niedziela, października 07, 2018

"Świnka Peppa" a rodzicielstwo bliskości

Jeśli półtora roku temu ktoś by mi powiedział, że mojemu małemu dziecku będę  puszczać bajki, popukałabym się w głowę. Ja??? Wariat jakiś! NIGDY! PRZENIGDY! Gdzie tam! Beeee!!! Przecież ja pod prąd jestem! A kiedy ta sama osoba powiedziałaby mi, że jedną z najczęściej puszczanych przeze mnie bajek będzie "Świnka Peppa", umarłabym chyba ze śmiechu. Uważałam, że jak już naprawdę będzie sytuacja podbramkowa i będę zmuszona do to tego niecnego czynu, to będę puszczać TYLKO I WYŁĄCZNIE bajki ze swojego dzieciństwa: Reksia, Kota Filemona, Wróbelka Ćwirka, Krecika,... Czy dotrzymałam tego NIGDY? Oczywiście, że nie. ;-)




Puszczanie bajek nie było jedynym macierzyńskim NIGDY, jakiego nie dotrzymałam. Jeśli jesteście ciekawi pozostałych, przeczytajcie mój wcześniejszy wpis Nigdy nie mów nigdy. Ech, było tego trochę i mam wrażenie, że z miesiąca na miesiąc przybywa. No cóż, jak to zwykle bywa, życie brutalnie weryfikuje nasze postanowienia.

Tak było i w tym przypadku. Przyznaję się. Ja, Mama pod prąd, puszczam od czasu do czasu bajki swojemu dziecku. I nie zawsze jest to jedynie tzw. bezpieczne 15 minut dziennie, oj nie zawsze. Od poniedziałku do piątku opiekuję się dzieckiem sama przez większość dnia i coraz trudniej mi to wychodzi. Pewnie fakt, że aktualnie jestem w trzecim trymestrze drugiej ciąży ma tu coś na rzeczy. A tak w ogóle to jestem tylko człowiekiem i nie boję się do tego przyznać. Jak wiecie, nie jestem mamą idealną, o czym pisałam w swoim ostatnim poście.


moje ukochane bajki z dzieciństwa


"Świnka Peppa", czyli nie taki diabeł straszny jak go malują



Przed urodzeniem dziecka wiele słyszałam o tej bajce, ale za nic w świecie nie byłam w stanie pojąć jej fenomenu. Oglądnęłam kilka urywków i... wydała mi się po prostu głupia. Nie powiem, dziwiło mnie, jak wielu rodziców ją lubi i ceni, w tym nawet moja jedna koleżanka z zawodu psycholog, a prywatnie mama małego dziecka. Głowiłam się nad tym i głowiłam, ale nie byłam w stanie zrozumieć dlaczego ta bajka jest tak lubiana. Po jakimś czasie doszłam do wniosku, że aby to pojąć, trzeba chyba po prostu osiągnąć głębszy poziom wtajemniczenia, a ku temu konieczne jest stanie się rodzicem. Wszakże klan dzieciatych skrywa pełno tajemnic przed niedzieciatymi.  

No i stało się! Nadeszła taka chwila, kiedy ani Reksio, ani Kot Filemon, ani  nawet Wróbelek Ćwirek nie uspokajał Sebastiana. To właśnie wtedy - śmiem twierdzić - wszechwiedzący YouTube zasugerował mi... Świnkę Peppę. "A co mi szkodzi" - pomyślałam i tak będąc już na skraju załamania nerwowego. Puściłam więc tę bajkę swojemu synkowi. W okamgnieniu wyraz niezadowolenia na jego twarzy, objawiający ustawieniem brwi na kształt kształt slasha i backslasha /\, a warg w formie tyldy ~, przekształcił się w uśmiech. Po kilku minutach z niedowierzaniem zaobserwowałam, że jego uśmiech zamienił się w ewidentną radość i gromki śmiech. Konsternacja. Szok. Niedowierzanie. Peppa działa! "Ale czy aby to nie jedynie chwilowy zachwyt?" - pomyślałam przerażona. "Może jutro Peppa straci swoją czarodziejską moc?".



