierpnia 27, 2019

Jak rozmawiać z dzieckiem o śmierci?

Jak rozmawiać z dzieckiem o śmierci?
Od kilku dni o niczym innym nie jestem w stanie myśleć, jak o tragedii, która wydarzyła się na Mazurach na jeziorze Kisajno. Utonął na nim Piotr Woźniak-Starak. Dlaczego akurat ten wypadek tak mocno mną wstrząsnął, a nie inne, które przecież mają miejsce równolegle? 

Po pierwsze, ponieważ w tym wypadku widzę twarz konkretnego człowieka. Nie znałam go co prawda osobiście, ale widziałam czasem na zdjęciach w prasie i po prostu wiem, że tamtej nocy to właśnie TA osoba wpadła do jeziora. Cały czas widzę jego twarz. Wiem, jakie miał oczy, włosy, że miał żonę, siostrę, mamę. W tym wypadku widzę po prostu człowieka, a nie kolejny numer w statystykach. I tak po prostu po ludzku jest mi strasznie smutno... 

niedziela, marca 17, 2019

Książeczki dla niemowląt, część II

Książeczki dla niemowląt, część II
Książki dla niemowląt. Z jednej strony oczywistość. Z drugiej niemal oksymoron. No bo wymyśl tu coś na tyle ciekawego, żeby przykuło uwagę kogoś kiepsko widzącego oraz na tyle pancernego, żeby nie zostało zniszczone przez kogoś ze szwankującą motoryką w rękach. Niemowlę przecież wszystko bierze do buzi i ślini, i żuje. A do tego lubuje się w rozrywaniu, mięciu, miażdżeniu i deptaniu. I, jakby to było niewystarczające, nie wie, czym jest książka i że należy ją szanować. Jak sami widzicie, niesamowicie skomplikowany kejs. Przygotowanie więc lektury dla takiego targetu to nie lada wyzwanie. Na rynku jest sporo pozycji przeznaczonych dla najmłodszych, ale, według mnie, niewiele z nich tak naprawdę zasługuje na uwagę. 


książki niemowlę dzieci czytanie
autor zdjęcia: Daga Wis Fotografia

czwartek, października 25, 2018

Książka, dzięki której pokochasz książki

Książka, dzięki której pokochasz książki
Rzadko która książka jest w stanie tak mnie zachwycić swoim tytułem, jak ta o której dziś chciałabym Wam opowiedzieć. Mam na myśli „Książkę, dzięki której pokochasz książki. Nawet jeśli nie lubisz czytać” autorstwa Françoize Boucher opublikowanej przez Wydawnictwo Muchomor. Nie uważacie, że tytuł ten jest nie tylko wyjątkowo chwytliwy, ale i intrygujący? Jak niby można przekonać tych nieczytających, że warto czytać?! Na pierwszy rzut oka sprawa trudna, żeby nie powiedzieć niemożliwa. Wydaje mi się jednak, że autorka książki stanęła na wysokości zadania i dzięki tej pozycji przynajmniej co poniektórzy są w stanie przejść na jasną stronę mocy i stać się wręcz miłośnikami lektur. 


czwartek, sierpnia 23, 2018

"Powiedz komuś!", czyli kompendium wiedzy o trudnych sprawach

"Powiedz komuś!", czyli kompendium wiedzy o trudnych sprawach
Osoby, które śledzą mój blog z pewnością zauważyły, że jeśli chodzi o książki dla dzieci, preferuję pozycje nazwane przeze mnie - analogicznie do mojego bloga - "pod prąd", czyli te podejmujące trudniejsze tematy niż zwykłe książeczki dziecięce. Wszystkie dotychczasowe recenzje książek pod prąd możecie znaleźć pod tym linkiem

Książka, o której chciałabym Wam dzisiaj opowiedzieć, mimo swojej niewielkiej grubości, jest tak obszerna tematycznie, że będzie dla mnie nie lada wyzwaniem streścić ją w jednym poście. Choć przecież do odważnych świat należy, czyż nie? Wobec tego spróbuję. :-)



wtorek, lipca 10, 2018

"Król i król", czyli trochę inna książka o miłości

"Król i król", czyli trochę inna książka o miłości
Ci, którzy śledzą mój blog, wiedzą, jak wielką wagę przykładam do wyboru książek dla swojego dziecka. Chciałabym, aby mój syn dużo się z nich nauczył, aby książki pokazywały mu, jak świat jest różnorodny, jak różni są mieszkający na nim ludzie.

