sobota, marca 24, 2018

Karmienie piersią nie zawsze jest fajne

Ten post pojawił się w mojej głowie, kiedy leżałam na lotnisku, karmiąc syna. Leżałam??? - wrzaśniecie pewnie zszokowani. Ale jak to?! Dlaczego?! A no tak to. Od kilku miesięcy mój syn inaczej pić mleka nie chce... Tylko na leżąco. Kwestii wyjaśnienia: na leżąco i ja, i on. ;-) Całe szczęście, że lotnisko było bardzo duże (Madrid Barajas), gdyż dzięki temu mogłam znaleźć na nim miejsce, którędy praktycznie nikt nie przechodził. Inaczej nie byłoby mi zbyt przyjemnie...


Karmienie na leżąco - wersja hardcore, czyli od góry.

Jak naprawdę wygląda karmienie piersią?

Dzisiejszy post będzie więc o tym, że karmienie piersią (lub, jak to niektóre kobiety nazywają, "droga mleczna") nie zawsze jest tak wspaniałe i łatwe jakby to się mogło wydawać. Choć szczerze mówiąc nie wiem, czy kiedykolwiek jakakolwiek kobieta powiedziała, że było jej łatwo karmić dziecko piersią.

Karmię już chyba sporo czasu, bo ponad rok. Nie, nie narzekam. Jest to moja świadoma decyzja. Udało mi się karmić piersią i cieszę się z tego. Od początku miałam ogromne wsparcie wszystkich dookoła siebie (męża, rodziców, przyjaciół) oraz internetowe w postaci wspaniałego bloga na temat karmienia naturalnego Hafija.pl. Nie, nie mam też zamiaru nikogo krytykować, że nie karmi naturalnie (bo co mi do tego? ;-)). Chcę Wam tylko opowiedzieć bez cienia lukru i niedopowiedzeń, jak to z tym karmieniem u mnie tak naprawdę jest. A nie jest ani super genialnie, ani całkiem beznadziejnie. Po prostu czasem jest lepiej, a czasem gorzej, choć ogólnie jest OK. ;-)

Już kiedyś pisałam o tym, że będąc w ciąży mówiłam, że NIGDY nie będę karmić piersią. "Przecież mi się cycki zdeformują!" - mówiłam. "Jak to będzie wyglądać! Ja młoda jeszcze jestem. I żeby coś mnie ssało dzień i noc?! O fu!". I co? I karmię już 12 miesięcy. Czy rzeczywiście co nieco mi się zdeformowało? Niestety tak, no ale cóż zrobić. Gwałtowna zmiana (a nie stopniowa jak to się dzieje z brzuchem podczas ciąży) rozmiaru z miseczki CC do H musiała się w jakiś sposób odbić na moim ciele. 


Dwie różne relacje o karmieniu piersią


Karmienie piersią, temat budzący skrajne emocje zarówno w tak zwanym realu, jak i na internetowych forach rodzicielskich. Jeszcze podczas ciąży przeczytałam dwie książki o dwóch całkiem odmiennych historiach osobistych dotyczących karmienia piersią. W jednej kobieta opisywała to, jak szybko przestała karmić (jej decyzja) oraz jak się z tym czuła ("Praca na całe życie. O początkach macierzyństwa" Rachel Cusk), a w drugiej kobieta karmiła, karmiła i karmiła, i było jej z tym cudownie, choć nie było łatwo od samego początku ("Nie tylko chusta. Rodzicielstwo bliskości w praktyce" Mayim Bialik).

