niedziela, lutego 25, 2018

Gadżety dla niemowląt


Jednym z lęków większości rodziców, kiedy zobaczą dwie kreski na teście ciążowym jest z pewnością myśl: "O rany! Nie stać nas na dziecko! Pójdziemy z torbami!" Jak wielka jest to nieprawda, pisałam o tym na blogu już wiele razy, choćby w ogólnym poście na temat oszczędzania, książce "Dziecko bez kosztów. Przewodnik po niekupowaniu", kosmetykach dla noworodków, kosmetyków dla kobiet w ciąży, czy też ekologicznym sprzątaniu.

Jeśli tylko będzie się zachowywało z głową, to nikt z torbami nie pójdzie. Oczywiście producenci będą starali się zwabić rodziców do swoich sklepów na najrozmaitsze zupełnie niepotrzebne zakupy. Przyszli rodzice to zwykle ludzie młodzi, często jeszcze nie za bardzo doświadczeni przez życie. Oczekują dziecka i, wiadomo, chcą dla niego tego co najlepsze. Ja to wiem, więc tym bardziej wiedzą to profesjonalne firmy, które prześcigają się w pomysłach, jak zwabić takiego rodzica do sklepu i wcisnąć mu swój często jakże drogi i zupełnie niepotrzebny produkt. No i ludzie wpadają w tę konsumpcjonistyczną pułapkę.


Po raz kolejny zacytuję Wam Mayim Bialik z mojej chyba dotychczas ulubionej książki o macierzyństwie "Nie tylko chusta":

"Kilka miesięcy temu poszłam dokonać zwrotu w dużym, należącym do ogólnokrajowej sieci sklepie, jednym z tych, które sprzedają wszystkiego po trochu. Podczas tej samej wizyty możesz kupić papier toaletowy, narzędzia ogrodnicze, ubrania, kartki z życzeniami, słodycze oraz - właśnie tak: artykuły dziecięce.
Pojawiłam się tam dokładnie w tym samym czasie, co wszystkie inne mamy, chodząc po sklepie spotkałam co najmniej osiem kobiet z dziećmi poniżej roku. Jako antropolożka-amatorka zauważyłam, że coś było z tymi parami nie tak. Szybko odkryłam, co takiego: gadżety.
Dziecko każdej z tych mam było otoczone gadżetami: drogimi wózkami z wykwintnymi, obrębionymi satyną kocykami otulającymi dziecko, wymyślnymi fotelikami samochodowymi, często obwieszonymi zabawkami na baterie, smoczkami zawieszonymi na ręcznie haftowanych taśmach. Niemowlęta, które nie spoczywały w wózku lub foteliku, siedziały wewnątrz jednej z tych wielkich materiałowych wkładek do wózków sklepowych, mających chronić ich rączki i ciałka przed kontaktem z metalem wózka - i wszystkimi zarazkami, które w domyśle się na nim znajdują.
Jeszcze bardziej poruszyła mnie zawartość tych wózków i koszyków: więcej gadżetów. Gadżetów dla dzieci: noworodków, niemowląt, podrośniętych i tych całkiem już dużych. Po prostu gadżetów. Wielkie mnóstwo gadżetów".

Czego dziecko nie potrzebuje?

Z serii "Czego dziecko nie potrzebuje?" odpowiedź brzmi oczywiście: GADŻETÓW! 

Bliskość rodziców

Tak malutkie dziecko nie zna jeszcze świata. Dopiero co wydostało się na zewnątrz z macicy. Wszystko dla niego jest nowe i, co za tym idzie, ciekawe. Tak przecież zostało zaprogramowane przez setki tysięcy lat ewolucji. Nie jest ono jeszcze skażone reklamami produktów dla dzieci, więc pragnie tego, czego powinno, co dyktuje mu wrodzony instynkt, czyli bliskości rodziców, a przede wszystkim mamy, która jest w początkowym stadium życia jego jedyną żywicielką. No chyba że rodzice karmią dziecko mlekiem modyfikowanym, ale przecież taki noworodek nie wie jeszcze, że istnieje coś takiego jak mleko modyfikowane, więc chyba zrozumiałe jest, że kiedy mama znika mu z pola widzenia, dziecko płacze i krzyczy wniebogłosy, bo przecież dla niego brak mamy jest równoznaczny z zagrożeniem zdrowia albo i życia. I nie pomogą go uspokoić najbardziej wymyślne gadżety.

