zdjęcie: Warsztat Spojrzeń |
Kiedy zostaniecie rodzicami z pewnością zauważycie, jak ta kwestia intryguje innych. Oprócz pytania, czy Wasze dziecko jest grzeczne (pisałam o tym już na blogu TUTAJ), kolejnym prawie równie często zadawanym pytaniem będzie, czy Wasze dziecko przesypia całe noce.
Zacznę może od zacytowania fragmentu wypowiedzi lekarza medycyny Jaya Gordona, na który natknęłam się w nota bene świetnej książce "Nie tylko chusta. Rodzicielstwo bliskości w praktyce" autorstwa Mayim Bialik (doktora neurobiologii, choć pewnie bardziej Wam znanej jako Amy Farrah Fowler z serialu The Big Bang Theory). Wspomniany lekarz opisał następującą historię, która mu się przydarzyła:
"Kilka lat temu miałem umówione zaraz po sobie dwie wizyty kontrolne z dwutygodniowymi noworodkami. Wziąłem do ręki pierwszą dokumentację i przeczytałem notatki pielęgniarki o bardzo nieszczęśliwych i zestresowanych rodzicach. Ich śliczna dziewczynka przybrała 80-110 gramów od swojej wagi urodzeniowej (co jest zupełnie normalne!). Mimo to podczas wizyty rodzice ze łzami w oczach opowiadali mi, jak to nie mogli uwierzyć, że ich dziecko domagało się nocnego karmienia co dwie godziny i że w ciągu dnia spało tylko przez krótki czas, i że było im tak ciężko, i że nie tego się spodziewali, i że nie byli pewni, czy mamie wystarczy mleka, i że... To była ciężka wizyta. (...)
W drugim gabinecie miałem kolejnego dwutygodniowego noworodka, który też przybrał kilkadziesiąt gramów od swojej wagi urodzeniowej, ale w notatkach pielęgniarki zapisano: "Przesypia całą noc". To fizjologiczna anomalia, która powinna wywołać niepokój. Byłem pewien, że coś jest nie tak.
Rodzice powiedzieli, że karmią dziecko tylko mlekiem matki, karmienia są częste,(...) i że faktycznie przesypia całą noc. Przez kilka minut się z nimi spierałem, ale zmęczona mama i tata upierali się, że ich córeczka naprawdę przesypia całą noc. Powiedzieli: "Co jakieś dwie godziny budzi się na karmienie, ale przesypia całą noc!".
Żałowałem, że nie mam kamery, żeby to sfilmować. Ta druga rodzina była przekonana, że nocne przygody z karmieniem ich przybierającej na wadze, prawidłowo rozwijającej się i szczęśliwej córeczki sprowadzały się do spokojnego przesypiania całej nocy - mimo że co dwie godziny budzili się na karmienie! Uczyli się, jak dostosować się do rytmu dziecka z miłością i pełnym luzu (choć pozbawionym snu) spokojem, jeśli chodzi o potrzeby małej".
No więc, wracając do pytania, od którego zaczęłam ten artykuł, czyli, czy Wasze dziecko przesypia noce, powinniśmy odpowiedzieć, że "na szczęście NIE" (w domyśle mając: "bo gdyby tak było, to by oznaczało, że z naszym dzieckiem jest coś nie tak"). Czy wyobrażacie sobie minę osoby, która usłyszy taką odpowiedź? ;-) Mnie za każdym razem, gdy słyszę pytanie o sen mojego syna, właśnie te słowa cisną się na usta, choć odpowiadam "Jak to dziecko, czyli budzi się od czasu do czasu na karmienie".
Sen mojego dziecka (a raczej brak ciągłości w spaniu u mnie) to najbardziej męcząca kwestia dotycząca mojego macierzyństwa. Czy dziecko rzeczywiście tak często się budzi w nocy? Tak. Ile razy na noc? Nie wiem. Zwykle jestem tak zmęczona, że rano nie pamiętam, ile razy w nocy je karmiłam, ale tak średnio budzi się co 2-3 godziny. Czy jest to męczące? Tak i to bardzo. Jak długo to trwa? Nie wiem. Ja razie mój syn ma 10 miesięcy i trwa...
