wtorek, listopada 27, 2018

"Chciejosztuczki", czyli jak uświadomić dziecko, czym są triki marketingowe.

Po niedawnym poście na blogu dotyczącym niecnych technik reklamodawców wymierzonych w bezbronne dzieci, obiecałam Wam podsunąć pomysł, jak nauczyć naszych najmłodszych radzenia sobie ze sztuczkami marketingowymi.

Jak obiecałam, tak też i robię. :-) Może niektórzy z Was domyślają się, że pomocna tu - jak i w wielu innych trudnych sprawach - będzie dobrze dobrana książka. Przy okazji przypominam, że jeśli jesteście ciekawi pozostałych oryginalnych pozycji poruszających tematykę często trudną, na pewno nietypową, innymi słowy po prostu taką "pod prąd", kliknijcie na hasło "książki pod prąd" na moim blogu, a wyświetlą Wam się wszystkie moje dotychczasowe recenzje tego typu pozycji. 




Podejrzewam, że każdy rodzic przed wejściem do sklepu ze swoim dzieckiem oblewa się potem, nogi mu się plączą, myśli w głowie z prędkością światła malują apokaliptyczną wizję, której się spodziewacie maksymalnie po kilku minutach od przekroczenia drzwi sklepu. A do tego wszystkiego serce wali Wam tak szybko i głośno, że nie musicie nawet dzwonić na 999. Karetka sama Was odnajdzie i zaproponuje pomoc przy zawale. ;-) 

Mimo że tego typu sytuacje są jeszcze przede mną, bo moje dziecko jest zbyt małe, by robiło sceny w sklepach, wiem, że taki moment nadejdzie i na samą myśl o tym oblewają mnie zimne poty. Tym bardziej wpadłam w zachwyt, kiedy się dowiedziałam, że na rynku pojawiła się genialna wręcz publikacja przeznaczona właśnie dla dzieci, która tłumaczy im w sposób zabawny i jak najbardziej przystępny, na czym polegają chwyty marketingowe poniżej pasa powszechnie stosowane przez firmy, celem wymuszenia na rodzicach kupna zupełnie niepotrzebnych rzeczy dla swoich dzieci. 


"Chciejosztuczki. Książka zakazana przez Chciejokorp" 


Chodzi mi o książkę "Chciejosztuczki. Książka zakazana przez Chciejokorp" autorstwa Adama Studzińskiego, z ilustracjami Dariusza Wanata, opublikowaną przez Dreams Wydawnictwo. 




Gdyby nie przypadek, pewnie bym się o tej książce nigdy nie dowiedziała. Co więcej, nawet jeśli bym się na nią natknęła w księgarni, pewnie nie przykułaby specjalnie mojej uwagi. Dlaczego? Ponieważ na pierwszy rzut oka, patrząc na jej tytuł i okładkę nie za bardzo wiadomo, o czym ona jest. No bo powiedzcie sami, co mówią Wam takie słowa jak "chciejosztuczki", czy też "chciejokorp"? Mnie nic. ;-) Wielka by była jednak szkoda, żebyście się o niej nie dowiedzieli. Ta książka bowiem to istny skarb! Powinna być wręcz lekturą obowiązkową każdego dziecka!

Historia zaczyna się tymi oto słowami:

"Cześć! 
To ja, Twój Chciejek!
"Kup to, kup tamto! Więcej i więcej! Chcę, chcę, bardzo chcę" - to ja!
Co? Nie znasz mnie? Nie szkodzi! Ważne, że ja znam Ciebie! I to dużo lepiej, niż Ci się wydaje! 
... Że co? Nie istnieję? Jestem tylko zmyśloną postacią z tej opowieści? 
Proszę bardzo, możesz myśleć tak dalej! 
Ha, ha!"


Wstęp co najmniej intrygujący, nie sądzicie? Kim jest ten cały Chciejek, który, jak twierdzi, tak dobrze zna każde dziecko? Dowiemy się o tym w dalszej części książki.