Innymi słowy, niemowlę przez większość czasu potrzebuje odczuwać obecność rodzica, a gadżety mogą w tym mu nawet przeszkadzać. Czy nam się to podoba czy nie, musimy przyjąć do wiadomości, że dziecko potrzebuje aktywnie spędzać z nami czas bawiąc się. Żadne gadżety nie zastąpią noszenia dziecka, spacerowania z nim i opowiadania mu o tym, co widać. Koniec kropka.



Rzeczy codziennego użytku

Maleńkie dzieci są zafascynowane ciałem i twarzami osób w pobliżu (a przede wszystkim mamy), własnym ciałem (szczególnie rękami, a następnie stopami), dowolnymi przedmiotami codziennego użytku, których my używamy na co dzień (miskami, gazetami, kłębkiem wełny, pokrywkami, itd.). Jeśli na chwilę zastanowimy się nad tym, logiczne jest, że dziecko bardziej interesuje się miską, którą przed chwilą jego mama miała w rękach niż czymś, co mu rodzice dadzą do zabawy i nie wiadomo co niby miałoby z tym czymś robić. Zabawki sprzedawane w sklepach są niemowlęciu najzwyczajniej zbędne. 

Oczywiście nic złego nie ma w ich kupowaniu, jeśli można sobie na to finansowo pozwolić oraz sprawia to rodzicom przyjemność, ale ważne jest, żeby z tym kupowaniem nie przesadzać i robić to z głową, bo niestety, jak to z większością rzeczy bywa, przesyt może wyrządzić więcej szkody niż pożytku. 

Kiedy kupujemy gadżety dziecku powinniśmy być świadomi, że bardziej robimy to dla siebie niż dla dziecka. Bo po prostu miło nam patrzeć na ładne produkty, albo chwalić się, co się dziecku kupiło. 

Dziecko natomiast nie będzie nam wdzięczne za nie wiadomo jak drogi produkt, bo równie ciekawy dla niego będzie listek z drzewa czy kawałek materiału (jeśli nie ciekawszy). A jeśli dodatkowo niemowlę będzie mogło poznawać te przedmioty w towarzystwie rodziców to już w ogóle szał! Takim zachowaniem noworodki przypominają mi trochę koty ;-), które prawie nigdy nie okazują zainteresowania wymyślnymi artykułami kupowanymi dla nich, za to z nieopisywalną radością buszują w kartonach, w które te przedmioty były zapakowane. 


Sebastian zamiast bawić się zabawkami, woli poznawać świat obserwując go choćby przez szybę.

Rodzic jest tylko człowiekiem

Wszystko piękne na papierze, ale rodzic jest tylko człowiekiem. I jako taki nie jest w stanie zajmować się dzieckiem przez 24 godziny na dobę. Jak to znowu trafnie pisze Mayim Bialik: "Łudzimy się nadzieją, że istnieją takie gadżety, które pozwolą nam na chwilę odpoczynku. (...) Oczywiście planujemy obdarzać dziecko niepodzielną uwagą nawet wtedy, kiedy bawi się gadżetami, ale wszyscy doskonale wiemy, że nie możemy doczekać się momentu, kiedy nasze ręce będą wolne, aby móc sprawdzić maile, gotować, albo robić wszelkie inne rzeczy, na które mamy ochotę poza zabawianiem niemowlęcia". Ja od siebie dodam: pisać nowy post na blogu, zrobić sobie długą kąpiel, poczytać w spokoju książkę oraz oglądnąć film w całości bez przerywania go co chwilę. ;-)

Gadżety hipnotyzujące

Kiedy i z jakimi typami gadżetów dla niemowląt według mnie należy uważać? Z tymi najwygodniejszymi dla rodziców (niestety), czyli tymi, które są w stanie zahipnotyzować dziecko (te ze świecącymi intensywnie lampkami i różnymi dźwiękami często bardzo drażniącymi nawet nas dorosłych). Kiedy zaobserwujemy, że dziecko staje się ciche i wycofane i bawi się ciągle taką zabawką, a my przez dłuższą chwilę nawet zapominamy, że mamy dziecko, tak jest ono ciche i nieobecne, powinna wtedy zapalić się nam czerwona lampka, że coś jest nie tak. Niemowlę ma być przecież aktywne, bo przez aktywność poznaje nieznany mu prawie jeszcze świat. Innymi słowy, zdrowe dziecko nie może być grzeczne, o czym pisałam już wcześniej na blogu.

