wtorek, sierpnia 01, 2017

Kosmetyki dla kobiet w ciąży... czyli (NIE)stać mnie na to!

zdjęcie: Warsztat Spojrzeń

Nigdy nie zwracałam uwagi na skład kosmetyków, ponieważ wierzyłam w dobre intencje producentów oraz w to, co widniało w opisie produktu. Śmiech na sali...

Dopiero dwa zbiegi okoliczności (ciąża i uczulenie na tonik do twarzy) wpłynęły na to, że zaczęłam drążyć temat... i po raz kolejny niemal nie osiwiałam z przerażenia. Tak, tak. Drodzy konsumenci, jesteśmy najzwyczajniej robieni w bambuko.
To, że na jakimś kosmetyku jest napisane, że np. jest z rumiankiem, może oznaczać, że tego rumianku w składzie jest 0,001%, lub też, że jest to sztuczny zapach rumianku. Ba! Nawet jeśli producent zarzeka się, że jego produkty nie są testowane na zwierzętach, nie musi to być prawdą, bo możliwe, że poszczególne składniki są, bo testują je dostawcy tychże składników. Więc cóż z tego, że potem całość kremu czy balsamu nie jest już testowana na zwierzętach, skoro jego poszczególne składniki były? Pamiętajcie też, że cena kosmetyku nie zawsze równa się jakości. Wydaje mi się, że warto poszukać kosmetyków polskich, gdyż często jakością przewyższają te zagraniczne (no i są tańsze). I jeszcze jedno. Adnotacja, że coś jest dla kobiet w ciąży, nie oznacza, że jest to dla nich bezpieczne.

Ręka w górę, która z Was teraz biegnie do łazienki i zaczyna czytać skład swoich kosmetyków? ;-) Problem w tym, że najprawdopodobniej niewiele z tego składu zrozumiecie. Pomocna w takiej analizie może być na przykład ciekawa aplikacja na komórkę Cosmetic Scan. Obecnie zanim zakupię jakiś nowy kosmetyk, skanuję na wszelki wypadek jego kod kreskowy i sprawdzam, czy dany produkt ma w składzie składniki rakotwórcze lub alergizujące. 

Drugą pomocą może się okazać dla Was strona www.srokao.pl Według mnie informacje zawarte na tym blogu są skarbnicą wiedzy przede wszystkim właśnie na temat kosmetyków dla kobiet w ciąży i dla dzieci.

Wracając do kosmetyków dla kobiet w ciąży. Półki w sklepach uginają się od ogromnej ilości produktów: mleczka, żele, olejki, balsamy, peelingi,... I ponoć wszystko jest niezbędne. Figa z makiem! Nie dajcie się omamić. Tak naprawdę niezbędne jest minimum. 

1) OLEJEK PRZECIW ROZSTĘPOM


Po pierwsze coś uelastyczniającego rozciągającą się skórę oraz nawilżającego i zapobiegającego rozstępom. Pocieszę Was. Coś co doskonale spełnia te trzy warunki i na dodatek jest w 100% naturalne i bardzo tanie to po prostu olejek ze słodkich migdałów. :-) Hit podczas mojej ciąży!



Najtańsze dwa oleje, jakie udało mi się kupić to olejki rafinowane w jednolitrowym opakowaniu. Pierwszy to olejek polskiej marki Your Natural Side. Jedno opakowanie kosztuje około 40 złotych. Drugi to tak zwane rozwiązanie "no name", czyli olejek rozlewany w mydlarni. Jednolitrowe opakowanie może wtedy kosztować nawet tylko 30 złotych. Co jest niesamowite, to to, ze tak duże opakowani pewnie wystarczy Wam na całą ciążę. 30-40 złotych na całe 9 miesięcy? Hip hip hurra! Przetestowałam ten olejek na sobie już podczas dwóch ciąży. Skóra jest po nim świetnie nawilżona i nie mam ani jednego rozstępu, a wiem po swoich latach nastoletnich, że moja skóra niestety ma skłonność do rozstępów.

Najwygodniej aplikować taki olejek tuż po prysznicu na jeszcze wilgotną skórę. Nawilża ją wtedy o wiele lepiej no i jeszcze lepiej się wchłania. Po wtarciu olejku w skórę należy wytrzeć się dokładnie ręcznikiem. Ja olejek ze słodkich migdałów stosuję jak kiedyś balsam po kąpieli, czyli na całe ciało. Swoją drogą ciąża czy nie, nigdy już chyba nie powrócę do balsamów po kąpieli i będę się wiernie trzymać tego olejku. Nawilża lepiej, jest w 100% naturalny no i o niebo tańszy!


