wtorek, lutego 26, 2019

Język mojego dwulatka

Jakie języki obce znacie? Ja do tej pory na to pytanie odpowiadałam: "Cztery: angielski i hiszpański na poziomie zaawansowanym, oraz francuski i galisyjski na poziomie podstawowym. Nie podejrzewałam, że już niedługo opanuję - i to zupełnie nieświadomie - kolejny język: język sebastianowy. 😉



autor zdjęcia: Daga Wis Fotografia

- Mama, bubu!

- Tata, aoł!

Ręka w górę, kto zrozumiał powyższe dwa zwroty wypowiedziane po sebastianowemu. 😉

Pewnie każdy z Was, kto ma lub miał małe dziecko w pewnym momencie, podobnie jak ja, zaczął uczyć się nowego języka obcego, którym był właśnie język jego dziecka. Może był to język adasiowy, halinkowy, pawełkowy czy też zosiowy. A może jeszcze jakiś inny. 


Język dziecka to wyzwanie


Wydaje mi się, że ile dzieci, tyle języków. Z pewnością dla każdego rodzica nauka języka jego dziecka z jednej strony jest niezmiernie fascynująca, jednak z drugiej przysparza mu pewnych problemów. Jeśli chodzi o mnie, mimo że jestem filologiem, muszę się przyznać, że nauka języka sebastianowego jest dla mnie sporym wyzwaniem. Sposób uczenia się mowy sebastianowej różni się bowiem diametralnie od nauki języka angielskiego czy hiszpańskiego. Nie ma do niego żadnych podręczników, a jedyny lektor posługujący się tym językiem (Sebastian), nie mówi w żadnym innym. Z tego powodu, nauka języka sebastianowego wymaga ode mnie zupełnie innego podejścia niż kiedy uczyłam się języków powszechnie znanych i perfekcyjnie opisanych w podręcznikach. 😉



Szybkie zmiany 

Co więcej, ewolucja języka sebastianowego jest niezmiernie szybka i nijak się ma do powolnych zmian zachodzących w pozostałych językach. W mowie mojego syna wszystko dzieje się szybko. Za szybko.


AGU

Kiedy Sebastian był mały i zaczął gaworzyć, jednym z wymawianych przez niego dźwięków było "agu". Agu wypowiadał tylko, jeśli patrzył na kogoś i ta osoba patrzyła na niego. Zawsze też się wtedy przepięknie uśmiechał. Dlatego po pewnym czasie pomyślałam, że może "agu" oznacza po prostu "kocham Cię"😉


MAMA

Potem - około pierwszych urodzin - przyszedł czas na jakże wyczekiwane przeze mnie słowo "mama". I owszem. Usłyszałam je, ale - jak się zaraz okazało - bynajmniej nie oznaczało ono jedynie mnie, tylko dosłownie wszystko. "Mama" to byłam ja, ale też mój mąż, babcia, kot, kwiatek, szafka. "Mama" to były także rozkazy typu: "Chodź tu!", "Popatrz na mnie!", "Chcę to!".

BABA

Kolejnym "wyrazem, jaki wyewoluował w mowie sebastianowej było "baba". Na początku zastanawialiśmy się z mężem, czy naszemu synowi nie chodzi przypadkiem o "babcię", albo jakąś inną kobietę, inaczej nieładnie mówiąc "babę". Okazało się jednak, że nie. Potem nasze kolejne podejrzenie padło na Babę Jagę. Ale i to znaczenie w mig zostało porzucone. Pomyśleliśmy więc, że może nasz syn po prostu zaczął mówić po hiszpańsku, w którym to języku "baba" oznacza ni mniej ni więcej a "ślinę"😉 Jak się jednak niebawem okazało, naszemu dziecku znów chodziło o... rozkazy, a jak!  😉 Różnica w znaczeniu pomiędzy rozkazującym "mama" a "baba" było takie, że "baba" było wzmocnionym "mama". Czyli podczas gdy "mama" oznaczało "Chodź tu!", "Popatrz na mnie!", czy też "Chcę to!", "baba" oznaczało: "No chodźże tu ale już! Hop, hop! Ruchy!" "Kurka jasna, popatrzysz w końcu na na mnie, czy jak?!" "Ja to chcę i to już! Migiem! Raz, dwa!". 