Chciałabym, żeby mój syn dobrze traktował zwierzęta
Chciałabym, żeby nie bał się inności, żeby wiedział, na czym ona polega. Chciałabym, żeby na widok osoby z kraju arabskiego nie myślał przerażony, że to terrorysta.
Chciałabym, żeby nie uważał się za lepszego od osoby o innym kolorze skóry.
Chciałabym, żeby nie traktował dziewczyn jak rzeczy, tylko po prostu takiego samego człowieka jak on.
Chciałabym, żeby nie wytykał palcami osoby poruszającej się na wózku inwalidzkim.
Chciałabym, żeby nie wyśmiewał się z dwóch chłopaków albo dziewczyn trzymających się za ręce na ulicy. 
Chciałabym, żeby mój syn po prostu był dobrym człowiekiem.




Skąd w ogóle nazwa bloga "Mama pod prąd"?


Dziś, zanim opowiem o nowej książeczce pod prąd, zdradzę Wam jeszcze pewien sekret dotyczący bloga Mama pod prąd. Skąd jego nazwa pisałam już w pierwszym poście: O czym będzie ten blog? Napisałam wtedy między innymi, że blog będzie również o mnie, "która idzie z tym całym swoim macierzyństwem (i nie tylko) pod prąd często wbrew przyjętym standardom, ale w zgodzie z samą sobą". 

Czy jednak stąd wziął się u mnie pomysł na nazwę bloga? Czy ta myśl przyszła mi ot tak sobie? Nie do końca. Wcześniej miałam kilka innych pomysłów na nazwę bloga, ale okazało się, że już są zajęte. Kiedy już myślałam, że nic ciekawego nie wymyślę, mój wzrok padł na okładkę książki, którą wtedy czytałam. Nota bene była to też pierwsza książka, którą czytałam na głos mojemu nowonarodzonemu synkowi. A tytuł tej książki to... uwaga, uwaga... "Robert Biedroń. Pod prąd". O rany! To jest to! "Mama pod prąd!" - pomyślałam. Jak pomyślałam, tak zrobiłam i tak już zostało. ;-)


O Robercie Biedroniu słów kilka...


Roberta Biedronia przedstawiać chyba nikomu nie muszę. Nie nie martwcie się. To nie będzie wpis polityczny. ;-) Mój blog do politycznych nie należy, jednak do społecznych już tak. A Robert Biedroń jest idealnym przykładem osoby pro-społecznej. Jego postać fascynuje mnie już od dawna ze względu na jego uczciwość, miłość do zwierząt, promowanie ekologii oraz walkę o prawa niektórych grup (głównie osób homoseksualnych oraz kobiet, choć nie tylko). Po lekturze tej książki moja fascynacja jego osobą jeszcze wzrosła. Jest w niej bardzo dużo szczerości, często bardzo trudnej. Dowiedziałam się z niej choćby, że był on bity przez swojego ojca (pewnie dlatego jest teraz tak wyczulony na punkcie przemocy domowej), że nienawidzi cyrków, że nie lubi luksusu, oraz nawet, że próbował popełnić samobójstwo (na szczęście mu się to nie udało). Nie chcę Wam zdradzać więcej szczegółów, żeby nie odbierać Wam radości z czytania. Z całego serca polecam Wam lekturę biografii tego wspaniałego człowieka. 

Skoro wspomniałam postać Pana Roberta Biedronia, pewnie niektórzy z Was już się domyślają, że książka pod prąd dla dzieci, którą dziś Wam polecę będzie dotyczyła... osób homoseksualnych. I macie rację. :-)


Wydawnictwo AdPublik


Jak się okazało Robert Biedroń lata temu prowadził własne, niestety już nieistniejące wydawnictwo AdPublik. Dlaczego o tym mówię? Dlatego, że książka, o której chcę Wam dziś opowiedzieć została wydana właśnie przez to wydawnictwo. A skoro w publikacji tej pozycji uczestniczyła tak dobra osoba jaką jest Pan Robert Biedroń, to można być pewnym, że jej treść jest naprawdę wartościowa i z pewnością odpowiednia dla dzieci. Nakład tej książeczki został całkowicie wyczerpany i, ponieważ wydawnictwo już nie działa, nie jest przewidziany żaden dodruk, a szkoda, bo książka może naprawdę niejednego z nas sporo nauczyć. Niezmiernie trudno mi ją 
było dostać, ale po miesiącach poszukiwań udało się i teraz zajmuje dumną pozycję w biblioteczce mojego syna. :-)




Wstydliwe wspomnienia Mamy pod prąd z czasów nastoletnich...