Jeśli mimo wszystko zauważycie, że ten olejek nie daje sobie rady z Waszą ciążową wysuszoną skórą, to możecie dodatkowo posilić się masłem shea. Ja stosuję ciut takiego masła po bokach brzucha, gdzie moja skóra jest najsuchsza. Masło shea niesamowicie nawilża skórę i przynosi jej natychmiastowe ukojenie. Jest bardzo tani i wydajny. Jedyne ale to trudność w jego aplikacji ze względu na jego twardość. Ale dla chcącego nic trudnego, czyż nie? ;-) Dobre jakościowo i cenowo jest na przykład masło shea polskiej marki Nacomi. Cena za opakowanie 100 ml to około 12 PLN. Jednak pamiętajcie o tym, że masło shea, podobnie jak olej ze słodkich migdałów, można kupić jeszcze taniej w większości mydlarni. Będzie on wtedy bez marki, ale równie dobry jakościowo. Ja zakupuję się w jednej mydlarni sprzedającej przez Allegro i za 125 gramów masła shea płacę jedynie 7 złotych (!).
W pierwszej ciąży używałam też olejku przeciw rozstępom dla kobiet w ciąży z Rossmanna z serii Babydream. W sumie był OK, ale miał kilka ale: 


Olejek przeciw rozstępom dla kobiet w ciąży


Skład miał niby naturalny (olej sojowy, olej ze słodkich migdałów, olej słonecznikowy, olej jojoba, olej z orzechów makadamii, witamina E, substancje zapachowe) jednak użyty sztuczny zapach podczas pierwszego trymestru ciąży strasznie mnie mdlił. No i chyba najważniejsza kwestia. Ten olejek ma na pierwszym miejscu w składzie olej sojowy, który raczej powinno się ograniczyć w ciąży i podczas karmienia piersią, ponieważ może zaburzać gospodarkę hormonalną. Cena olejku to 14 złotych za 250 ml.


Według mnie, i cenowo, i jakościowo wygrywa jednak olej ze słodkich migdałów. Co jest dla mnie bardzo ważne, nie ma zapachu - idealna sprawa przede wszystkim w pierwszym trymestrze ciąży ;-) oraz o wiele lepiej się wchłania.

2) COŚ POD PRYSZNIC


Jeśli chodzi o żel pod prysznic, jaki stosuję, to jest to Babydream płyn do kąpieli dla mamy z Rossmanna. Co prawda ma on w swoim składzie olej sojowy, ale ponieważ żel pod prysznic jest produktem zmywanym tuż po jego aplikacji, nie przejmuję się tym faktem tak jak w przypadku olejku do ciała tej samej marki. Cena to 14 PLN za 500 ml.

Płyn do kąpieli dla mamy


Co więcej, ten produkt ma jeszcze jedno niesamowite użycie. Może być stosowany jako szampon do włosów. Ale uwaga, raczej będzie się sprawdzał tylko na włosach cienkich i przesuszonych. Można go stosować od czasu do czasu dla większego nawilżenia. Jeśli będzie się go stosować za dużo, może przetłuścić włosy.

Drugim produktem był Hipoalergiczny żel pod prysznic marki Dzidziuś dla mamy, czyli serii z Białego Jelenia. Ale okazało się, że ma w składzie DMDM-Hydantoin, czyli konserwant, pochodna formaldehydu. A formaldehyd jest związkiem, który przez Międzynarodową Agencję Badań nad czynnikami rakotwórczymi został zakwalifikowany jako związek rakotwórczy, natomiast w Polsce jest on uznawany za związek potencjalnie kancerogenny, mutagenny i teratogenny. Czyli, innymi słowy, trzymać się od tego żelu z daleka. ;-) 

3) ŻEL DO HIGIENY INTYMNEJ


W pierwszej ciąży szukałam jedynie kosmetyków z napisem "dla kobiet w ciąży", gdyż uważałam je za lepsze. Teraz wiem, że w większości przypadków jest to po prostu myk firm kosmetycznych zawyżających ceny tego typu produktów.