Co jeszcze zauważyłam odnośnie jakże często używanego mama lub baba? Że im więcej "ma" lub "ba", tym mniejsza cierpliwość, a większe zdenerwowanie naszego syna. A wierzcie mi, że Sebastianowi zdarzało się wypowiedzieć nie tylko "bababa", ale również "babababa" oraz "babababababababa". Co do tego ostatniego ciągu wolę nie podejmować się nawet jego tłumaczenia. Podejrzewam, że mogłoby wyjść dość niekulturalnie. 😉

Ewolucja języka od roczniaka do dwulatka

Język Sebastiana przez ostatni rok znacznie ewoluował. Mój syn może nie jest jeszcze najbardziej wygadanym mówcą w języku polskim (ani hiszpańskim), natomiast w języku sebastianowym nie ma sobie równych. W końcu jest jego twórcą i - co za tym idzie - ekspertem. Można się posilić o porównanie, że to taki profesor Miodek języka sebastianowego. 😉

Jak już wcześniej wspomniałam, na rynku brakuje podręcznika do nauki tego języka. A ponieważ ja bardzo nie lubię uczyć się języka bez podręcznika (zboczenie zawodowe - sorry), na łamach swojego bloga postanowiłam stworzyć krótkie kompendium mowy mojego dwuletniego syna. Mam nadzieję, że ten wpis za kilka, kilkanaście a może nawet kilkadziesiąt lat będzie dla Sebastiana miłą pamiątką. 

Główne zasady języka sebastianowego:

Poniżej przedstawiam główne zasady obecnego języka sebastianowego - czyli poziomu dwuletniego. Skupcie się uważnie, ponieważ pod koniec teorii będzie trochę praktyki. Przygotowałam bowiem dla Was krótkie ćwiczenie ze znajomości języka mojego dziecka. Uwaga. Gotowi? Start!

1) pierwsza sylaba najfajniejsza

Zasada numer jeden: Upraszczać, ile się da. Wydaje się, jakby nasz syn myślał: "Po co mówić całe słowo, skoro wystarczy użyć pierwszej sylaby, a i tak jak zechcą, to mnie zrozumieją". No cóż. Nie można nie przyznać mu racji. Zarówno mój mąż, jak i ja rozumiemy, że "bu" lub też "bubu" to buty, a "ko" to "koło". Czyżby Sebastian wziął sobie do serca moją teorię lingwistyczną mówiącą, że osoby mieszkające na południu są bardziej leniwe pod względem językowym? O południowopolskich krakusach mówi się, że nie potrafimy poprawnie wymawiać słów. "raz, dwa, CZY", "zaCZaśnij te DŻwi". 😉Hiszpanie z południowej Andaluzji "zapominają" natomiast wymiawiać choćby końcowych "r" czy "s". Po co męczyć się mówiąc "estamos", "vivimos", "calor", kiedy można powiedzieć "estamo", "vivimo", "calo". Tyle fonemów się oszczędza. Tyle energii do wykorzystania gdzieś indziej! 

2) onomatopeja dobra na wszystko

Zasada numer dwa: Po co mnożyć wyrazy? Czy nie wystarczy powiedzieć, że "miau mówi miau", że "mu mówi mu", albo "ko mówi ko"? Czy wyrazy takie jak kot, krowa, albo kura są tak naprawdę w ogóle potrzebne? W języku sebastianowym najwyraźniej są passé. Zdaje się, że Sebastian posłuchał swojego dziadka, który często powtarza, że nie sztuką jest coś skomplikować. Sztuką jest uprościć. No to proszę bardzo. Mój syn uprościł. I to jak:

iha = koń
kuku = kukułka (to słowo może też podchodzić pod regułę pierwszej sylaby (patrz punkt 1) 😉)
mia lub miau = kot
kła kła = kaczka (albo kaka i wtedy podchodzi pod regułę pierwszej sylaby (patrz punkt 1) 😉)
gru lub gri = gołąb
pipi = kurczaczek
zzzzz = komar
uhu = sowa
mmm lub mu = krowa
uuu = małpa
wrał = lew, tygrys albo... dinozaur!