Zanim zdradzę Wam tytuł tej książki oraz opowiem Wam coś więcej o niej, w pewnym stopniu się przed Wami obnażę, a tym samym wytłumaczę, dlaczego tak bardzo zależało mi na posiadaniu tej książeczki. Będą to trudne i wstydliwe wspomnienia dotyczące mojej osoby sprzed niespełna 20 laty...

Kiedy byłam jeszcze w liceum, byłam po prostu homofobką. Niezmiernie się tego wstydzę i do dziś czuję się okropnie na myśl, że wypowiadając swoje bezpodstawne oskarżenia pod adresem osób homoseksualnych, z pewnością zraniłam nie jednego kolegę i koleżankę z klasy. Mimo że minęło już naprawdę sporo lat od moich czasów licealnych, do dziś pamiętam swoją okropną wypowiedź podczas jednej lekcji w liceum. Nasz nauczyciel zapytał się klasy, czy mielibyśmy coś przeciwko, gdyby się okazało, że jakiś z nauczycieli pracujący w szkole był homoseksualistą. Ja - jak to ja - podniosłam rękę i oburzona powiedziałam, że oczywiście, że przecież w szkole są dzieci, które przez takiego nauczyciela mogłyby zostać wykorzystane seksualnie. Tak, wiem, coś tak obrzydliwego i oszczerczego wydostało się z moich ust. :-( Niestety tak wtedy myślałam... Nie dość że nie akceptowałam osób homoseksualnych, to jeszcze na dodatek stawiałam je na równi z pedofilami. :(((

Dlaczego tak myślałam? Mimo iż byłam tak zwaną "piątkową uczennicą", tak naprawdę gówno wiedziałam o świecie. Zostałam wychowana na posłuszną, uległą dziewczynkę, która na dodatek nie potrafiła myśleć samodzielnie. Myśleć zaczęłam dopiero na studiach... Wcześniej bardzo mało integrowałam się z osobami o odmiennych poglądach od moich oraz byłam też dość mocno otumaniona przez wypowiedzi różnych osób, będących wtedy dla mnie autorytetami.

Obrót o 180% stopni rozpoczął się u mnie na studiach, kiedy zaczęłam się coraz bardziej integrować społecznie i też, kiedy poznałam pierwszy raz w życiu osoby, które oficjalnie mówiły, że są homoseksualne. Okazało się, że te osoby są  po prostu normalne. Co więcej, wiele z nich było nie tylko normalnymi, ale i ponadprzeciętnymi, wspaniałymi, wrażliwymi osobami. I tak moje dotychczasowe poglądy o życiu runęły jak domek z kart (i całe szczęście!), a ja powoli zaczęłam poznawać prawdę o świecie, no i w końcu zaczęłam myśleć samodzielnie, a szereg osób zarówno z Polski, jak i z zagranicy, które stanęły wtedy na mojej drodze, pozwoliły mi zweryfikować moje dotychczasowe poglądy. Efekt tego wszystkiego jest taki, że Ela z liceum i Ela teraz to dwie całkowicie różne osoby. Chyba tylko jako tako wygląd zewnętrzny nam się nie zmienił. Wszystko pozostałe zostało przesunięte o 180%.


Dlaczego będę z dzieckiem rozmawiać o osobach homoseksualnych


Ponieważ pamiętam swoje krzywdzące i bezpodstawne oszczerstwa na temat osób homoseksualnych i wiem, że nadal w społeczeństwie (nie tylko polskim) jest ogromna ilość osób, które myślą tak, jak ja kilkanaście lat temu. Ponieważ rozumiem, dlaczego tak może być, bo sama przecież byłam po tej drugiej stronie, postanowiłam sobie, że ze swoim dzieckiem będę rozmawiać o osobach homoseksualnych od najmłodszych lat. Tym bardziej, że niektórzy jego "wujkowie" i "ciocie" są właśnie orientacji homoseksualnej. 

