Ci z Was, którzy
śledzą mój blog, wiedzą, że wśród zwierząt specjalnymi uczuciami darzę przede
wszystkim koty. Oprócz zwierząt
uwielbiam też książki. Przede wszystkim te mądre, mniej znane i poruszające nawet najtrudniejszą tematykę. No ale - pomyślicie sobie - jak się mają koty do książek? A tak, że również uwielbiam czytać książki o kotach. 😉
Dwie wspaniałe książki o kotach
Dziś postanowiłam opisać Wam dwie na pierwszy rzut oka zwyczajne
książeczki dla dzieci, które jednak, jak się okazuje, przekazują bardzo głębokie
treści. Pierwsza z nich to „Kotek, który merdał ogonem” autorstwa Gerarda
Moncomble’a, a druga „Przepraszam, czy jesteś czarownicą?” autorstwa Emily
Horn. Obydwie zilustrowane zostały przez Pawła Pawlaka, a opublikowane - przez
wydawnictwo Muchomor.
1. „Kotek, który merdał ogonem”
„Kotek, który
merdał ogonem” to przepiękna opowieść o odważnym kotku, którego największym
marzeniem było móc chodzić do szkoły. Niestety szkoła była przeznaczona tylko i
wyłącznie dla psów.
Wykluczenie w nauce
Czytając tę
książkę nie mogłam przestać myśleć o przeszłości, o czasy, kiedy kobietom nie pozwalano
studiować. Dziś nam to trudno sobie wyobrazić, ale przecież uniwersytety
zaczęły otwierać się na kobiety dopiero w drugiej połowie XIX
wieku! Kolejnym skojarzeniem, jakie mi się nasunęło podczas lektury tej pozycji to segregacja
uniwersytetów w Stanach Zjednoczonych na te dla osób białoskórych i te dla osób czarnoskórych. Aż nie chce się wierzyć, kiedy się słyszy, że dopiero w 1890
roku pierwszy czarnoskóry student ukończył uniwersytet „dla białych”, oraz że do
lat 60 XX wieku osoby czarnoskóre były w znaczniej mniejszości na
uniwersytetach! A jednak…
Nienawiść, bez powodu
Już od pierwszej
strony książki czytamy słowa, które dają do myślenia:
„Psot i Kleks mieszkają
obok siebie.
Mogliby być przyjaciółmi, ale gdzie tam!
Psot jest kotem, a Kleks
psem. No i Kleks, jak to pies,
ciągle goni za kotem. Dlaczego? Nikt nie wie.
Ani kot,
ani pies. Tak już jest”.
Zacytowane powyżej słowa od razu przypomniały
mi rozmowę, jaką odbyłam kilkanaście lat temu z moją koleżanką z Izraela. Ona
jest Żydówką choć
niepraktykującą. I powiedziała mi wtedy, że pamięta, kiedy była mała, że jej
rodzina przyjaźniła się z rodzinami Palestyńczyków, którzy mieszkali na tej
samej ulicy, że na przykład często urządzali grill w ogrodzie u sąsiadów. Ale potem
zmienił się rząd i zaczęło się powolne pranie mózgu społeczeństwu. I tak po
jakimś czasie jej rodzina oraz inne rodziny żydowskie już nie chciały mieć za
sąsiadów Palestyńczyków, nie chciały się z nimi przyjaźnić. Moja koleżanka nie
mogła się już bawić ze swoimi dobrymi kolegami i koleżankami, i nie rozumiała,
dlaczego. To samo oczywiście odnosi się do strony palestyńskiej. Jej sąsiedzi
Palestyńczycy w pewnym momencie też nie chcieli się już zadawać z sąsiadami
żydowskimi.
I tak, jak to stwierdziła moja koleżanka, nienawiść w ludziach narastała, a przecież mogliby dalej żyć w przyjaźni jak kiedyś. W rzeczywistości nic przecież nie stało im na przeszkodzie. No ale, tak samo, jak w tej książeczce „Nikt nie wie” dlaczego się nienawidzą, ale się nienawidzą. „Tak już jest”. Jak to politycy potrafili skłócić do siebie nawet przyjaciół. Co teraz dzieje się w Izraelu chyba nikomu nie muszę tłumaczyć, bo każdy wie.