ćwiczenia z tatą: małpa robi uuu!

3) kontekst to klucz

Zasada numer trzy: "Sam sobie odgadnij z kontekstu". W myśl tej zasady "ka" nie zawsze musi oznaczać kaczkę. Czasem jest to też karetka. Natomiast "bu" to nie tylko buty, ale też i autobus. Gorzej, jeśli mowa o kaczce w karetce albo autobusie w butach. 😉




4) akcenty wygłosowe

Zasada numer cztery: "akcent na wydechu". Jeśli chodzi o akcentowanie, w języku sebastianowym, dominują akcenty oksytoniczne, inaczej zwane finalnymi lub też wygłosowymi. Innymi słowy, akcent pada na ostatnią sylabę wyrazu. Tak jest choćby w przypadku słowa "tataj", czyli tutaj, albo "aoł", czyli auto

Wymienione wyrazy mają też alternatywny sposób wymowy, a mianowicie, każda z sylab jest akcentowana, ale dodatkowo ostatnia sylaba jest wydłużana, czyli mamy "ta-taaaaaj" oraz "a-oooooł"

5) polsko hiszpański miks

Zasada numer 5: mieszanie hiszpańskiego i polskiego. Ciekawe u Sebastiana jest to, że wypowiadane przez niego słowo "mama", akcentuje na ostatnią sylabę, przez co w brzmieniu przypomina ono słowo "mamá", co po hiszpańsku oznacza właśnie mamę. Innymi słowy, mój syn zwraca się do mnie... po hiszpańsku. 😉 Na mojego męża - Hiszpana - przez jakiś czas nasz syn mówił poprawnie po polsku, czyli "tata". Jednak mąż zaczął go poprawiać, mówiąc, że nie "tata" tylko "papá". Koniec końców z tego całego poprawiania wyszło tak, że Sebastian rzadko kiedy mówi teraz "tata" albo "papá". Prym natomiast wiedzie słowo "kaka", co po hiszpańsku oznacza... kupę (caca)😉😉😉 Za każdym razem, kiedy słyszę wypowiadane z jakże wielką radością "kaka", uśmiech rysuje mi się na twarzy. Jednak u mojego męża słyszącego "kaka" pod swoim adresem, uśmiech jest nieco mniejszy i kiedy powtarzane minimum kilka razy "kaka" ucicha, mówi do Sebastiana "Kaka nie. Papá albo tata". 😉 

Ale czy można dziwić się Sebastianowi, że ma taki mętlik w głowie? Słowa "papa" używa już do żegnania się. Więc niby czemu miałby się żegnać z tatą mówiąc mu "papá", kiedy tata na przykład właśnie przyszedł z pracy? To trochę tak jak w przypadku tłumaczenia Hiszpanom, jak się mówi "tak" i "nie" po polsku. Ja to im tłumaczę zawsze w następujący sposób: "Sí es tak. No es nie". Do tego momentu wszystko jasne, ale wtedy następuje moje ulubione: "Y no es sí". No bo przecież w języku polskim mamy jeden wyraz na "nie" oraz dwa wyrazy na "tak": "tak" i "no". Na pytanie: "Chcesz iść na spacer?" można odpowiedzieć twierdząco na dwa sposoby: "Tak" albo "No". Jednak to co słyszy Hiszpan, kiedy mu tłumaczę zawiłości dotyczące tych wyrazów wygląda mniej więcej: "Tak to bla. Nie to blu. I jeszcze nie to tak". 😉 Idąc tym torem, dlaczego więc "tata" nie miałby brzmieć "kaka"

Jest jednak takie słowo, które Sebastian na tę chwilę wymawia z hiszpańskiego. A jest nim hiszpański odpowiednik na polskie słowo "cmok". Cmok po hiszpańsku to muac ("muak"). W wykonaniu Sebastiana brzmi to: "mua", czyli jest skróconą wersją hiszpańskiego "muac".