"Chciejosztuczki" opowiada historię pewnej dziewczynki uzależnionej od zabawek kucyków. Ma ich już ogromną ilość, ale ciągle czuje niedosyt i chce więcej, więcej i więcej. Rodzice, znacie to z własnej autopsji? Prawda, że i Wasze dzieci chcą co chwilę czegoś nowego? No właśnie. Takie nastały czasy. Niełatwe dla nas, rodziców. Czasy rozwydrzonego konsumpcjonizmu. Dzieci cały czas są bombardowane reklamami coraz to nowszych zabawek. W każdym sklepie nawet supermarketach pojawiają się kuszące katalogi oferujące zabawki. A do tego wszystkiego dochodzą jeszcze jakże popularne galerie handlowe i hipermarkety, w których nierzadko zostawiamy zawartość prawie całego naszego naszego portfela.

Dlaczego tak się dzieje? Między innymi dlatego, że sklepy używają wielu trików marketingowych, które działają na psychikę nie tylko dzieci, ale również  i dorosłych. Trudno nie paść ofiarą speców od marketingu, kiedy nie zna się tych tak zwanych chciejosztuczek. Ba! Czasem nawet je znając, wpada się w ich sidła. Jednak zawsze łatwiej sobie z nimi poradzić posiadając wiedzę na ich temat niż nic o nich nie wiedząc.

Dotychczas spotkałam się z publikacjami poruszającymi tę tematykę skierowanymi do dorosłych. Nigdy jednak nie natknęłam się na książkę prześwietlającą techniki marketingowe, która byłaby przeznaczona dla dzieci. A takie są właśnie "Chciejosztuczki" i chwała im za to!


Fabuła w skrócie


Jak pokrótce wygląda fabuła książki? Pewnego dnia w pokoju głównej bohaterki pojawia się pewien gnom. Dokładnie jest to chciejognom ChG-dziewięćset-trzynaście. "ChG to skrót od "chciejognom", a dziewięćset trzynaście to mój numer porządkowy w Chciejokorpie" - tłumaczy stworek. Ten niepozorny ludek uciekł z firmy, której zadaniem było sprawiać, by dzieci ciągle chciały dostawać nowe zabawki. Gnomy miały wzbudzać w dzieciach chęć posiadania coraz to nowszych rzeczy. Nie miały zwracać uwagi na zasobność portfela ich rodziców, ani na wartość edukacyjną zabawek, czy też ich jakość. Jak to powiedział gnom ChG-913: "Wiedzieliśmy, że marudzące dziecko potrafi tak bardzo zmęczyć rodziców, że oni - prędzej czy później - dla świętego spokoju, kupią mu, co tylko zechce. (...) Wmawialiśmy dziecku, że [kolejna zabawka] jest jeszcze lepsza, że koniecznie musi ją mieć. I tak w kółko. (...) [D]laczego? Dla pieniędzy!". 



Ponieważ gnom ChG-913 nie chciał dalej wykorzystywać dzieci, uciekł ze wspomnianej korporacji, której szefem był nie kto inny jak wspomniany na samym początku gnom Chciejek we własnej osobie.


Pieniądze nie rosną na drzewach


Lektura "Chciejosztuczek" co chwilę mnie zadziwiała swoją dojrzałością oraz prostym sposobem przedstawienia nawet tych - wydawać by się mogło - najtrudniejszych kwestii. Nie wiem, czy Wam, kiedy byliście mali, rodzice na pytanie, dlaczego nie mogą Wam czegoś kupić odpowiadali: "Ponieważ pieniądze nie rosną na drzewach". Tyle. Nic więcej. Mnie takie wytłumaczenie niestety niewiele mówiło, wręcz nawet trochę irytowało. Przecież wiadomo, że na drzewach rosną liście, a nie pieniądze! 