źródło: YouTube
Moje wstępne odczucia na temat "Świnki Peppy"


Przez nienawiść do miłości


Jak się okazało, nie trzeba było się martwić zawczasu. Miłość do Peppy nadal się utrzymuje, a wraz z nią, rośnie moja ocena tej bajki. Owszem, jestem tej bajce wdzięczna za to, że dzięki niej w chwilach całkowitego wyczerpania mogę na chwilę odpocząć, ale bynajmniej nie to jest powodem mojego głównego zachwytu nad "Świnką Peppą". Co więc takiego sprawiło, że z obozu przeciwników przeszłam do obozu miłośników "Świnki Peppy"? Ni mniej ni więcej jak wspaniałe przedstawienie rodzicielstwa bliskości. "Że co???" - pomyślicie. "Co ta kobita plecie? Chyba przez tę ciążę na łeb jej poszło! Rodzicielstwo bliskości w bajeczce dla dzieci o świnkach taplających się w błotku? Jakaś paranoja!". Mam nadzieję, że na łeb mi jeszcze nie poszło (choć czasem mam w tej kwestii pewne wątpliwości ;-) ). Natomiast rękami i nogami podpisuję się pod stwierdzeniem, że "Świnka Peppa" powinna być tutorialem dla zagubionych rodziców, którzy chcą wychowywać swoje dzieci w duchu rodzicielstwa bliskości, ale nie za bardzo wiedzą, od czego zacząć i jak to ma niby wyglądać. O łatwiejszy przekaz niż w tej bajce naprawdę trudno. Nawet najprościej napisany podręcznik dla rodziców na temat rodzicielstwa bliskości będzie o wiele bardziej zagmatwany niż seria odcinków o tej małej śwince. 




Na czym polega rodzicielstwo bliskości? 


  • Po pierwsze, w tym stylu rodzicielstwa nie ma miejsca na jakąkolwiek przemoc, bez względu na to czy jest ona słowna, czy fizyczna.
  • Po drugie, dziecku okazuje się pełen szacunek i traktuje się go na równi z dorosłymi.
  • Po trzecie, reaguje się natychmiast na potrzeby dziecka, czyli rodzicielstwo bliskości jest absolutnym przeciwieństwem choćby tzw. techniki "wypłakania się".
  • Po czwarte, rodzicielstwo bliskości to czułe rodzicielstwo. 
  • Po piąte, rodzic nie krytykuje swojego dziecka, kiedy ono cierpi, tylko troskliwie się nim opiekuje (np. kiedy upadło mimo wcześniejszych ostrzeżeń rodzica).

Przykłady rodzicielstwa bliskości w "Śwince Peppie"


Poniżej, opierając się na kilku odcinkach bajki o tej popularnej śwince, pokażę Wam według mnie genialne w swej prostocie przykłady rodzicielstwa bliskości.

Czy nie widzisz, która jest godzina?! - "Urodziny Peppy"


W odcinku, w którym Peppa ma urodziny, świnka budzi rodziców o... 5 rano (!!!). Tak. Dobrze przeczytaliście. O piąąąteeej rano!!! Wyobraźcie sobie, co Wy byście w takiej sytuacji zrobili? Pewnie nie bylibyście taką pobudką zachwyceni, no chyba że są wśród Was tak zwane ranne ptaszki. Choć, śmiem twierdzić, wśród rodziców ranne ptaszki należą raczej do gatunków zagrożonych wyginięciem, jeżeli jeszcze w ogóle jakiekolwiek się ostały. ;-) Rodzicowi każda godzina wydaje się zbyt wczesna na pobudkę, czyż nie? Duża ilość kawy jest wtedy pewnie naszym jedynym pocieszycielem. Najlepiej liczona... w wiaderkach, czyli tzw. matkawa. ;-)