6) English, czyli globalizacja

Zasada numer sześć: szczypta angielskiego. Ze względu na swoje ulubione bajki, czyli "Pe" = "Peppę" oraz "Pa", co oznacza "listonosza Pata", przez jakiś czas Sebastian mówił "oh no!", zamiast polskiego "o nie!". W tym momencie na porządku dziennym jest już "o nie!" powtarzane za każdym razem, gdy na przykład upadnie, albo coś mu się nie uda (np. nie pasują do siebie wybrane przez niego dwa kawałki puzzli). Na tę chwilę z naleciałości angielskich pozostało jeszcze "ła" oznaczające "wow" oraz "łi" (="whee") wyrażające radość, jak to choćby mówią najmłodsze zwierzątka w "Śwince Peppie" podczas zjeżdżania na zjeżdżalni.

7) szczypta greki - OPA!


Zasada numer siedem: szczypta greckiego. Jestem fanką Eurowizji. Nic na to nie poradzę. Uwielbiam się śmiać patrząc na niemieszczące się w moich najśmielszych surrealistycznych wyobrażeniach występy sceniczne eurowizyjnych artystów. 



Niektóre z piosenek dźwiękowo albo wizualnie zapadają mi w pamięć. Tak stało się choćby z grecką piosenką "Opa" z 2010 roku. Pamiętam tych chłopaków skaczących po scenie i wykrzykujących Opa! Opa! Opa! Słowo "opa" oznacza między innymi nasze polskie "hop". Nasłuchałam się tej piosenki na swoim komputerze oj nasłuchałam i jakoś to greckie opa tak mi weszło w krew, że kiedy mój syn zaczął skakać np. w moje ramiona albo z krawężnika, za każdym razem mówiłam właśnie "opa". Sebastian bardzo szybko podłapał to słówko, ale nie byłby sobą, gdyby nie zmodyfikował go nieznacznie. I tak powstało bardzo lubiane przez niego "api". Poprawna wymowa tego słowa jest następująca: akcentowana jest pierwsza sylaba, a druga jest znacznie wydłużona: "A-piiiiiii". I jeszcze jedno. Api należy zawsze wypowiadać z uśmiechem na ustach. 😉 


8) nie dla spółgłosek na końcu wyrazów

Zasada numer osiem: nie dla końcowych spółgłosek. W niełaskę Sebastiana wpadły spółgłoski znajdujące się na końcu wyrazów. I to do takiego stopnia, że je całkowicie ignoruje w ogóle ich nie wypowiadając. Tak więc, zamiast "tup tup", mamy "tu tu", a zamiast "a psik" - "a psi". Nie wspominając już o hiszpańskim "muac" (=buzi) wymawianym jako "mua"

9) dż i dź, czyli wyższa szkoła jazdy

Zasada numer dziewięć: "lubię dź". Ku mojemu zdziwieniu ostatnio jednym z ulubionych słów Sebastiana to wyraz DRZWI. Dlaczego mnie to zaskakuje? Ze względu na bardzo trudną wymowę tego słowa. [d-ż-v'-i] (pedantycznie) lub [dż-v'-i] (po mojemu, czyli po krako(w)sku). Jak Sebastian wymawia słowo drzwi? Mówi po prostu "dź", a więc zastosował technikę skracania wyrazów wyrzucając końcowe "wi", a pozostawione "drz" zamienił na "dź". 