źródło: http://joannalifeinamerica.blogspot.com/

Natomiast w książce "Chciejosztuczki" tłumaczy się dzieciom, dlaczego rodzice nie mogą im kupować wszystkiego czego te sobie zapragną w piękny, prosty i szczery sposób:

"- Dorośli nie znają się na zabawkach. Ile razy mama mówiła, że mi czegoś nie kupi, bo jest głupie i drogie... A wcale nie było głupie, i na pewno nie takie drogie! Szczególnie dla mamy, która ma tyle pieniędzy!
- O, z tym ostatnim to się nie zgodzę - stwierdził Lesio. - Skoro mama powiedziała, że było drogie, to z pewnością miała rację!
- Ale jak to? Przecież moja mama zarabia mnóstwo pieniędzy! Co to dla niej kupić jakąś tam zabawkę? (...)
- Tobie wydaje się, że twoi rodzice mają dużo pieniędzy, bo tyle ich zarabiają. Ale niewiele wiesz o tym, na co muszą je wydawać.
- A na co? - zainteresowała się dziewczynka. (...)
- Wiesz, wszystko kosztuje. (...) Jedzenie, prąd, woda, ubrania, Internet, lekarstwa... Ty nie zwracasz na to uwagi, bo te rzeczy po prostu są w domu. Ale za nie trzeba zapłacić! Dlatego nawet jeśli rodzice zarabiają dużo pieniędzy, to na przyjemności zostaje już niewiele. I dlatego twoja mama miała rację, mówiąc, że jakaś zabawka jest droga".


Kilka przykładów chciejosztuczek


Dziewczynka polubiła gnoma ChG-913. W zamian za jej przyjaźń i dach nad głową ten miły chciejognom postanowił jej pomóc zdradzając po kolei wszystkie chciejosztuczki, czyli, innymi słowy, podstępne triki speców od marketingu. Poniżej kilka z nich. Wszystkich oczywiście Wam nie zdradzę. Aby je poznać będziecie musieli sami zaglądnąć do "Chciejosztuczek". ;-)

1. Chciejosztuczka nr 1 - porównanie


Na pierwszy ogień idą tak zwane superpromocje trwające bardzo krótko. Rzeczy przecenione na przykład o połowę. Oto jak gnom tłumaczy dziewczynce, na czym polega ta sztuczka marketingowa, będąca tak naprawdę iluzją. Dlaczego iluzją? Sami przeczytajcie: 


"- Twierdzisz, że wcześniej te zabawki kosztowały sto pięćdziesiąt złotych, tak? (...) A jak sądzisz, dlaczego są teraz o połowę tańsze?
- No... Może ktoś chciał sprawić dzieciom przyjemność i obniżył ceny?
- Nie, na pewno nie. Sklep ma zarabiać, a nie robić dzieciom przyjemności (...) To co widzisz, to iluzja. (...) Jak by Ci to wytłumaczyć...? (...) Maniu, jakie ty masz włosy, długie czy krótkie? (...)
- Przecież widzisz. Takie sobie.
- Dłuższe niż Agnieszka, prawda?
- Zdecydowanie! - potwierdziła Mania. - Ona ma prawie takie jak chłopaki. Ale na przykład Zuzia nosi warkocz do pasa! Gdzie mi tam do niej...
- Czyli jak, masz długie czy krótkie włosy?
- Lesiu, sama nie wiem. To zależy...
-Właśnie! (...). To zależy! Zależy od tego, z czyimi włosami je porównasz. Przy Zuzi twoje włosy wydają się krótkie, a przy Agnieszce długie. Rozumiesz? (...) Chodzi o porównanie! Czegoś z czymś, kogoś z kimś... (...) 

- Ale co to ma wspólnego z ceną kucyków? I gdzie tu iluzja?
- Zastanów się. Gdyby przekreślone było nie sto pięćdziesiąt, ale, powiedzmy, dwadzieścia złotych, dalej uważałabyś, że siedemdziesiąt pięć złotych to mało? (...)
- No nie. Wtedy nie.
- A przecież to ta sama cena! I masz odpowiedź na swoje pytanie, gdzie tu sztuczka. Po to się pisze wysoką cenę, by klienci mogli ją porównać z niższą. (...) Gdyby nie było przekreślonych stu pięćdziesięciu złotych, nie wiedziałabyś, czy siedemdziesiąt pięć to dużo czy mało za taką zabawkę. A tak wydaje ci się, że jest tanio, że to superokazja!"