Jeśli moje dziecko obudziłoby mnie o 5 rano, raczej nie tryskałabym radością. I jakkolwiek bym się postarała, aby moje negatywne wewnętrzne emocje nie wyszły na jaw, sądzę, że mogłabym mieć pewne problemy z ich ukryciem. Raczej nie krzyknęłabym na swoje dziecko (mam taką nadzieję), ale byłabym zła, że już nie śpię i z pewnością w jakiś sposób dałoby się to odczuć. Może powiedziałabym do swojego dziecka, że jeszcze za wcześnie i żeby poszło spać, że jeszcze jestem zbyt śpiąca, by zaczynać dzień, że nie mam siły, nie chce mi się, nawet jeśli byłyby to jego urodziny. Jak natomiast zachowali się Mama Świnka i Tata Świnka? Po prostu zaśmiali się, po czym Mama Świnka powiedziała do córki: "Dobrze, zaczynajmy Twoje urodziny". Peppa, jak możecie się domyśleć, była wniebowzięta. Jakie dziecko by nie było, co nie? Rodzice wiedzieli, że urodziny to niezmiernie ważny dzień dla Peppy. Uszanowali jej uczucia swoim kosztem, czyli pobudką o przerażająco wczesnej porze.



A nie mówiłem/łam? - "George się przeziębił"


Ile razy usłyszeliście od swoich rodziców następujące słowa: "A nie mówiłem/łam?". Ja wiele. Czy czułam się lepiej, kiedy je usłyszałam? Nie. Wręcz przeciwnie. Nie dość, że już bez tego było mi źle, to te słowa pogrążały mnie jeszcze bardziej. Dziecko nie jest głupie i rozumie, że źle zrobiło, że nie posłuchało rodziców. I tak wyciągnie poprawny wniosek na przyszłość, że warto słuchać mamy i taty. "A nie mówiłem" jest tutaj zupełnie zbędne. Przydałoby się jednak trochę empatii, trochę wrażliwości i trochę bliskości. Przecież wcale nie potrzeba wiele. Wystarczy zwykłe przytulenie, albo miłe słowa typu: "Oj biedaczku", "Oj kochanie". 

Właśnie tak staram się wychowywać swojego synka. Na razie (odpukać) udaje mi się to. Kiedy na przykład mówię, żeby wolniej biegł, bo może upaść, gdyż na drodze jest dużo wybojów i rzeczywiście upada, w efekcie czego płacze, zamiast tego popularnego "A nie mówiłam?" po prostu przytulam swoje dziecko bardzo mocno, tak żeby strach po upadku minął i czekam, aż ból mu przejdzie. Czy uważam, że w ten sposób mój syn wyrośnie na rozbestwionego i rozkapryszonego dzieciaka? Bynajmniej.

Jest taki odcinek w "Śwince Peppie", kiedy Peppa i George wychodzą pobawić się w ogrodzie, mimo że pada deszcz. Mama Świnka prosi ich, żeby założyli płaszcz i kapelusz przeciwdeszczowy. George nie chce założyć kapelusza, mimo że mama tłumaczy mu, że to dla jego dobra, aby się nie rozchorował. George jednak nie słucha mamy i w efekcie rzeczywiście się przeziębia. Jak ja bym zareagowała? Czy powiedziałabym "A nie mówiłam?" Możliwe. Zależy jak bardzo byłabym zmęczona lub zestresowana daną sytuacją. Jak natomiast reagują rodzice George'a? Czy z ich ust padają słowa typu: "A nie mówiłem"? W żadnym wypadku! Nic takiego nie mówią, ani nawet nie widać, żeby tak myśleli. Mama Świnka mówi po prostu: "Ooo! Biedny George. Nie wygląda to dobrze". Tata Świnka natomiast: "Spokojnie. Wezwę doktora niedźwiedzia".




A nie mówiłem/łam? - "Czkawka"


Jakże łatwo jest rodzicom oceniać swoje dzieci. Co z tego, że powiedzą im, żeby czegoś nie robiły? Warto pamiętać, że dzieci uczą się przecież przez eksperymentowanie. Dlatego, mimo że usłyszą, żeby czegoś nie robić i tak jest spora szansa, że jednak to zrobią. Będą po prostu chciały sprawdzić to na własnej skórze. Przecież nawet dorośli często działają w ten sposób, kiedy słyszą jakiś zakaz. Przynajmniej ja tak mam. ;-) Mam nadzieję, że "A nie mówiłam?" nie przejdzie mi przez usta, a nawet jeśli kiedyś wypowiem te słowa, liczę na to, że będą to sytuacje naprawdę jednostkowe. 