U Sebastiana wyraz "dź" ma jeszcze jedno znaczenie, a mianowicie "pstryk". Za każdym razem, kiedy czytam mojemu synkowi książeczkę "Śpij, króliczku" i na przedostatniej stronie jego wzrok pada na rysunek wyłącznika światła, Sebastian naciska przycisk i z euforią wykrzykuje "DŹ!!!".

10) perfekcyjność 

Zasada numer dziesięć: poprawna polszczyzna też się znajdzie. Czy na ten moment w języku sebastianowym istnieją wyrazy brzmiące dokładnie tak jak w standardowym języku polskim? Ależ oczywiście. Są nimi:

kuku - kiedy nasz syn wychyla się np. zza drzwi
papa - kiedy chowa się za drzwi, albo kiedy wychodzi na spacer
mniam - kiedy na obiad jest hiszpańska tortilla ziemniaczana albo makaron spaghetti 😉
am - kiedy Sebastian zaczyna pałaszować hiszpańską tortillę ziemniaczaną albo makaron spaghetti.😉 Czasami "am" wypowiadane jest wtedy naprzemiennie z "mniam".
aha - wymawiane zwykle wtedy, gdy nasz syn wpadnie na jakiś wspaniały pomysł, który od razu rzecz jasna musi wcielić w życie. 😉 Uwaga, wymawiając "aha" należy wydłużyć końcowe "a": "ahaaaa!".
bum - kiedy upadnie on lub ktoś albo coś. Ale uwaga! Podwojone lub potrojone "bum" oznacza już nie upadek, a popcorn. Ponadto warto zaznaczyć, że wyraz "bum" w znaczeniu upadku zaczyna być powoli wypierane przez wyrażenie "o nie!", o którym pisałam już w punkcie szóstym.
nie - ach, to wszędobylskie NIE jakże często wymawiane w długim ciągu: "nienienienienie". Podejrzewam, że akurat to słowo jest wspólne również dla języków adasiowych, halinkowych, pawełkowych, zosiowych itp. 😉

Przestrzenie nieodgadnięte

Oprócz wymienionych powyżej dziesięciu głównych zasad języka sebastianowego, istnieje jeszcze szereg niezbadanych i na tę chwilę niezrozumiałych dla nas słów lub ciągów dźwięków typu: abubzibudziabubzibzibziabu albo agliglugligli. Zarówno mój mąż jak i ja cały czas intensywnie pracujemy nad odszyfrowaniem tych kodów języka sebastianowego. Niestety na ten moment nie możemy pochwalić się większymi sukcesami. Jedyna pocieszająca kwestia co do sebastianowego abubzibziuziania oraz agliglugliwania jest taka, że kiedy nasz syn wypowiada te dźwięki, wydaje się być nad wyraz zrelaksowany i zadowolony. Nie będzie to więc kolejne pełne pretensji i braku zrozumienia "babababababababa" oznaczające "Do stu kurek jasnych, popatrzycie w końcu na mnie, czy może jeszcze mam tu rok czekać na Waszą reakcję?!".

Koniec z teorią, czas na praktykę!


A teraz przyszedł czas na obiecane Wam na początku tego posta ćwiczenie na znajomość języka sebastianowego (dla osób starej daty, takich jak ja, dostępne również w wersji PDF do pobrania i wydrukowania). 😉 

ĆWICZENIE Z JĘZYKA SEBASTIANOWEGO


Gotowi? Raz, dwa, trzy", czyli 
po sebastianowemu "E, DI, TRI". Start!





A jakie wyrazy wypowiadają lub wypowiadały Wasze dzieci na początku nauki mówienia? Jestem tego bardzo ciekawa. Napiszcie.




Jeśli spodobał Ci się ten wpis i chcesz być na bieżąco z moimi działaniami i niczego nie przegapić:

- obserwuj mnie na Facebooku - Mama pod prąd FB

- zaglądaj do mnie na Instagramie - Mama pod prąd Instagram

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

• Za wszystkie komentarze z góry bardzo dziękuję :-)
• Obraźliwe komentarze będą usuwane

Copyright © 2016 Mama pod prąd , Blogger