Przyznaję się bez bicia, że ta pierwsza chciejosztuczka jest chyba tą, w którą najłatwiej wpadam nawet i ja - osoba dorosła. Nie wiem, czy pamiętacie niedawną małą aferę dotyczącą cen niektórych produktów w sklepie marki Rossmann? Okazało się, że ceny detaliczne tych samych kosmetyków w Polsce są o wiele droższe niż w Niemczech. Rossmann wytłumaczył te różnice w następujący sposób: "W handlu detalicznym w naszym kraju najpowszechniejsza jest polityka z wysokim udziałem rabatów. W polskiej sieci dodatkowo odbywają się np. akcje „2+2 gratis”, „-49 proc. na kosmetyki kolorowe” czy promocje Klubu Rossmann. Tymczasem w Niemczech dominuje praktyka niewielkiej liczby promocji". 

Czyli, innymi słowy, Rossmann w Polsce powszechnie stosuje chciejosztuczkę "porównanie". Firma dobrze przestudiowała rynek polski. U nas rzeczywiście najwięcej zakupów dokonywanych jest podczas trwania promocji, co nie znaczy, że wtedy jest naprawdę tanio. Ponownie powtórzę słowa gnoma: "Sklep ma zarabiać, a nie robić (...) przyjemności". 

Jeśli nie wierzycie, jaką moc ma chciejosztuczka "porównanie", wyobraźcie sobie, że w ostatni piątek, zwany popularnie Czarnym Piątkiem (Black Friday) ruch w moim mieście - Krakowie - po południu został całkowicie sparaliżowany. Powód - nic innego jak... przeceny w sklepach. :o


Chciejosztuczka nr 2 - ceny zakończone na 9


Kolejną chciejosztuczką, jaką gnom postanowił opisać swojej koleżance, to celowe niewielkie manipulacje końcówkami cen. Prawie nigdy żadna rzecz w sklepie nie kosztuje dokładnie 10, 20, czy też 30 złotych. Zwykle są to ceny w stylu: 9,90, 19, albo 29,99 złotych. Znacie to? A wiecie, dlaczego sklepy tak uwielbiają cyfrę numer dziewięć? Oczywiście nie chodzi o przypadek. W sklepach nie ma miejsca na zbiegi okoliczności. Jest to po prostu kolejny podstęp marketingowy, którego celem jest oczywiście zwiększenie zysków. Czy i Wam zdarzyło się, że kupując kilka drobiazgów w sklepie zdziwiliście się ceną końcową, jaką kazano Wam płacić? Mnie tak. Dopiero kiedy spojrzałam na rachunek końcowy i dodałam do siebie te kilka "drobnych" cen, zauważyłam, skąd tak spora kwota końcowa. Jak tę sztuczkę natomiast tłumaczy dziewczynce sympatyczny chciejognom?


"- Ale zaczekaj, mówiłaś, że puzzle kosztują dziesięć złotych?
- No tak, zobacz sam. Tu jest cena. - Mania wskazała naklejkę.
- Chyba niedokładnie ją odczytałaś. To nie dziesięć, ale...
- Oj tam, dziesięć i trochę, mówię tak mniej więcej. Dokładnie to... - Przyjrzała się cenie z bliska. - To dziewiętnaście złotych.
- To jednak jest spora różnica! - zauważył gnom. - I wiesz co? - zapytał. - Właśnie dałaś się nabrać na kolejną chciejosztuczkę. (...) Uległaś pierwszemu mylnemu wrażeniu. Liczba dziewiętnaście wydała ci się bliska dziesięciu, bo ma jedynkę z przodu. Ale pomyśl, czy dziewiętnaście to naprawdę dziesięć i trochę? (...) Będzie Ci łatwiej, jak wyobrazisz sobie trzy naczynia, a w nich kulki. W jednym dziesięć, w drugim dziewiętnaście, w trzecim dwadzieścia kulek. (...) W środkowym naczyniu jest znacznie więcej kulek niż w pierwszym i tylko odrobinę mniej niż w trzecim - tłumaczył gnom. - Teraz dobrze widać, że dziewiętnaście to nie jest dziesięć i trochę. Dziewiętnaście to prawie dwadzieścia! Niemal dwa razy więcej niż dziesięć! (...) To twój mózg wyolbrzymia różnicę i dopiero jak się zastanowisz, okazuje się, że jest ona malutka. Właśnie dlatego większość cen w sklepie kończy się na dziewięć albo dziewięćdziesiąt dziewięć. Kupującym takie produkty wydają się tańsze, niż są w rzeczywistości.
- Kolejna iluzja... - westchnęła Mania".