Odkąd urodził się mój syn, mam wrażenie, że cały czas brakuje mi snu. Nie dość, że w nocy nie śpię ciągiem, to jeszcze dziecko zwykle budzi się rano (w moim odczuciu oczywiście) ZA WCZEŚNIE. Choć nie jest to prawdą, bo przesypia 10-11 godzin w nocy, więc śpi długo, tylko że ja nie kładę się z nim o 21. do łóżka, tylko kilka godzin później. Jak wobec tego wyglądamy z mężem nad ranem? I co do siebie mówimy, kiedy nasza ruchliwa latorośl nie wykazuje już oznak zmęczenia? Ranek wygląda mniej więcej tak: ;-)
A czasem tak:
Kojarzycie taką scenę z filmów, kiedy to dziecko usypia i rodzice zaczynają z radości tańczyć? Dopiero kiedy zostałam mamą zrozumiałam, jaka euforia wstępuje w człowieka, gdy dziecko zasypia. Czy zdarzyło mi się zatańczyć, kiedy syn wpadał w objęcia Morfeusza? Oczywiście. :P
Co jeszcze mi się zdarza? A na przykład taka sytuacja: jest dzień, dziecko zapada w drzemkę. Po jakimś czasie wchodzę do sypialni, bo czegoś stamtąd potrzebuję na już. I oto nagle dziecko zaczyna pomrukiwać i się ruszać. A ponieważ ja nie marzę o niczym innym, jak tylko o tym, żeby dziecko choć chwilkę jeszcze pospało, bez chwili zastanowienia padam na podłogę niemal z prędkością światła z nadzieją, że wzrok dziecka nie padł jeszcze na mnie. Bo gdyby padł, to by oznaczało koniec: koniec jego drzemki, czyli koniec czasu tylko dla mnie, koniec chwilowego odpoczynku, koniec chwilowej wolności... I kiedy tak sobie leżę na tej ziemi, ja, dorosła osoba, powolutku sunąc na brzuchu w stronę drzwi, myślę sobie: co takie mini dziecko jest w stanie z dorosłą osobą uczynić, żeby ta osoba czołgała się brzuchem po ziemi i to jeszcze z kołatającym sercem? ;-)
Co zrobić wobec tego, aby przeżyć? Jakie są moje techniki? Jak dociągnęłam do tych 10 miesięcy z hakiem?
Nie walczyć z dzieckiem
Na początku byłam na swojego syna zła. Zła to mało powiedziane. Ja na swojego syna byłam po prostu wściekła. Przez niego (!) przecież nie spałam. Winiłam go za to. Cierpiałam. Brak snu jest tak straszny! Nigdy wcześniej tak mało nie spałam. Nieprzespane noce to były dla mnie najgorsze męczarnie. To właśnie wtedy tak naprawdę zrozumiałam, co się działo z głównym bohaterem filmu "Mechanik". Jeśli oglądaliście ten film, z pewnością pamiętacie, że Christian Bale grał w nim osobę cierpiącą na chroniczną bezsenność. I pewnie pamiętacie też, co z jego ciałem i psychiką się działo... Nie móc spać jest koszmarne. Słowo daję.Jak ja przez te 10 miesięcy reagowałam w najgorszych momentach niedoboru snu?
* płakałam;
* krzyczałam;
* raz upadłam (z dzieckiem na rękach) - nic nikomu się nie stało;
* miałam ochotę udusić swoje dziecko (tylko taka myśl, ale jednak pojawiła się w mojej głowie);
* kłóciłam się z mężem (co przez 8 lat bycia razem nigdy nam się wcześniej nie zdarzyło);
* rozważałam wyjście z domu raz na zawsze i zostawienie wszystkich problemów za sobą;
* chciałam wystawić dziecko na balkon (oczywiście tego nie zrobiłam);
* chciałam wyrzucić dziecko przez okno (oczywiście tego nie zrobiłam)...
* Czy już mówiłam, że płakałam? No właśnie. Dużo płakałam.
Straszne rzeczy robi z człowiekiem długotrwały brak snu...