Co byście zrobili, kiedy mówicie Waszemu dziecku, żeby piło powoli, bo dostanie czkawki, a ono w dwie sekundy opróżnia szklankę soku... i oczywiście dostaje czkawki? Słowa "A nie mówiłem?" same cisną się na wargi, prawda? Chcecie wiedzieć, jak zareagowali rodzice świnki George'a w takiej sytuacji? Najpierw ostrzegali swoje dziecko: "George, nie pij tak łapczywie". Kiedy ich syn ich nie posłuchał i dostał czkawki, zarówno tata jak i mama zaśmiali się radośnie (bynajmniej nie w sposób prześmiewczy), po czym zgodzili się, żeby Peppa i George poszli się bawić do ogrodu pod warunkiem, że Peppa będzie się opiekowała swoim młodszym bratem. Rodzice znów okazali pełen szacunek, zrozumienie oraz troskę o swoje dziecko. Synka ani nie skrytykowali, ani nie wyśmiali, ani go nie ukarali. Niby takie proste, a tak mało spotykane u nas, rodziców, co nie?




Coś ty najlepszego zrobił? - "Papierowe samoloty"


Chyba każdy rodzic pracujący z domu, albo przynoszący swoją pracę do domu wie, jak łatwo jest go w stanie wyprowadzić z równowagi jego dziecko, które uderza z radością w klawiaturę komputera firmowego albo traktuje wydrukowane dokumenty firmowe jako fajne tło dla swoich rysunków. Ręka w górę, kto w takiej sytuacji nie wykrzyczał, albo choćby nie wymamrotał słów typu: "Coś ty najlepszego zrobił?" albo "O nie!!! Zostaw to!". Mi się tego typu reakcja raz zdarzyła, kiedy pisałam jeden z postów na bloga. Potem było mi bardzo głupio, bo mój syn się rozpłakał i teraz staram się już nie używać komputera do pracy w obecności mojego syna. Nie chcę po prostu prowokować tego typu sytuacji. 

W odcinku "Świnki Peppy" zatytułowanym "Papierowe samoloty", Peppa i George z mamą puszczają w ogrodzie samoloty ręcznie wykonane z kartek papieru. Dzieci mają nie lada zabawę patrząc, jak wykonane przez nich samoloty lecą wysoko i daleko. W pewnym momencie do domu wraca pospiesznie Tata Świnka. Zestresowany, pyta się wszystkich domowników, czy któryś z nich nie widział jego służbowych dokumentów. Mama Świnka bierze Tatę do ogrodu i pokazuje mu kartki zwinięte w samoloty: jedna jest na drzewie, druga w doniczce, a trzecia w stawie z kaczkami. 

Jak Wy byście w takiej sytuacji zareagowali? Ja pewnie byłabym bardzo zirytowana, że do zrobienia samolotów nie użyto jakiejś makulatury. Może nawet podniosłabym trochę głos. Zależałoby to pewnie od ważności dokumentów i poziomu mojego stresu w danym momencie. Jak natomiast zareagował Tata Świnka? Uśmiechnął się mówiąc, że tak, to te dokumenty, których szukał. Jednak najważniejszego z dokumentów, jakiego potrzebował, nie było w ogrodzie. Okazało się, że poleciał on tak daleko, że zniknął wszystkim z pola widzenia. Tata przejął się tą sytuacją, ale bynajmniej na nikogo nie nakrzyczał, tylko wyjął telefon, żeby zadzwonić do swojego szefa i poinformować go o wszystkim. Na szczęście najważniejszy dokument się znalazł (wleciał do gabinetu szefa), więc problem został zażegnany. Mało prawdopodobne jednak, żeby tak skończyła się podobna historia w prawdziwym świecie z prawdziwymi nie zawsze wyrozumiałymi szefami, nie sądzicie? Dlatego też rozumiem, że my, rodzice, moglibyśmy trochę inaczej zareagować na taką sytuację - mniej w duchu rodzicielstwa bliskości.




Coś ty najlepszego zrobił? - "Przebieranki"


Przy okazji "Papierowych samolotów" wspominałam Wam już, jak kiedyś zdarzyło mi się zdenerwować, kiedy Sebastian zaczął uderzać z radością w klawiaturę mojego komputera, na którym właśnie pisałam nowy artykuł na bloga. Od tego momentu staram się po prostu unikać tego typu sytuacji pracując wtedy, kiedy mojego syna nie ma w pobliżu, czyli najczęściej, kiedy już śpi. 