Czy kiedyś użyłam tego typu zabawki? Tak. Czy sama ją kupiłam? Nie. Moje dziecko dostało takie zabawki w prezencie. Wszystkie były prezentami? No... OK... Macie mnie. Za wyjątkiem jednej plastikowej grającej karetki, którą kupiliśmy dla dziecka, bo mój mąż w Hiszpanii pracował w karetce jako pielęgniarz. Cofnij. Kupiliśmy tę zabawkę-karetkę dla siebie, bo przywodzi nam na myśl miłe wspomnienia... 

Czy cisza i czas tylko dla siebie sprawiła mi radość i ulgę? Tak! I to jaką! Dlatego nie mam zamiaru wmawiać nikomu, że grające i świecące zabawki to zło i samo zło. Ale i owszem uważam, że należy ograniczać dziecku czas, kiedy ma styczność z tego typu agresywnymi, jeśli chodzi o bodźce dźwiękowe i słuchowe, zabawkami. Rodzic z definicji człowiekiem wypoczętym niestety nie jest i trzeba to przyjąć do wiadomości raz na zawsze, mimo że trudno to zaakceptować... :'(

Gadżety dla rodziców

A ponieważ rodzic chce choć trochę odpocząć, on też może kupić dla siebie gadżety. Jeśli chodzi o bardziej potrzebne (choć znowu to podkreślę: nie niezbędne) gadżety, które pomagają mnie, są to: wózek, nosidełko mei tai, laktator elektryczny, podgrzewacz do mleka, łóżeczko dla dziecka i kojec. Wózek i chusta pomagają w transporcie. Laktator i podgrzewacz do mleka w podawaniu mleka, kiedy nie ma mnie w pobliżu (czyli innymi słowy, kiedy mama ma wychodne). Łóżeczko dla dziecka i kojec z kolei pozwalają na dłuższą chwilę nieuwagi, podczas której wiem, że dziecko znikąd nie spadnie i nigdzie niepostrzeżenie sobie nie poraczkuje. 

Wózek, jaki kupiłam, kosztował 400 złotych (zamiast półtora tysiąca albo i więcej). Nie rozumiem, po co kupować tak drogie wózki. Funkcja wózka jest przecież jedna: przewiezienie dziecka z punktu a do b. Mój wózek jak najbardziej spełnia tę funkcję. Kiedyś na jakimś forum internetowym przeczytałam komentarz jednego rodzica, który twierdził, że ludzie kupują takie mega drogie wózki, które potem wystawiają na stronach typu olx (żeby choć trochę pieniędzy odzyskać), ponieważ podczas spacerów chcą się pokazać, chcą chodzić dumnie jak paw po tym parku czy galerii handlowej, żeby inni podziwiali z zachwytem ich mega drogi i wypasiony wózek. Czy jest coś w tym prawdy? Może w niektórych przypadkach tak... Trudno mi to oceniać.

Aha, i od razu uprzedzę pytanie. Nie, nie wiszą, ani nigdy nie wisiały nad moim dzieckiem w wózku żadne kolorowe zabawki. A niby po co? Przecież na spacerze dziecko jest non stop stymulowane przez wszystko co widzi i słyszy naokoło siebie. Wydaje mi się, że zabawki wręcz by przeszkadzały niemowlęciu w poznawaniu świata, we wchłanianiu wszystkich bodźców potrzebnych mu do nauki i do rozwoju.


Syn w wózku podziwia... mamę.

Popularne a niepotrzebne gadżety dla niemowląt:

A jakie gadżety są według mnie niepotrzebne, a jednak dość popularne wśród rodziców niemowląt?

Miś szumiś (cena 150 złotych) - równie dobrze można puścić noworodkowi melodię białego szumu na Youtube'ie, albo nawet radio pomiędzy stacjami. Takie szumy też uśpią dziecko. Nie trzeba specjalnego misia.

Nocnik z melodiami i światełkami (cena 120-180 złotych) - no cóż nocnik jest do sikania i robienia kupy, a nie do zabawy. Najzwyklejszy nocnik oczywiście wystarczy plus, wydaje mi się, lepiej pozwoli się dziecku skupić na tym, na czym ma się skupić. 
Nota bene, podobna zasada nierozpraszania uwagi dziecka powinna być stosowana przy jedzeniu. Żeby nabrać zdrowych nawyków żywieniowych, podczas posiłków uważam, że nie powinno się puszczać dziecku żadnych bajek, ani oszukiwać go za pomocą "leci samolocik", gdyż wtedy dziecko po pierwsze nie jest świadome, że je, a po drugie zje więcej niż mu jego organizm daje znać, że powinno, co w przyszłości może skutkować przejadaniem się i, co za tym idzie, niebezpieczeństwem nadwagi lub wręcz otyłości.