Ja, Ela po trzydziestce, znam sporo osób homoseksualnych. Niektóre z tych osób są moimi dobrymi przyjaciółmi. Dlaczego niby mieliby nimi nie być? Są wspaniałymi osobami. Cieszę się, że pojawili się w moim życiu. Niektórzy z nich muszą się niestety kryć ze swoją orientacją nie tylko w pracy, ale czasem nawet przed  swoimi najbliższymi. Państwo również nie ułatwia im życia. Nie mogą choćby wziąć ślubu, mimo że często ich związki są o niebo lepsze od związków par heteroseksualnych, jakie znam. Nie zgadzam się na taką niesprawiedliwość dotyczącą tych wspaniałych osób! Dlatego też nie pozwolę, aby mój syn myślał w podobny sposób jak jego mama kilkanaście lat temu! Co więcej, nie wiem przecież nawet jeszcze jakiej orientacji jest moje dziecko. To dopiero okaże się najwcześniej za kilka lat.


Co ludzie powiedzą?


Co usłyszał Robert Biedroń od swojej mamy, kiedy ta dowiedziała się, że jej syn jest orientacji homoseksualnej? "Że teraz na pewno umrę na AIDS, że będę sam. No i najważniejsze: "co ludzie powiedzą" i "żebyś nikomu o tym nie mówił!". Czyli typowy mechanizm kontroli społecznej". Ile razy ja też usłyszałam będąc dzieckiem, żeby tego lub tamtego nie mówić poza domem, no bo właśnie "co ludzie powiedzą". Teraz mówię wszystko i tu publicznie na blogu, i poza nim. Mojemu dziecku też zawsze będę radzić mówić prawdę i całą prawdę zarówno w domu, jak i poza nim. Czy to naprawdę takie ważne, co sobie pomyśli o nas Pani Kwiatkowska z IV pietra, albo Pan Nowak z parteru? ;-)


Gej jest OK


Piękne słowa natomiast usłyszał Robert Biedroń 10 lat temu od jednej ze swoich sąsiadek, kiedy wprowadzał się ze swoim partnerem, Krzysztofem do mieszkania na Starej Ochocie w Warszawie: "Panie Robercie, proszę się nie martwić, my wszystko wiemy. Jesteśmy tutaj wszyscy tolerancyjni, i dobrze się Wam tutaj będzie mieszkało". I tak powinno być! 
Według mnie, jedyne co powinno interesować nas jako społeczeństwo, to czy drugi człowiek jest dobrą osobą, czy nie rani innych słowem lub czynem. To z kim sypia (jeśli ma to miejsce za obopólną zgodą oczywiście) nie powinno nikogo interesować. I naprawdę nie wiem, dlaczego  homo lub biseksualizm wzbudza aż tyle emocji. Miłość jest piękna i cieszę się, że moi przyjaciele w związkach najróżniejszych, jakie tworzą, są szczęśliwi. :-) I wszystkim Wam życzę miłości, bo, jak to śpiewali Beatelsi "All You Need Is Love".




Książka "Król i król"


Po tym długim, ale według mnie koniecznym, wstępie wracam do meritum posta, czyli wspomnianej książeczki dla dzieci. Jej tytuł to "Król i król", a jej autorami są Linda de Haan oraz Stern Nijland. Polskie tłumaczenie zawdzięczamy natomiast Sławomirowi Paszkietowi. Książeczka została wydana po raz pierwszy w roku 2000 w Holandii. Od tamtego czasu doczekała się tłumaczeń na co najmniej 8 języków, między innymi na język polski, co, jak już wiecie, stało się możliwe dzięki Panu Robertowi Biedroniowi i jego wydawnictwu AdPublik.





Cudowne ilustracje


Pierwsza rzecz jaka przykuła moją uwagę (oczywiście oprócz tematyki) to przepiękne, barwne ilustracje. Uwielbiam moc kolorów, a tu naprawdę ich nie brakuje. Widać też w technice ilustracji książki kreskę à la dziecięcą, którą bardzo lubię w książkach przeznaczonych właśnie dla dzieci. Niesamowita jest też sama technika ilustracji. Widzę w niej choćby wyklejanki, a jest to technika, do której zaszczepiła u mnie miłość Wisława Szymborska.


wyklejanki Wisławy Szymboskiej

Piękna i w sumie... zwyczajna baśń


Książka napisana jest w konwencji baśni. A rozpoczyna się takimi oto słowami: 

"Na szczycie pewnej góry mieszkali królowa z królewiczem i nadworny kot". 

Zaczyna się całkiem zwyczajnie i tak naprawdę powinna być odbierana jako całkiem zwyczajna, choć u wielu osób budzi skrajne emocje. 