Jest jeszcze jeden odcinek "Świnki Peppy", w którym dzieci psują pracę rodzica. Nosi on tytuł "Przebieranki". Peppa bawi się w mamę ubrana w jej strój. Idzie do jej gabinetu i zasiada przed komputerem, na którym mama właśnie pracuje i zaczyna kasować całą treść maila, jaki właśnie skończyła pisać jej mama. Wyobraźcie sobie tego typu sytuację u Was. Raczej mało który rodzic zachowałby zimną krew. Nerwy puściłyby chyba większości z nas. Całe szczęście, że istnieje skrót Ctrl + Z, który mógłby nam tu trochę pomóc w odrestaurowaniu choćby części wymazanej pracy. ;-)

Jak na sytuację utracenia całej treści maila zareagowała natomiast Mama Świnka? Mimo że Peppa świetnie się bawiła kasując treść maila mamy, mama patrząc na to wszystko miała niemrawy wyraz twarzy, nic jednak nie powiedziała. Kiedy Peppa i George postanowili przenieść się do ogrodu, mama powiedziała tylko z uśmiechem: "Do widzenia Mamo i Tato Świnko". Oj, mało prawdopodobne, żebym była wstanie tak na całkowitym luzie podejść do podobnej sytuacji. Ale może wątpię w swoje możliwości? Kto wie. ;-)



Nie chlap tak! Pomoczysz wszystko! - "Podwieczorek" 


Wyobraźcie sobie teraz następującą sytuację. Wasze dziecko z zapałem myje ręce w umywalce, albo pomaga wam myć w zlewozmywaku warzywa do sałatki. Wiadomo, że podczas wykonywania takich czynności sporo wody wyleje się poza umywalkę albo zlew. Co robicie? Cieszycie się z radości Waszego dziecka, z tego, że cieszy się, że jest już takie samodzielne, albo że może Wam w czymś pomóc, czy raczej zakręcacie kurek, bo nie macie ochoty czyścić potem całej podłogi, albo marnotrawić litrów wody?

Jeśli chodzi o mnie, to jest różnie. W ostatnim poście, w którym zdradziłam Wam, że nie jestem aż taką super mamą, jaką bym chciała być dla swojego dziecka, wspomniałam między innymi o takiej sytuacji, kiedy mój syn
myje w mojej asyście ręce. Nawet, kiedy jego ręce są już czyste to, że woda się leje i leje, i chlapie, i pryska, i moczy jest tak fajne, że dalej chlapie on w najlepsze. Ja to wszystko wiem, staram się akceptować i nie przeszkadzać Sebastianowi w poznawaniu i badaniu świata. Jednak przychodzi czasem taki moment, że zakręcam kurek od kranu. Robię to zwykle, kiedy jego ręce są już wymyte, a jeszcze pamiętam, ile wynosiła kwota za rachunki za wodę. 

Co natomiast zrobili Dziadek Świnka i Babcia Świnka? Podczas mycia warzyw śmiali się razem z wnukami. Natomiast, kiedy warzywa były już czyste, Babcia po prostu powiedziała: "No już wystarczy tego mycia" i postawiła dzieci na podłodze. Bez pośpiechu, bez nerwów, bez niepotrzebnych negatywnych emocji. Dzieci przyjęły tę informację ze spokojem. Nie denerwowały się. Wcześniej pobawiły się już dostatecznie chlapiąc wodą na wszystkie strony. 


Zgubiłaś swoje buty?! - "Nowe buty"


A teraz wyobraźcie sobie kolejną sytuację z życia wziętą. Wasze dziecko mówi Wam, że zgubiło swoje buty. Czy zdenerwowalibyście się, że jest takie roztrzepane? Pewnie tak. Czy zdenerwowałabym się ja? Pewnie też. I nie tylko bym się zdenerwowała, ale i zmartwiła, bo wiedziałabym, że znowu czeka mnie wydatek minimum 200 złotych na nową parę butów. Ech, ceny dobrego obuwia dziecięcego są horrendalne!