W pierwszej ciąży używałam hipoalergicznego płynu ginekologicznego marki Dzidziuś dla mamy. Według opisu ze strony www.srokao.pl jest OK ;-) Największym problemem z nim związanym jest jego słaba dostępność. Wydaje mi się, że najłatwiej go kupić po prostu przez Internet.
Hipoalergiczny płyn ginekologiczny

W drugiej ciąży jestem o tyle mądrzejsza, że wiem, że wystarczy, że będę stosować po prostu kosmetyki dobrej jakości, o łagodnym składzie i to całkowicie wystarczy, i bynajmniej mi nie zaszkodzi. Żel do higieny intymnej, jaki stosuję obecnie to produkt marki Biolaven. Ma bardzo dobry skład, został również zaaprobowany na srokao.pl, a do tego obłędnie pachnie! Jego cena to około 16 złotych za 300 ml. Cieszę się tym zapachem, gdyż ani wymieniony płyn do kąpieli z Rossmanna (używany przeze mnie jako żel pod prysznic oraz szampon), ani olejek ze słodkich migdałów albo nie mają szałowego zapachu, albo po prostu żadnego zapachu. ;-)

W tym momencie jestem już po drugiej ciąży. Właśnie skończył mi się płyn do higieny intymnej marki Biolaven. I już już miałam kupić kolejny, kiedy natknęłam się na następujący wpis "Mamy ginekolog", dzięki któremu przekonałam się do używania po prostu... WODY. Oto fragment tego wpisu: "No i odwieczne pytanie – czym się „tam” myć? Ale zastanówmy się, czy to pytanie jest rzeczywiście odwieczne… czy wasze mamy w latach 80tych zastanawiały się czy kupić preparat X czy Y do higieny intymnej? Czy wasze babcie, wpadłyby w ogóle na pomysł, że taki preparat może kiedyś istnieć? Pewnie nie – i czy to znaczy, że chodziły brudne – lub jak reklamy wam mówią, miały notoryczne infekcje intymne. No nie. Do mycia powinniście przede wszystkim używać WODY! Krocze, srom i odbyt – możecie myć tym samym preparatem, którym myjecie resztę ciała. Pod warunkiem, że nie wprowadzacie tego preparatu do pochwy (...) Czy uważam, że nie powinno się stosować preparatów do higieny intymnej? To nie jest tak – jeżeli bardzo chcecie, możecie je używać. To jest mniej więcej tak jak z kremem pod oczy, czy to jest konieczny produkt – nie. Nic wam się nie stanie jeżeli krem do twarzy użyjecie również pod oczy. Ale część kobiet będzie się „lepiej czuła”, jeżeli na noc wklepie drogi krem pod oczy, inny na czoło a jeszcze inny na szyję. Jeżeli jesteście jedną z tych kobiet to super. Naprawdę nie ma nic przeciwko – ale pamiętajcie aby preparatu do higieny intymnej nie wprowadzać do pochwy oraz aby stosować go bardzo malutko. Do umycia sromu, krocza i odbytu wystarczy ilość płynu wielkości ziarenka grochu. Więc taki jeden przeciętnej wielkości pojemnik powinien wam starczyć mniej więcej na rok. Jeżeli co miesiąc, dwa musicie uzupełnić swoje zapasy płynu do higieny intymnej to znaczy, że używacie go za dużo. I dam sobie rękę obciąć – że macie infekcje intymne częściej niż wasza stosująca zwykłe mydło do całego ciała sąsiadka". 


Co jest absolutnym must have?


Z powyższych produktów tak naprawdę jedynym ciążowym must have dla mnie jest olejek ze słodkich migdałów lub ewentualnie masło shea. A co dla Was było niezbędnikiem podczas ciąży? Obkupiłyście się ciążowymi kosmetykami? ;-)

Jeśli jesteście zainteresowani do czego jeszcze wykorzystuję naturalne produkty bazowe: olejek ze słodkich migdałów, masło shea, olej kokosowy oraz żel aloesowy, zapraszam na mój osobny dotyczący kosmetyków jednoskładnikowych.

Jeśli natomiast jesteście ciekawi, jakich pozostałych kosmetyków używam (kremy, podkłady, pudry, a nawet pasty do zębów), bądźcie czujni. Wpis na ten temat pojawi się na moim blogu już niebawem.






Jeśli spodobał Ci się ten wpis i chcesz być na bieżąco z moimi działaniami i niczego nie przegapić:

- obserwuj mnie na Facebooku - Mama pod prąd FB



- zaglądaj do mnie na Instagramie - Mama pod prąd Instagram

2 komentarze:

  1. Migdały można samemu w domu przygotować tak, aby używać ich jako kosmetyk.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za informację. Nie słyszałam o tym. A jest to proste do wykonania? :)

      Usuń

• Za wszystkie komentarze z góry bardzo dziękuję :-)
• Obraźliwe komentarze będą usuwane

Copyright © 2016 Mama pod prąd , Blogger