Ta pierwsza, Rachel Cusk, napisała: "Nie mówiąc nic nikomu, idę do sklepu i kupuję butelki, tabletki do sterylizacji i puszki mleka w proszku. W domu wykładam to wszystko na blat, jak ktoś, kto zamierza zmajstrować bombę. Moja córka ma trzy miesiące (...). Z nadejściem wieczoru przygotowuję butelkę. Ma ją małej podać ojciec, gdyż radzono nam, że lepiej, jeżeli aktu zdrady nie dokonuje sam zdrajca, tylko zbir będący na jego rozkazach. (...) [Mała] przygląda się butelce i widzę, jak dociera do niej zrozumienie. Obraca głowę i patrzy mi w oczy. Jej wzrok wyraża zdziwienie i krzywdę. Widzi, że to ja dyryguję tą zbrodnią. Zaczyna płakać. Natychmiast chcę się wycofać, błagać o wybaczenie. Odruchowo sięgam ręką do guzików bluzki. Dostaję polecenie pójścia na górę - i je wypełniam. Siadam na łóżku, płaczę, czuję ból w głębi brzucha. Kilka minut później schodzę na palcach na dół. (...) Jest ciepło i cicho. Mała ssie butelkę. (...)

Był to (...) swego rodzaju pakt z diabłem. Gdy skończyłam karmić piersią, zgodnie z umową odzyskałam poczucie normalności, ale przez jakiś czas za każdym razem, kiedy brałam córkę na ręce albo na kolana, ona zwracała głowę ku pustej piersi, a ja odczuwałam w jej imieniu szarpiący ból utraty. Dręczyło mnie poczucie winy. (...) A jeśli chodzi o mnie, to owo macierzyńskie widmo wytwarzające mleko, ta matka, której tak strasznie się bałam, odeszła, a w jej miejsce pojawiłam się po prostu ja".

Natomiast ta druga, Mayim Bialik, powiedziała takie oto słowa: "Z oboma synami wielokrotnie kusiło mnie, żeby w tych pierwszych miesiącach dać sobie spokój z karmieniem piersią. Miałam mnóstwo trudności i przez kilka tygodni kuliłam się w sobie i byłam bliska łez za każdym razem, kiedy dziecko poszukiwało piersi, albo dawało znać, że czas na karmienie. Nie tak to sobie wyobrażałam.

Ale każda walka z moimi piersiowymi doświadczeniami zwróciła mi się z tysiąckrotną nawiązką. Wtedy nikt by mnie do tego nie przekonał, ale karmienie moich chłopaków było najbardziej niesamowitą, pozytywną i najzdrowszą rzeczą, jaką mogłam zrobić dla nich oraz dla samej siebie. (...)

Karmienie piersią to styl życia oraz filozofia. (...) Mleko matki to najlepszy pokarm na świecie i najdoskonalsza ochrona przed infekcjami, problemami oddechowymi, trudnościami z trawieniem, a nawet nieprawidłowym rozwojem szczęki. (...) Podczas karmienia piersią tworzy się więź między tobą a niemowlęciem, która jest korzystna także dla ciebie. (...) Każdego dnia spalasz 1000 kalorii więcej siedząc na pupie na tapczanie, bo twoje ciało pracuje nad produkcją mleka nawet wtedy, kiedy oglądasz telewizję. Karmienie piersią wiąże się z niższym wskaźnikiem zachorowań na raka, w tym raka piersi i jajników. (...) Karmienie piersią obniża też ciśnienie i zmniejsza ryzyko złamania kości oraz osteoporozy. (...) [Karmiąc piersią,] pobudzamy wydzielanie skomplikowanych hormonów, które zbliżają nas do dziecka i podtrzymują naszą relację. Te hormony pomagają nam walczyć z depresją poporodową. (...) Mimo trudności, z jakimi zmagają się niektóre kobiety, mleko matki jest zawsze dostępne, zawsze ma odpowiednią temperaturę, zawsze ma doskonały smak, nie trzeba go mieszać ani wstrząsać". 

Do której z tych dwóch kobiet jest mi bliżej? Wydaje mi się, że jestem mieszanką ich obydwu. Z jednej strony jest dla mnie fascynujące, że mój organizm od ponad roku jest w stanie produkować idealny pokarm dla mojego dziecka, cieszę się, że mój syn jest taki zdrowy i super rośnie.