Trochę pocieszające było dla mnie wyznanie Mayim Bialik (czyli serialowej Amy Farrah Fowler) dotyczące braku snu przy maleńkim dziecku, które przytacza w swojej książce. Tak tak. Pocieszało mnie cierpienie innych ;-)
"Nie wiedziałam, co począć ze snem - a raczej brakiem snu, jak się wtedy użalałam - u naszego pierwszego dziecka. Mój syn budził się co dwie godziny. (...) Byłam całkowicie wyczerpana. Miałam trudności z niezasypianiem podczas ważnych rozmów w ciągu dnia i o 18:30 słaniałam się już na nogach - dokładnie tak, jak niemowlę. Przez pierwszy rok kładłam się spać koło 19., wielokrotnie budziłam się w ciągu nocy, po czym wstawałam o 7. rano wraz z dzieckiem. Moje życie towarzyskie drastycznie ograniczyło się do krótkich wypadów na lunch i podtrzymywania kontaktu przez telefon lub za pomocą e-maili. Czy wspominałam już, że byłam kompletnie wykończona? (...)
Nasz pediatra (...) powiedział coś, co potrzebowałam usłyszeć i co byłam wreszcie gotowa zaakceptować: mój syn budzi się dlatego, że się budzi. Może jest głodny. Może czuje się samotny. Może ząbkuje. Może chce mu się siku. Może zastanawia się nad tym, że jest jeszcze niemowlęciem, a kiedyś chciałby zostać astronautą albo hydraulikiem. To naprawdę nie ma znaczenia. Budzi się dlatego, że się budzi. (...)
Zmieniłam swoje podejście i mimo wyczerpania pozwoliłam synowi przejąć prowadzenie na dwa lata. Często czułam się wypalona i potrzebowałam drzemki częściej niż to przyjęte. Zamawiałam jedzenie na wynos i bez końca wyjadałam resztki z lodówki, by uniknąć konieczności gotowania - taka byłam zmęczona. I czasami chciałam po prostu, żeby to wszystko się skończyło. (...) [Ale] powiedziałam sobie stanowczo, że dam radę, że nie będzie to trwało wiecznie i że nie jestem w tym osamotniona".
Jeśli Mayim też przez to przechodziła i jakoś przebrnęła, to ja też dam radę. Tak sobie mówię. I jak na razie daję radę. Czasem lepiej, czasem gorzej, ale daję radę. Też zamawiam od czasu do czasu jedzenie na wynos oraz stałam się mistrzynią w przygotowywaniu posiłków z resztek w lodówce. ;-) A co jeszcze robię, żeby było mi lepiej?
Spać z dzieckiem
Na ile to możliwe śpię z dzieckiem. Jak ono śpi, ja też. Oczywiście nie zawsze (coraz rzadziej), bo nie zawsze się da, lub nie zawsze mi się chce. Kiedy śpi piszę choćby tego bloga, a jest to bardzo wciągające i pracochłonne zajęcie. ;-) No ale zasypianie z dzieckiem jest jednak jakimś rozwiązaniem, w te dni, kiedy słaniam się już na rzęsach.
Oprócz tego w ogóle z mężem nie rozważaliśmy osobnego pokoju dziecięcego. I nawet jeśli ilość pokoi w mieszkaniu zezwalałaby nam na przygotowanie osobnego pokoju, nie zrobilibyśmy tego. Dlaczego? A dlatego, że nie wyobrażam sobie budzić się 4 lub 5 razy w nocy (albo i więcej), za każdym razem wstawać z łóżka i iść do drugiego pokoju, żeby nakarmić dziecko. Rozwiązaniem, które na początku sprawdziło się u nas było łóżko dostawka. Myśleliśmy też nad opcją spania z dzieckiem po prostu w naszym łóżku, ale nie mamy na tyle szerokiego łóżka, żeby nam wszystkim było na nim wygodnie. Dlatego zdecydowaliśmy się na dostawkę.
Pierwsze łóżko, jakie kupiliśmy było maleńkie (90x40 cm). Wystarczyło nam na jakieś pierwsze 7 miesięcy życia dziecka. Potem najzwyczajniej w świecie stało się za małe. Dlatego kolejne łóżko, na jakie się zdecydowaliśmy się było już znacznie większe: (140x70 cm). Koszt pierwszego z materacem i pościelą to 150 złotych, a drugiego z materacem to 350 złotych. Obydwa zakupiliśmy oczywiście używane przez stronę olx. Mimo że używane, obydwa były w stanie idealnym.
pierwsze łóżeczko: dostawka Klupś Piccolo |
drugie łóżeczko: Bellamy Simple z funkcją tapczanu |
Dlaczego najpierw dostawka? Ponieważ jest to najwygodniejsze dla mnie, mamy karmiącej. Dzięki temu, że łóżeczko dziecięce jest przyczepione do naszego i jest otwarte od strony naszego łóżka, w nocy głodne dziecko po prostu przesuwałam bliżej siebie i od razu karmiłam. Nie musiałam się nawet podnosić. Następnie (jeśli nie zasnęłam w czasie karmienia, co mi się czasem zdarzało), odsuwałam dziecko do łóżeczka (również bez podnoszenia się z łóżka).