... i wiele wiele innych (maty edukacyjne, leżaczki-bujaczki, kojce, przewijaki,...).

Czy miałam lub mam coś z tej listy? Jasne. Co? A choćby matę edukacyjną, leżaczek, kojec i przewijak. Kupiłam te przedmioty jednak dopiero wtedy, kiedy zobaczyłam, że byłyby dla mnie przydatne przy tym konkretnym dziecku. Kupiłam je, kiedy poznałam już swoje dziecko, a nie w ciemno przed jego narodzinami.


Od maty ciekawszy jest kot.


Jak dzieci szybko rosną!

Niedawno oglądając zdjęcia naszego synka, mój mąż powiedział: "Jak szybko wyrósł! Wyobrażasz sobie, ile byśmy mieli niepotrzebnych rzeczy, gdybyśmy kupowali gadżety dla niemowląt jak szaleni napędzani przez reklamy  tychże produktów?". Miał rację. Dobrze, że nie mamy telewizji... Nie jesteśmy dzięki temu tak bombardowani reklamami zabawek.

Gadżety mojego dziecka

Czy moje dziecko posiada niepotrzebne gadżety? Oczywiście! Czy jest ich dużo? Na mój gust sporo, choć może w porównaniu z innymi dziećmi nie (ale mogę się mylić). Moje dziecko jest jeszcze bardzo małe (ma niecały rok), więc nie było zbyt dużo czasu na zasypywanie go gadżetami. Jest jedynie zasypywane książkami, o czym pisałam już kiedyś. ;-)

Poniżej pokażę Wam, jakie zabawki posiada moje dziecko na swojej macie do zabawy (oprócz nich ma niewiele więcej rzeczy). Żółtymi okręgami zaznaczyłam gadżety otrzymane w prezencie, a czerwonymi rzeczy, które miały inne funkcje, a obecnie służą za zabawkę. Gadżety nie zaznaczone żadnym okręgiem zostały kupione przez nas dla naszego dziecka osobiście.



Prezenty (od lewej od góry): śliniak z drewnianym gryzakiem, książeczka piankowa, plastikowy gryzak-zabawka, kolejka z serii Mula IKEA, gryzak silikonowy, myszki (pierwotnie prezent dla naszych kotów, ale nimi wzgardziły), maskotka (pierwotnie mój prezent jeszcze za czasów podstawówki).  
Nowe użycie (od lewej od dołu): pokrywka od słoika (jako gryzak), tłok od zaparzacza do kawy (jako gryzak), termofor z pestek wiśni (jako grzechotka), wiklinowy koszyk (akcesorium z naszego wesela), a w nim szmatki (skrawki tkanin mojej mamy obecnie używane przez mojego synka do poznawania różnych faktur materiałów) - całość to tzw. "koszyczek skarbów".
Jedyną rzeczą zakupioną przez nas (i to używaną) są miękkie kostki układanki z IKEA.



Prezenty (od lewej od góry): piankowa książeczka, maskotki-grzechotki, miękka kostka, bączek, drewniany pociąg, plastikowe autko grające, maskotka małpka, książeczka "Śpij, króliczku", drewniany samochód wyścigowy, plastikowy robot grający, gryzak-maskotka.
Nowe użycie (od lewej od góry): skarbonka z kotem, zepsuty telefon, opakowanie po jajku niespodziance z soczewicą wewnątrz, czyli grzechotka domowej roboty.
Jedynymi rzeczami zakupionymi przez nas są (od lewej od góry): materiałowe książeczki z IKEA, grzechotka w kształcie kota z IKEA (kupiliśmy ją, ponieważ jesteśmy kociarzami), plastikowa wieża z IKEA, plastikowa karetka (już wiecie, dlaczego kupiona ;-)), książeczka z odkrywanymi stronami "Guess Who? Sounds".

Jak z pewnością zauważyliście, ogromna ilość rzeczy to prezenty. Jest też trochę przedmiotów, które zdobyły drugie życie zmieniając swoje oryginalne zastosowanie i zamieniając się w zabawkę dla dziecka (dzieci takie rzeczy lubią najbardziej). Jest też kilka gadżetów, jakie my zakupiliśmy dziecku. Jak Wy to oceniacie? Za dużo gadżetów?