Ale analogii nie
trzeba szukać tak daleko, bo na polskim podwórku też jest sporo tego typu
sytuacji. Czy czytając o konflikcie izraelsko-palestyńskim nie przyszła Wam na
myśl choćby obecna „walka” wśród polskiego społeczeństwa? Zdarzają się przecież już takie sytuacje,
że dwie osoby będące wieloletnimi przyjaciółmi, kiedy nagle się dowiadują,
że jedno z nich jest zwolennikiem partii rządzącej, a drugie preferuje
opozycję, zaczynają się najpierw kłócić, a potem wręcz nienawidzić. Nierzadko ich przyjaźń
się kończy. Głupie, prawda? A jednak jakże prawdziwe. :/
Upartość i odwaga popłacają
Wracając do
opisywanej książki, tytułowy bohater nie poddał się tak łatwo. Aby móc się
uczyć, postanowił stać się psem, a dokładniej pójść do szkoły w przebraniu psa
i zachowywać tam jak pies: merdać ogonem i turlać się w kałużach. Psotkowi w
szkole bardzo się podobało. Chodził na lekcje geografii, matematyki, gimnastyki
oraz śpiewu. Jednak wszystko się popsuło na zajęciach z przyrody, na których nauczycielka
oznajmiła uczniom, że kot jest strasznym zwierzęciem, że jest głupi, złośliwy,
drapie, gryzie i śmierdzi oraz, że jest to największy wróg psów. I, o zgrozo! Na
kontynuacji zajęć przyrody psi uczniowie mieli nauczyć się... polować na koty!
Następnego dnia przerażony
Psot wsiadł do szkolnego autobusu wypełnionego po brzegi psami. Jednak podczas
jazdy miał miejsce wypadek. Autobus zjechał z mostu. Oczywiście tylko kot Psot
był na tyle zwinny, że udało mu się wydostać z pojazdu i wezwać pomoc. Dzięki temu niebawem przyjechała straż pożarna i uratowała wszystkie psy. Wszyscy
byli wdzięczni swojemu wybawcy i zaczęli go podrzucać wiwatując na jego cześć. Tak
mocno podrzucali, że… Psotkowi spadł sztuczny psi pyszczek.
Zakończenie
Co się potem stało? Czy może polała się kocia krew? Czy psy zaakceptowały tego jednego
kota jako wyjątek od reguły? A może jeszcze lepiej i zaakceptowały wszystkie
koty? Albo - kto wie? - wydarzyło się jeszcze coś innego? Tego już Wam nie
zdradzę. ;-) Powiem tylko, że zakończenie jest optymistyczne i przynajmniej mnie, mimo
że to przecież tylko bajka dla dzieci, dało wiarę w to, że i my – ludzie –
jesteśmy w stanie stanąć ponad podziałami i zaakceptować drugiego człowieka bez
względu na jego kolor włosów, oczu, wagę, wzrost, kolor skóry, religię, orientację
seksualną, dietę, styl ubierania się, słuchaną muzykę, itp., itd. Prawda?
Powiedzcie mi, proszę, że jest to możliwe.
2. „Przepraszam, czy jesteś czarownicą?”
Druga książka – „Przepraszam,
czy jesteś czarownicą?” opowiada historię bezdomnego czarnego kotka, który
najbardziej na świecie pragnął być kochany i mieć swój dom. Niestety był „bardzo,
bardzo czarnym kotem” i dlatego mieszkał na ulicy, i miał niewielu przyjaciół. Pierwsza
strona i znów podobnie, jak w przypadku pierwszej książki bardzo poważny temat.
Kwestia wykluczenia społecznego z powodu wyglądu (choć tak naprawdę może to też być każdy inny powód wykluczenia).
Aaa!!! Czarny kot!