źródło: https://designsbyduvetdays.com/
Ale z drugiej strony czasem bywa mi bardzo ciężko i mam ochotę wtedy pierdolnąć to wszystko, kupić mleko modyfikowane, aby odzyskać swoje piersi raz na zawsze dla siebie.


Co więc było u mnie (lub jest) z tym karmieniem nie tak?

1. NAWAŁ

Pierwsza "radość" z karmienia to słodko brzmiący wyraz NAWAŁ, o którym sporo napisałam w jednym ze wcześniejszych postów. W skrócie chodzi o mega produkcję mleka w piersiach trwającą kilka dni, a objawiającą się piersiami większymi od gwiazd filmów porno, twardymi niczym skały i napuchniętymi do takich granic możliwości, że aż stają się kanciaste, gdyż mleko nie ma już się gdzie mieścić. Czyli, innymi słowy, cud, miód i orzeszki. Na szczęście ta wspaniała przypadłość szybko znika, a organizm zaczyna produkować odpowiednie ilości mleka.

2. NIEKOŃCZĄCA SIĘ OPOWIEŚĆ


Jak ja rozumiem Rachel Cusk, która napisała: "Karmienie ciągnie się całymi godzinami. Jeszcze nie tak dawno kobiety karmiły piersią co cztery godziny przez równo dwadzieścia minut. Podobno inaczej "nie było wolno". Te, które rzeczywiście przestrzegały owego reżimu, pewnie były zachwycone tą zrodzoną z teorii prohibicją, lekko trącącą marksizmem i dawno zdezawuowaną. Podejście zalecane obecnie opiera się na prawie popytu i podaży. Dziecko należy karmić, kiedy tylko jest głodne, dzięki czemu piersi będą wytwarzać tyle mleka, ile dziecko potrzebuje.



Może się okazać, że karmisz dwadzieścia, trzydzieści razy na dobę. (...) Przeglądam książki poświęcone tej kwestii, szukając jakiejś wzmianki o sobie, jakiegoś przejawu troski o mnie, która siedzę uziemiona w fotelu po dwadzieścia, trzydzieści razy na dzień, ale niczego takiego nie znajduję. Zaczynam się czuć, jak obszar niechronionej dżungli, po której niesie się jazgot pił łańcuchowych".



Pierwszy miesiąc jeśli chodzi o karmienie piersią był dla mnie chyba najgorszy. Nie dość, że wyglądałam jak wspomniana gwiazda filmów porno, to jeszcze ten mały ssak ssał na potęgę (i w dzień, i w nocy). Całe szczęście, że był przy mnie mój mąż, który tylko podawał i odbierał dziecko (nazywane przeze mnie w tamtym okresie pijawką). Jedyny plus to to, że nadrobiłam wtedy zaległości serialowe. ;-) Odpalałam odcinek za odcinkiem i karmiłam, karmiłam i karmiłam. Teraz tak dobrze nie jest. Filmowo i serialowo jestem daleko w tyle. :-/


"Pijawka" przed karmieniem i "pijawka" po karmieniu

3. NIEPRZESPANE NOCE


Kolejną "radością" z mojego karmienia to nieprzespane noce, o których też już pisałam na blogu. Od roku i trzech tygodni nie przespałam ani jednej nocy ciągiem. Już nawet zapomniałam jak to jest. Tak samo jak u Rachel Cusk, w nocy "za każdym razem, kiedy [moje dziecko] płacze, zjawiają się moje piersi, jak dwie strażniczki więzienne, których zadanie jest sprawdzić, co spowodowało zamieszanie". Mniej więcej co dwie - trzy godziny syn się rozbudza. Podaję mu wtedy pierś, on pije i zasypia, po czym zasypiam i ja (choć zdarza mi się zasypiać podczas karmienia).