No a co by było, gdyby:
a) łóżeczko było w naszym pokoju, ale było zamknięte ze wszystkich stron? Plusem byłoby to, że bym usłyszała płacz/kwilenie/postękiwanie dziecka od razu, a jak nie ja, to mąż i szybko byśmy zareagowali i dzięki temu dziecko by się nie rozpłakało na całego (czyli nie rozbudziło do końca), a zatem po karmieniu bez problemu zasnęłoby do kolejnego karmienia. Minusem byłoby, że aby wyjąć dziecko z łóżeczka, trzeba by było za każdym razem wstawać, czyli ja/mąż byśmy się rozbudzili.
b) łóżeczko było w osobnym pokoju? Plusów nie widzę ;-) To że sypialnia dla nas? To może cieszyć dopiero po jakimś czasie, a nie jak dziecko jest minimalnych wielkości (czyli jest noworodkiem, albo niemowlęciem). Minusy: z pewnością nie usłyszałabym kwilenia ani postękiwania dziecka, późniejszego płaczu raczej też nie i albo dopiero bym usłyszała ryk dziecka, albo by to usłyszeli sąsiedzi i dali mi znać dzwonkiem do drzwi. Dziecko byłoby już wtedy roztrzęsione i oczywiście całkowicie rozbudzone, więc podejrzewam, że po karmieniu nie zasnęłoby od razu, co jest oczywiście przerażającą wizją dla mnie jako rodzica. Drugi minus: aby podejść do dziecka nie tylko trzeba by wstawać za każdym razem z łóżka, ale jeszcze przejść do drugiego pokoju i wyjąć dziecko z jego łóżeczka. Jest to: męczące, męczące i jeszcze raz męczące no i również rozbudzające (nas, rodziców). Czyli masakra do kwadratu. ;-)
Nosidełko mei tai
Co jeszcze nam pomaga? Nosidełko mei tai, o którym się dowiedziałam ze wspaniałej książki "Dziecko bez kosztów" autorstwa Giorgii Cozzy. O tej książce pisałam wcześniej TUTAJ. Kiedy widzimy, że dziecko jest zmęczone, a nie może zasnąć, wsadzamy je do nosidełka (oczywiście chusta też się sprawdzi), otulamy jeszcze dodatkowo kocem, żeby mu było cieplej i przytulniej, zaczynamy bujać w rytm muzyki i zwykle w przeciągu kilku minut (a czasem jedynie sekund) dziecko już śpi. Nie wiem, co byśmy poczęli bez tego nosidełka!
mój mąż usypia nasze dziecko przy użyciu mei tai |
Od wielu mam słyszałam, że to co najgorsze to właśnie noce, że najgorsze to ciągłe niewyspanie. Również kiedy przeczytałam kilka wspomnień młodych matek, to właśnie na sen kładły nacisk jako na to, co było najbardziej męczące.
Przytoczę tu jeszcze jeden fragment wypowiedzi pewnej mamy, Julity Olszewskiej: modelki i scenarzystki, mamy Ignacego i Wierki, który zapadł mi w pamięć. Wywiad został opublikowany w "Wysokich Obcasach":
"Gdy Ignaś miał osiem miesięcy, wyjechałam z przyjaciółką na tydzień na Bali. (...) Przestawałam karmić. I znikąd nie czułam zrozumienia dla tej decyzji. Pierwsze dni w spa przespałam. Obsługa hotelowa była zaniepokojona. Codziennie proponowano mi rozrywki – kajaki, jazdę konną, obserwację ptaków. Na ich propozycje reagowałam stanowczym „nie”. Spałam, spałam, spałam. Gdy w końcu się przyznałam, że jestem młodą matką i przez ostatnich siedem miesięcy mało spałam, pan z obsługi skwitował: „Nie chciałbym mieć takiej żony”.
