
Jesteś w supermarkecie. Patrzysz na listę zakupów. "O rany! Jeszcze te pieluchy! No nie! Znowu!". Akurat stoisz koło alejki z produktami ekologicznymi. Migają Ci w niej pieluchy, ale nawet na nie nie zerkasz. "Eko to nie dla mnie! Nie jestem eko oszołomem". "Eko jest za drogie. Na pewno mnie na nie stać". "Lepiej nie eksperymentować. Niby takie fajne, a przez to, że super naturalne, pewnie po godzinie przeciekną". Idziesz dalej. Stajesz w alejce ze standardowymi produktami dziecięcymi. Wyciągasz rękę w stronę znanych Ci pieluch. Bierzesz paczkę pampersów z "miękkiej jak bawełna tkaniny wewnętrznej", która jednak bawełną nie jest. Sięgasz po pieluchę "z magicznymi kanalikami", które jednak z magią mają najwyżej tyle wspólnego, że w domu mogą stanąć na półce koło tomu "Harry'ego Pottera". Wybierasz pieluchy z "jedwabiście miękkich materiałów otulających skórę", które jednak z jedwabiu nie są.