Szczerze mówiąc zazdroszczę trochę koleżankom, które podają swoim dzieciom mleko modyfikowane na noc, gdyż po nim te dzieciaki przesypiają ciurkiem całą noc. Nawet zastanawiałam się, czy tak nie zacząć robić, ale wtedy przypomniałam sobie o dobrodziejstwach naturalnego mleka, zaciskałam zęby i odrzucałam myśl o wspomożeniu się mlekiem modyfikowanym. Karmić całe życie syna przecież nie będę. Kiedyś w końcu to odeśpię. Oby. ;-)

4. BUTELKA


W swoim oryginalnym planie miałam karmić tylko piersią, nie wspomagając się nigdy butelką. Ten plan poległ, jak wiele innych. Dlaczego poległ? Choćby dlatego: środek zimy, zimno jak cholera, a tu dziecko nagle dobitnie (czyli bardzo głośno) zaczyna informować, że napiłoby się mleka. I co? Mam się rozbierać przy minus 15 stopniach i karmić w najlepsze na ławce w parku?



Albo wykazywana przez dziecko nagła chęć picia podczas jazdy w autobusie lub tramwaju. Już to widzę, jak rozpinam bluzkę w MPK i karmię. Widzę tutaj dwa główne problemy: 



1) Moje zażenowanie. Bo wszystkie siedzenia są ustawione blisko siebie.

2) Bezpieczeństwo mojego dziecka. Co bowiem się stanie jeśli karmiąc syna, kierowca nagle gwałtownie zahamuje. O wypadek nietrudno.

5. LAKTATOR

Innymi słowy, moje wstępne hasło "Cyce na ulice!" szlag wzięło. Początkowe próby, gdy "ponuro jak krowa siada[ła]m z rozpiętą bluzką w kątach pokoi, na ławkach w parku, w dyskretnych zakątkach restauracji, na tylnym siedzeniu samochodu"* nie wypaliły. Stres, stres i jeszcze raz stres. Próbowałam. Nie wyszło. Więc co mi pozostało przez wiele miesięcy? Kiedy wychodziłam, najczęściej karmiłam butelką z odciągniętym wcześniej mlekiem. Musiałam się wobec tego zaprzyjaźnić z laktatorem (elektronicznym oczywiście). Różnica pomiędzy laktatorem ręcznym a elektronicznym jest mniej więcej taka, jak pomiędzy mikserem a ręczną ubijaczką do jajek. Teoretycznie wiadomo, że na obydwa sposoby białka się ubiją, natomiast wszyscy wiemy, że żeby piana była sztywna, mikser potrzebuje około minuty, natomiast ręczna ubijaczka minut 10, 20,...? Zależy od ilości jajek oraz sił w rękach.


różnica pomiędzy laktatorem ręcznym a eletronicznym

6. KRYZYS LAKTACYJNY

Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze coś takiego, jak tak zwany "kryzys laktacyjny", czyli nie wiedzieć czemu piersi odmawiają posłuszeństwa i mleko nie leci, a dziecko oczywiście płacze. U mnie oprócz kryzysu bycia mamą pojawił się i ten laktacyjny (jakby mi jeden nie wystarczył). I co? A to, że na dwa tygodnie byłam wyjęta z życia. Nie mogłam wyjść na spacer, bo nie dawałam rady nic mleka ściągnąć do butelki. W domu natomiast oprócz usilnych prób karmienia, siedziałam przyczepiona do laktatora, jak krowa do maszyn dojnych. I siedziałam godzinę dziennie z tą maszynką. 10 minut zmiana piersi, kolejne 10 minut zmiana piersi i tak przez godzinę. Nieczęsto zasypiałam podczas tej jakże fascynującej sesji laktatorskiej.