A jak w takiej sytuacji zachowali się rodzice Peppy? Mama Świnka najpierw z uśmiechem stwierdziła, że buty na pewno się znajdą i zasugerowała, żeby poszukać ich wspólnie w ogrodzie. Cała rodzina poszła szukać butów Peppy, ale niczego nie znaleźli. Peppa bardzo się tym faktem zmartwiła. Mama Świnka widząc smutek w oczach Peppy powiedziała natomiast: "Biedna Peppa. Twoje buty były dosyć stare. Kupimy Ci nowe". Mama jak zwykle bez niepotrzebnych pretensji wczuła się w uczucia swojej córki i postanowiła jej jak najszybciej pomóc. Zgodziła się też, żeby nowe buty były w ulubionym kolorze Peppy, czyli w czerwonym. :-)


Wiara w możliwości swoich dzieci - "Dzień talentu"


Bardzo cenię sobie również odcinek "Świnki Peppy", w którym dzieci jako zadanie domowe do przedszkola muszą wymyślić, jaki jest ich największy talent. W tym odcinku najbardziej podoba mi się reakcja Taty Świnki, kiedy zasmucona Peppa mówi: "Nie mogę jeszcze spać. Nie wiem, co jest moim największym talentem". Tata natychmiast reaguje na słowa córki, odpowiadając jej: "Myślę, że masz wiele talentów, Peppo". Usłyszawszy te słowa, Peppa od razu rozpromienia się na twarzy, wyskakuje z łóżka i mówi: "Tak! Też tak myślę! Ładnie śpiewam, dobrze tańczę". Następnie dodaje już z trochę smutniejszą miną: "Bardzo trudno wybrać, który jest najlepszy, gdy ma się tak wiele różnych talentów". I tu tata od razu ją pociesza: "Nie martw się. Jutro rano zdecydujesz".

Czy my, jako rodzice, zawsze wierzymy w możliwości swoich dzieci? Czy pokazujemy im to naszymi słowami i czynami? Pewnie czasem tak, ale nie zawsze. A jest to bardzo bardzo ważne. Rodzice mojego męża na przykład całe życie mówili mu, że się do niczego nie nadaje i że w ogóle nie powinien zabierać się za żadne studia. Efekt był taki, że mimo że mój mąż poszedł na studia, ukończył 
dopiero trzeci kierunek z rzędu. Brak wiary w siebie pokutuje w nim nadal, mimo że sporo w życiu osiągnął. A mogłoby być przecież zupełnie inaczej. Pamiętajmy o tym i wierzmy w nasze dzieci! Nie podcinajmy im skrzydeł!

 


Śpij już, kur*a, śpij! - "Niania"


W tej jakże prawdziwej (mimo że przerysowanej) bajce poruszony został również temat snu dzieci. To chyba jedna z bardziej wrażliwych kwestii jeśli chodzi o moje rodzicielstwo. Możecie to sprawdzić na moim blogu czytając choćby takie wpisy jak: 

  • o książce "Śpij już, kurwa, śpij", która - chyba nie przedobrzę, jeśli powiem - uratowała mnie od stracenia zmysłów podczas godzinnych usypiań mojego dziecka. 
  • o śnie niemowlęcia - wpis na wskroś prawdziwy -, mówiący o tym, że taki sen bynajmniej nie ma nic wspólnego z przysłowiowym spaniem jak niemowlę. Bo czy nazwalibyście snem niemowlęcia spanie po dwie godziny, pobudkę, ponowne spanie godzinę, pobudkę i tak bez końca.

W jednym z odcinków "Świnki Peppy" rodzice wieczorem wychodzą z domu, zostawiając dzieci pod opieką dziadków. Dzieci mają spać, ale, jak można się domyśleć, wcale nie zasypiają. Dzieci pytają się, czy mogą oglądnąć z dziadkami telewizję. Dziadkowie pozwalają im na to, licząc, że telewizja sprawi, że staną się senni. Potem Peppa i George chcą się bawić w podrzucanie i łapanie, na co też bez chwili oporu zgadzają się dziadkowie. Następnie przychodzi czas na kolejną zabawę - berka. Dziadkowie również wyrażają na to zgodę. Wszyscy się śmieją i nikt nie ma do nikogo pretensji. 