Powiem tak: łatwo kogoś oceniać, jeśli nigdy tak naprawdę przez wiele miesięcy (ba! czasem nawet lat) nie miało się trudności z przesypianiem nocy. Jeśli jesteś matką (ojcem), to wiesz, o czym mówię. Kiedy w lipcu będą moje urodziny i przy zdmuchiwaniu świeczek na torcie zostanę poproszona o pomyślenie jakiegoś życzenia, będzie to właśnie możliwość spania przez cały weekend albo i nawet tydzień (w dzień i w noc). I nie chodzi tu o to, że nie kocham swojego syna i chciałabym od niego się oddalić, bo kocham go nad życie. Chodzi po prostu o to, że jestem zmęczona i moje ciało domaga się snu. Wiem, że kiedyś, kiedy mały podrośnie czasem będę miała możliwość się powylegiwać. Nie mogę się doczekać.
Sen niemowlęcia...
Kiedy mamy po latach pytane są, co najmilej pamiętają ze wczesnego macierzyństwa założę się, że wszystkie mówią: "jak dzieci spały". Tak przynajmniej powiedziały kobiety w mojej rodzinie (nie będę zdradzać, kto ;-) ). Powiedziały, że to było takie wspaniałe wchodzić do pokojów dzieci i patrzeć, jak słodko śpią. Że to było takie cudowne patrzeć na ich spokojne twarze i na ich wyciągnięte do góry ręce. Czuły, że dzieci są szczęśliwe. Ale wydaje mi się, że też chodziło im o to, że one wtedy również były szczęśliwe, gdyż miały w końcu czas dla siebie.
Zdjęcia zaklinają rzeczywistość. Staramy się robić zdjęcia miłych momentów, żeby potem wspominać te dobre chwile, a nie złe, te piękne, a nie brzydkie, te śpiących dzieci, a nie płaczących lub dalej na pełnych obrotach, mimo że wybiła już północ. Kiedy przed Świętami postanowiłam zrobić w prezencie dla swoich rodziców album ze zdjęciami ich wnuka i przeglądnęłam wszystkie zdjęcia, które zrobiliśmy z mężem naszemu synowi, ku naszemu zdziwieniu zauważyliśmy, że na niemal połowie z nich nasze dziecko śpi. A bynajmniej nie przesypia połowy dnia (bo przecież w nocy zdjęć się raczej nie robi). Dlaczego więc aż tyle tych zdjęć? A dlatego, że dla świeżo upieczonych (czyt. zmęczonych) rodziców widok śpiącego dziecka jest tak radosną chwilą, że od razu sięgają po aparat, aby ten błogi moment uwiecznić. Jak więc śpi moje dziecko? A tak. ;-) Poniższe strony pochodzą ze wspomnianego albumu o moim synu:
Lulaj, lulaj, mój lulasku,
nasypię ci w dupę piasku,
jak nie będziesz dalej spać,
to narąbię po kutasku.
Miłej nocy. :-)
Jeeeeej, już myślałam, że tylko u mnie taki dramat. Moje dziecko zaczęło niedawno 4 miesiąc. Śpi tylko w otulacz typu "woombie". To dla mnie zbawienie, bo przesypia wiekszosc nocy. Podjęłam dwie próby bez niego, istny koszmar! Budzenie co 2-3h, a ja później zamieniałam sie w zombie. Mam nadzieję, że za jakiś czas powoli to się zmieni i dziecko samo "odrzuci" otulacz.
OdpowiedzUsuńFaktycznie nie wiem czy większość dzieci przesypia noce. Niczego innego nie pragnę jak tylko się wyspać ��
P.S. Świetny wpis ��
Szczerze mówiąc pierwsze słyszę o takim otulaczu. Ciekawa sprawa. :)
UsuńA z tym zombie to się zgadzam. Ja śpiąc właśnie po jakieś 2-3 godziny i pobudka, potem kolejne 2-3 godziny i pobudka, po czym znowu to samo (a czasem i co godzinę pobudka) tak właśnie się czuję. Mój syn niedługo skończy 11 miesięcy... i końca nie widać. W jakimś stopniu już się chyba do tego przyzwyczaiłam, choć nie ukrywam marzę o przespaniu nocy jednym ciągiem. ;)
Woombie nas też uratował, chociaż Sysak od początku był dla nas łaskawy i budził się w nocy raz, około 02:00. Tak było przez pierwsze dwa tygodnie. Teraz ma dwa miesiące i śpi słodko od 23:00 do 06:00. Budzi go głód. Po karmieniu zasypia bezproblemowo i śpimy do 10:00 :) Więc na razie nie narzekam, oj nie :D
Usuń