 źródło: rynek-rolny.pl

7. AŁA! ZĘBY!

Potem u mojego syna zaczęły wyżynać się zęby. To dopiero była radość dla moich dawno już nie obolałych piersi. Byłam przez dziecko podgryzana do momentu, aż nie załapało, że coś z tych jego dziąseł wyrosło i że trzeba zachowywać się z tym czymś ostrożnie w kontakcie z mamą, bo boli. Na szczęście mój syn się szybko uczy, więc ubytek krwi u mnie był minimalny. ;-) Ale był...




8. ASYMETRIA

Potem pojawiła się... asymetria. Już nie tyle chodzi o zniekształcone piersi z nadmiaru mleka co o to, że mój syn przypodobał sobie tylko jedną pierś, a druga po prostu przestała mu podchodzić. Efekt jest taki, że różnica w miseczce pomiędzy jedną piersią a drugą jest spora. Wygląda to nieciekawie. Staram się więc nie zakładać zbyt obcisłych rzeczy, żeby mi się ludzie na mój nieregularny dekolt nie gapili. I nie przejmuję się tym zbytnio, bo wiem, że kiedyś asymetria się wyrówna.




9. CIII! CISZA!

W momencie, kiedy mój syn przeszedł z okresu noworodkowego do niemowlęcego, zaczęło mu przeszkadzać, że kiedy pije mleko, nie ma w pomieszczeniu idealnej ciszy i stonowanego światła. Efekt? Kiedy wychodzę z nim gdzieś na miasto, a o zgrozo, nie wezmę ze sobą butelki z mlekiem, muszę szukać miejsca ustronnego już nie tyle, żebym ja się dobrze czuła (pal licho!), ale żeby dziecko w ogóle było w stanie zjeść. Niestety często kończy się na tym, ze jedynym miejscem bardziej cichym jest... toaleta. :/


10. BUTELKA, O FU!

Ha! I rewelacja dosłownie sprzed miesiąca. Mój syn odrzucił butelkę. Czyli w tym momencie nie mam już w ogóle możliwości ściągnięcia mleka do butelki i opuszczenia mojej latorośli na kilka dłuższych godzin, oj nie! Ja muszę być cały czas na posterunku, cały czas w okolicy. Muszę być w gotowości do podania mlecznego posiłku tu i teraz. Jestem więc uwiązana szczególnie nocą (bo w dzień jeszcze jako tako bez piersi mój syn może egzystować (nawet i z 5-6 godzin). Gorzej jednak wygląda to nocą, gdzie co 2-3 godziny budzi się i mleko musi być, bo jak nie to... wolę nie myśleć. (!) 

Niedawno zostałam zaproszona na imprezę urodzinową swojej przyjaciółki. Bardzo bardzo chciałam pójść. Koniec końców poszłam, ale mogłam być tylko godzinę, bo biegiem musiałam wrócić do domu na kolejne karmienie nocne. Wychodząc z imprezy czułam się dosłownie jak krowa dojna. Nie było to zbyt fajne.


11. KARMIENIE CZASEM JEST NUDNE

Jak to znowu pięknie ujęła Rachel Cusk: "Wiem, że ta dziwna funkcja cielesna, jaką jest karmienie piersią, podobno powoduje harmonię ciała i umysłu, nieporównywalną z żadnym innym ludzkim doświadczeniem. Wiem, że inne kobiety czerpią z tego zadowolenie i poczucie spełnienia. Dlaczego ze mną jest inaczej?". Czy ze mną rzeczywiście jest inaczej? No cóż, do karmienia podchodzę w sposób neutralny. Po prostu karmię. Nie ekscytuję się tym zbytnio. Po prostu przywykłam do tego, że tak jest i wiem, że jest to dobre dla dziecka i też teoretycznie dobre dla mnie. Nie czuję dyskomfortu, ale też nie czuję niesamowitej radości. Nie jestem przecież tylko i wyłącznie matką (cofnij: spiżarnią mleka). Jestem również młodą jeszcze w końcu osobą z wieloma zainteresowaniami, pasjonatką książek, osobą bardzo towarzyską, obecnie skoncentrowaną na blogu, który chciałabym móc pisać częściej niż rzeczywistość mi na to pozwala. ;-) Jestem osobą, która może mieć w danej chwili chęć na zrobienie czegoś innego niż akuratnie karmienie piersią (choćby na tak prozaiczną czynność jak dopicie filiżanki jeszcze ciepłej kawy). 