Czy tak samo stałoby się w moim i Waszym przypadku? Może dziadkowie widujący swoje ukochane wnuki od czasu do czasu daliby radę. Ale czy my, rodzice, bylibyśmy w stanie tak postąpić? Sądzę, że to zależy. Zależy od dnia, od tego, jak bardzo jesteśmy zmęczeni, od tego, co czeka nas w dniu następnym, itd. Zwykle kiedy Sebastian na dobre rozbudzał się w nocy, nie tryskałam radością, ale starałam się (co nie zawsze mi wychodziło) nie okazywać swojego niezadowolenia. Jednak nawet jeśli to mi się udawało, rzadko kiedy byłam w stanie przezwyciężyć zmęczenie, więc najczęściej leżałam na wersalce albo po prostu na podłodze tuż obok dziecka, które w najlepsze się bawiło o 2, 3 4, lub 5 rano... Więc bynajmniej nie skakałam po podłodze ani nie bawiłam się z nim w berka. Coś takiego byłby w stanie zrobić chyba tylko cyborg Ela, a nie człowiek Ela, a ja cyborgiem nie jestem.


Śpij już, kur*a, śpij! - "Mistrz opowiadania bajek"


Ostatnim z odcinków "Świnki Peppy", o którym chciałabym wspomnieć, nosi tytuł "Mistrz opowiadania bajek" i świetnie pokazuje trudy rodzicielstwa związane z tematem usypiania dzieci oraz rozwiązania w duchu rodzicielstwa bliskości. Dziadkowie przyszli na kolację do domu Peppy. Mimo że dzieci powinny już spać, Peppa i George bawią się w najlepsze w swoim pokoju. Po kolei dziadek, babcia, tata i mama starają się uśpić rozbrykane świnki. Opowiadają im bajkę na dobranoc, która niestety zamiast sprawić, że świnki zaczną chrapać, jeszcze bardziej je rozbudza. Tak trudno dorosłym uśpić dzieci, że koniec końców zamiast nich, podczas opowiadania bajki zasypia sama Mama Świnka.

Długie usypianie dzieci to chyba sytuacja znana każdemu rodzicowi. Czy Wy w powyższej sytuacji zachowalibyście tak stoicki spokój jak te bajkowe świnki? Czy nie zdenerwowalibyście się na swoje dzieci za to, że jeszcze nie śpią? Uważam, że nie zawsze jest to możliwe, nawet jeśli by się bardzo chciało. Rodzice też, albo wręcz przede wszystkim, są zmęczeni, a zmęczenie zwykle wychodzi z człowieka w formie paskudnego potworka o wiele gorszego niż znany Danonowy Mały Głód. ;-) 



Czy "Świnka Peppa" to moja ulubiona bajka?


Jak widzicie, "Świnka Peppa" pozytywnie mnie zaskoczyła swoim wszechobecnym przekazem rodzicielstwa bliskości. Nie znaczy to jednak, że stała się moją ulubioną bajką. Bynajmniej. Nadal mnie dość drażni ten ciągły głupkowaty śmiech bohaterów oraz ich częste rzucanie się ze śmiechu na podłogę (WTF?!). Na szczęście bywają w tej bajce również i śmieszące mnie scenki, takie po prostu z życia wzięte, pokazujące, że dzieci to jednak nie aniołki nawet jeśli wychowywane są w duchu rodzicielstwa bliskości. ;-) 

Do moich ulubionych należy chyba odcinek, w którym Peppa stara się gwizdać, co nie za bardzo jej wychodzi. Sceną, która zawsze doprowadza mnie do głośnego śmiechu jest ta, w której Peppa dzwoni do swojej najlepszej przyjaciółki Suzie z pytaniem, czy potrafi gwizdać. Zresztą zobaczcie sami. :P


A co Wy sądzicie o rodzicielstwie bliskości? Czy znacie jakąś inną bajkę dla dzieci przedstawiającą przykłady tego typu wychowania?






Jeśli spodobał Ci się ten wpis i chcesz być na bieżąco z moimi działaniami i niczego nie przegapić:

- obserwuj mnie na Facebooku - Mama pod prąd FB


- zaglądaj do mnie na Instagramie - Mama pod prąd Instagram

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

• Za wszystkie komentarze z góry bardzo dziękuję :-)
• Obraźliwe komentarze będą usuwane

Copyright © 2016 Mama pod prąd , Blogger