Oczywiście można tę kwestię analizować
na poziomie kocim, że tak się wyrażę. Niestety to prawda, że czarne koty są
najmniej chcianymi kotkami ze wszystkich maści. Ludzie się ich boją sama nie wiem, czy na poziomie
świadomości czy podświadomości. Fakt faktem, że najtrudniej dla takich kotków
znaleźć dom. Powiedziała mi o tym choćby znajoma prowadząca fundację dla
bezdomnych kotów. Ja, kiedy zobaczę czarnego kota, żeby odczarować przesąd na
ich temat, zawsze sobie myślę, albo nawet mówię na głos: „Och! Jaki to dobry
znak! Jaki przepiękny czarny kot!”. 😊
Wykluczenie społeczne
Kwestię tę można również, albo wręcz przede wszystkim analizować na poziomie ludzkim. Przecież ten
czarny kotek może być metaforą odrzuconego człowieka, który przez najróżniejsze
normy społeczne został wykluczony. Kiedyś za gorsze były uznawane choćby osoby rudowłose,
albo leworęczne (czyli ja 😉 ), albo te noszące okulary. Dziś w szkole powodem wykluczenia może być na przykład to, że dziecko pochodzi z biedniejszej rodziny i zostaje wykluczone przez swoich kolegów i koleżanki z klasy z powodu braku markowych ciuchów i zabawek. Ten brak domu można przecież odczytać metaforycznie jako brak przynależności do wspólnoty, a nie koniecznie jako
bezdomność. Powodem wykluczenia może też być niepełnosprawność, albo tak naprawdę cokolwiek innego: chorowitość, pryszcze, itp., itd. Przykładów można mnożyć w nieskończoność.
Książki ukojeniem
Osoby wykluczone często nie mają za bardzo wyboru i żyją w alienacji. Nierzadko z pomocą – podobnie jak dla tytułowego czarnego mruczka – przychodzą im książki: „W
chłodne dni Herbert chadzał do biblioteki publicznej. Było tam ciepło i
przytulnie; było też pełno dobrych książek do czytania”. Dzięki literaturze takie osoby choćby przez chwilę mogą
stać się kim chcą i zapomnieć o swoim smutnym losie osoby wykluczonej. Czytając mogą znaleźć pocieszenie, a nawet praktyczne rady, jak odmienić swój smutny los.
Encyklopedia czarownic
Tak też stało się i z kotem Herbertem. Pewnego dnia znalazł on książkę pod tytułem
„Encyklopedia czarownic”, w której wyczytał, że czarownice najbardziej lubią
czarne koty.
„Gdybym spotkał czarownicę, pewnie nigdy już bym nie marzł
i nie
byłbym taki samotny! - rozmarzył się Herbert. I…
wyruszył na poszukiwania”.
Długo szukał. Napotkana na ulicy dziewczynka w pasiastych skarpetach czarownicą
nie była. Osoba zamiatająca bruk miotłą również nie. Ani kobieta gotująca coś w
wielkim, czarnym kotle. Ale kot się nie poddawał.
Zakończenie
Czy Herbertowi w końcu udało się znaleźć czarownice? Tego Wam nie
zdradzę. ;-) Powiem tylko, że również i ta książka kończy się happy endem. Daje ona
więc nadzieję tym dzieciom, które czują się w jakimś stopniu wykluczone oraz
uczy empatii te dzieci, które kogoś może już wykluczyły ze swojego grona. Książka daje nadzieję, że każdy może znaleźć akceptującą go grupę, że nie zawsze będzie smutny i samotny, jak kotek Herbert na początku tej książki.
Jak widzicie,
obydwie opisane przeze mnie książeczki, mimo że na pierwszy rzut oka wydają się być zwyczajne, w rzeczywistości są niezwykłe i niosą z sobą bardzo ważne treści,
które mogą nauczyć sporo nie tylko dzieci, ale i nas -dorosłych.
A czy Wy znacie jakieś inne książeczki o kotach, które niosą głębsze przesłanie? Jeśli tak, podzielcie się ze mną ich tytułami. Z chęcią się z nimi zapoznam. :-)
Jeśli spodobał Ci się ten wpis i chcesz być na bieżąco z moimi działaniami i niczego nie przegapić:
- obserwuj mnie na Facebooku - Mama pod prąd FB
- zaglądaj do mnie na Instagramie - Mama pod prąd Instagram
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
• Za wszystkie komentarze z góry bardzo dziękuję :-)
• Obraźliwe komentarze będą usuwane