12. ODCZEPIANIE NA SIŁĘ

Czy zdarzyło mi się dziecko odczepić od piersi trochę na siłę? Oczywiście! Na początku robiłam to na tak zwaną metodę haczyka, co również opisała Rachel Cusk: "Odbieram z rąk położnej zawinięte w kocyk drobne ciało córki (...) Przystawiam ją do piersi. W swego rodzaju komiksowym dymku nad moją głową pojawia się słowo "naturalnie". Ale, szczerze mówiąc, nie czuję się do końca naturalnie. Czuję się tak, jakby ktoś publicznie ssał moją pierś. (...) Po mniej więcej kwadransie karmienia na powierzchnię świadomości wydobywa się resztka asertywności, niczym przedmiot z zatopionego statku. Chcę się napić herbaty, umyć się, odpocząć. (...) Przyglądam się zaciśniętym różowym ustom córki, jej poruszającej się rytmicznie szczęce i usiłuję doszukać się w nich jakiegoś sygnału, że zbliża się finał". 

W tym momencie częściej odczepiam dziecko do siebie na tak zwany sposób "na ciągacza" ( nie mylić z naciągaczem :P). Czyli powoli odsuwam się od dziecka z nadzieją, że uda mi się odessać. Czasem się udaje. ;-) Jeśli dziecko wtedy śpi, wymykam się z pokoju na paluszkach "niczym więzień podejmujący próbę ucieczki"*. 



Na tym chyba kończą się wszystkie problemy jakie miałam lub mam przy karmieniu piersią swojego syna. Czy jest ich dużo czy mało trudno mi określić, gdyż nie mam z kim się porównać. Jednak, kiedy przeczytałam o problemach, jakie miała z karmieniem wspomniana wcześniej Mayim Bialik, ilość moich to pikuś. Zresztą przeczytajcie sami:

"Oto niemal pełna lista problemów, które miałam z synami, czasami po kilka razy (przy każdym z nich):
  • Ból podczas karmienia, przez co wydawałam z siebie takie dźwięki, jakby ktoś przeszył mi brzuch (tak ujmuje to mój mąż)**.
  • Potrzeba sięgnięcia po środki przeciwbólowe bez recepty, by złagodzić wczesny dyskomfort towarzyszący karmieniu.
  • Zatkane kanaliki.
  • Pęcherze na piersiach.
  • Zapalenie piersi.
  • Pękanie skóry na brodawkach***.
  • Grzybica (infekcja drożdżakowa na sutku albo/i wewnątrz piersi).
  • Cofnięty podbródek dziecka (co na początku utrudnia przystawianie do piersi).
  • Zbyt małe usta w stosunku do brodawki (patrz wyżej).
  • I mój ulubiony: "nietypowe" brodawki".
(kolor zielony - miałam; kolor czerwony - nie miałam)


*        "Praca na całe życie. O początkach macierzyństwa" Rachel Cusk.
**      Tylko przez około 2 pierwsze tygodnie karmienia piersią.
***  W minimalnym stopniu i tylko przez kilka dni podczas całego okresu karmienia.







Jeśli spodobał Ci się ten wpis i chcesz być na bieżąco z moimi działaniami i niczego nie przegapić:

- obserwuj mnie na Facebooku - Mama pod prąd FB



- zaglądaj do mnie na Instagramie - Mama pod prąd Instagram

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

• Za wszystkie komentarze z góry bardzo dziękuję :-)
• Obraźliwe komentarze będą usuwane

Copyright © 2016 Mama pod prąd , Blogger