Pewnego dnia królowa matka oznajmia w sposób dość dosadny, że jest już zmęczona tym rządzeniem, gdyż zasiada na tronie od wielu, wielu lat. Aby móc w końcu trochę odpocząć, nakazuje swojemu synowi nie mniej ni więcej wziąć ślub i to w trybie niemal natychmiastowym.


Książę trochę się opierał woli swojej matki, ale w końcu dał się przekonać. Szczęśliwa królowa niezwłocznie wyciąga swoją listę królewien i księżniczek i obdzwania wszystkie królestwa świata. 


I oto już następnego dnia pojawiają się kandydatki na nową królową. Niestety księżniczki są, jakie są (zresztą zobaczcie sami niektóre z nich ;-) ) i żadna księciu nie wpada w oko.



Nadzieja na rychły ślub księcia już prawie prysła, kiedy oto w drzwiach stanęła księżniczka... w towarzystwie swojego brata. 

"Serce królewicza wreszcie zabiło mocniej".




O co to całe halo?


Jak widzicie, całe to wielkie halo jest tylko i wyłącznie z tego powodu, że młody królewicz zamiast zakochać się w królewnie, zakochuje się w... królewiczu. Na próżno szukać w jej baśni zbereźnych treści, czy też nagich ilustracji. Ta książeczka według mnie po prostu w piękny i zarazem przystępny sposób pokazuje, jak różne mogą być oblicza miłości. Tylko tyle i aż tyle. Baśń "Król i król" według mnie w ogóle nie powinna szokować, a jedynie uczyć. I to nie tylko dzieci, ale i nas, dorosłych.

Głęboko wierzę w to, jak to powiedział Martin Luther King w swoim najbardziej znanym przemówieniu "I Have a Dream", że wszyscy ludzie stworzeni zostali równymi. On miał marzenie dotyczące przyszłości osób czarnoskórych w USA, a ja mam marzenie dotyczące przyszłości osób homoseksualnych w Polsce. Oby kiedyś nie musieli walczyć na każdym kroku o podstawowe wartości, o szacunek, o miłość. 

A co Wy sądzicie o tej książeczce? Podoba Wam się jej tematyka? Czy chcielibyście, aby Wasze dziecko miało taką książeczkę w swojej domowej biblioteczce?






Jeśli spodobał Ci się ten wpis i chcesz być na bieżąco z moimi działaniami i niczego nie przegapić:

- obserwuj mnie na Facebooku - Mama pod prąd FB



- zaglądaj do mnie na Instagramie - Mama pod prąd Instagram

sobota, maja 26, 2018

Uzależniony rodzic - nieszczęśliwe dziecko

Uzależniony rodzic - nieszczęśliwe dziecko


XXI wiek, czyli jaki?


Jeśli macie w tym momencie małe dziecko, urodziło się ono już w XXI wieku. W XXI wieku, czyli w jakich czasach? Po pierwsze na pewno w czasach bardzo szybkich. Chyba nigdy wcześniej ludzie nie byli tak zabiegani, jak teraz. Wszędzie trzeba się spieszyć, robić kilka rzeczy równocześnie i na dodatek zawsze ma się wrażenie że nie jest to wystarczające. Każdego dnia należy pracować, opiekować się dzieckiem, ale również umieć znaleźć czas tylko dla siebie, dbać o swoją kondycję fizyczną oraz o swój rozwój osobisty. Niestety XXI wiek wraz z rozwojem nauki nie znalazł jeszcze sposobu na rozciągnięcie tygodnia. Tydzień dalej ma tylko 7 dni po 24 godziny każdy...

poniedziałek, marca 19, 2018

"Uratuj mnie", czyli książka o dobroci dla zwierząt

"Uratuj mnie", czyli książka o dobroci dla zwierząt

Treść książek, jakie wybieram dla swojego dziecka jest dla mnie niezmiernie istotna. To między innymi dzięki nim będę mogła nauczyć swoje dziecko, jak być dobrym człowiekiem. Jaką tematykę zwykle wybieram? Po pierwsze, staram się kupować książki łamiące stereotypy społeczne, książki pokazujące na przykład, że chłopcy mogą być wrażliwi, a dziewczynki silne. Po drugie, staram się wybierać książki uczące moje dziecko poszanowania dla każdego człowieka, bez względu na jego pochodzenie, status społeczny czy też religię. A po trzecie, bardzo cenię książki pokazujące dzieciom, że zwierzęta to nasi przyjaciele, że należy je szanować, chronić i kochać. 
Copyright © 2016 Mama pod prąd , Blogger