Ulubione zabawki mojego dziecka - taniocha




Ale dziecko nie potrzebuje drogich, wykwintnych zabawek. Dowód? Łączny koszt ulubionych rzeczy, którymi bawi się moje dziecko to... 6,5 złotych. Od lewej: zabawka do robienia baniek mydlanych (2,5 złotych), grzechotka wykonana z nieużywanej już butelki na mleko i ciecierzycy (0 złotych), łańcuszek do smoczka używany jako gryzak i zabawka (4 złote), wieczko od słoika używane jako gryzak (0 złotych).

Zabawki zrobione własnoręcznie

Jakie dwie zabawki zrobiłam dla swojego dziecka w przeciągu mniej niż minuty?

Do pudełka po chusteczkach włożyłam drewniane klocki. Pudełko tajemnic gotowe.





A do nieużywanej już butelki po mleku włożyłam ciecierzycę. Grzechotka gotowa.



Jakie gadżety zapadają nam w pamięć?

Pozostając przy temacie gadżetów dla dzieci, chciałabym zadać Wam jedno pytanie. Pomyślcie chwilę nad tym, jakie zabawki pamiętacie z Waszego dzieciństwa? Czy te, którymi bawiliście się sami, nawet najpiękniejsze i najdroższe na świecie, czy może jakieś inne? 

To co ja najbardziej pamiętam z mojego dzieciństwa, to lepienie figurek z masy solnej z mamą i bratem, to robienie papierowych łańcuchów na choinkę również w towarzystwie mamy i brata, to zabawa w dom z bratem, który budowaliśmy z poduszek, to pieczenie ciast z mamą i babcią, kiedy zbliżały się Święta, to również malowanie śpiącemu tacie paznokci. ;-) Żadne z moich wspomnień nie dotyczy lalek, samochodzików, konsoli, domków dla lalek, czy jakiejkolwiek innej zabawki (a miałam to wszystko). Mój mąż natomiast najmilej wspomina, jak bawił się patykami i chodził z nimi po okolicznych wzgórzach oraz jak bawił się z braćmi budując forty dla ludzików z Play Mobil oraz przygotowując wyścigi samochodzików w ogrodzie. Na moje pytanie, czy bardziej wspomina zabawki, czy może czas spędzony z braćmi, bez namysłu odpowiedział, że czas spędzony z braćmi. 

To co po latach pozostaje w pamięci, to chwile spędzone z najbliższymi i tworzenie czegoś z niczego. Czyli nie liczą się pieniądze wydane na najwspanialsze gadżety świata, a czas spędzony z dzieckiem. Czas, produkt  jakże deficytowy we współczesnym świecie...

Nieograniczone zasoby Ziemi?

Na sam koniec zacytuję raz jeszcze Mayim Bialik, którą podziwiam zarówno za jej opinie o świecie, jak i za jej styl macierzyństwa. I pomyśleć, że taka osoba mieszka w Hollywood:

"Zachowania oglądane przez niemowlę przygotowują grunt pod to, jak będzie wyglądało jego późniejsze życie. (...) Kupowanie mnóstwa gadżetów sugeruje, że żyjemy w świecie o nieograniczonych zasobach i że naszym zadaniem jest je konsumować. (...) Ziemia nie jest w stanie znieść obecnego tempa konsumpcji, dlatego nie powinno być dla niego miejsca w kulturze kształtowanej przez dorastające dzieci". 

Może to pryckość, ale znudziło mi się już to ciągłe kupowanie, które wydaje się być zajęciem numer jeden współczesnego zachodniego świata. Najzwyczajniej mnie męczy. Wolę spędzić ten czas z dzieckiem na zabawie, z książką w ręku na lekturze, czy też z mężem albo przyjaciółmi na rozmowie. Chodzenie po sklepach (nawet internetowych) mnie najzwyczajniej nuży. Robię to tylko, kiedy coś mi się skończy albo zepsuje.

Nie jestem idealnym rodzicem


Żaden rodzic nie jest idealny. Żeby dokończyć post, puściłam swojemu synkowi piosenki na tablecie. Ale szybko skończyłam, a potem wróciłam do zabawy z nim. :-)









Jeśli spodobał Ci się ten wpis i chcesz być na bieżąco z moimi działaniami i niczego nie przegapić:

- obserwuj mnie na Facebooku - Mama pod prąd FB


- zaglądaj do mnie na Instagramie - Mama pod prąd Instagram

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

• Za wszystkie komentarze z góry bardzo dziękuję :-)
• Obraźliwe komentarze będą usuwane

Copyright © 2016 Mama pod prąd , Blogger