Chciejosztuczka nr 3 - łatwizna


Trzecią chciejosztuczką, jaką gnom postanowił przybliżyć Mani to sposób, w jaki produkty są ustawiane na półkach w sklepie. Te, które sklep chce sprzedać najwcześniej układane są na wysokości oczu kupujących. Jak możecie się domyślić, nie są to najlepsze oferty. Żeby znaleźć produkt bardziej ekonomiczny, a wcale nie gorszy jakością, trzeba się trochę wysilić i schylić, albo wyciągnąć do góry. Mało kto jednak to robi, bo ludzie zwykle idą na łatwiznę. Nie chce im się gimnastykować przy sklepowych półkach. Jak dokładnie gnom tłumaczy tę sztuczkę dziewczynce?


"- Poszukajcie niżej. Na najniższej półce - wyszeptał gnom. (...)
- Skąd wiedziałeś, gdzie szukać tańszej, chociaż też fajnej zabawki?
- Łatwizna! - gnom się uśmiechnął.
- Chyba dla ciebie...
- Nie o to chodzi. To ludzie lubią iść na łatwiznę. Oglądają tylko te rzeczy, które są na wysokości ich oczu. Tak jak zrobiłaś to ty i pani Judyta. Nie chciało się Wam schylić, by poszukać czegoś mniej widocznego. (...) Chciejek podsuwa klientom pod nos produkty, które najbardziej chce sprzedać. Tylko że często są one droższe i wcale nie lepsze od innych. A wystarczyło zadać sobie nieco trudu, poszukać, i proszę - udało się znaleźć coś tańszego, ale dobrego! (...) Coś ci poradzę (...) Na zakupach baw się w sklepowego odkrywcę! Schylaj się, albo wspinaj na palcach, dokładnie oglądaj towary na wszystkich półkach, porównuj i sprawdzaj, zamiast brać od razu to, co pierwsze rzuci ci się w oczy. W ten sposób zawsze wybierzesz lepiej!
- Sklepowy odkrywca! Wiedziałam, że zakupy to fajna przygoda!".


Tak jak to wspomniałam na początku, przedstawione powyżej chciejosztuczki to tylko niewielki ułamek wszystkich technik marketingowych, jakie tłumaczone są dzieciom na kartach opisywanej książki Adama Studzińskiego. Mam nadzieję, że zachęciłam Was do jej zakupu. Wydaje mi się, że naprawdę warto. Dzieci powinny być świadome podstępów speców od marketingu. A czyż może być lepszy sposób na naukę, niż lektura wciągającej książki? Chyba warto spróbować ją zakupić i przestać oblewać się zimnym potem na samą myśl o przekroczeniu drzwi sklepu ze swoimi dziećmi, nie sądzicie? Ty bardziej, że książkę tę można kupić po bardzo przystępnej cenie. Czyżby to była kolejna chciejosztuczka tym razem portalu ceneo.pl? ;-)

A w jakie chciejosztuczki Wy najczęściej wpadacie? Czy łatwo jest Wam rozmawiać z dziećmi na temat chwytów marketingowych?





Jeśli spodobał Ci się ten wpis i chcesz być na bieżąco z moimi działaniami i niczego nie przegapić:

- obserwuj mnie na Facebooku - Mama pod prąd FB

- zaglądaj do mnie na Instagramie - Mama pod prąd Instagram

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

• Za wszystkie komentarze z góry bardzo dziękuję :-)
• Obraźliwe komentarze będą usuwane

Copyright © 2016 Mama pod prąd , Blogger