czwartek, grudnia 06, 2018

Słodycze bez cukru dla leniwych

Zdradzę Wam dziś pewną tajemnicę. Po jej wyjawieniu pewnie niektórzy z Was uznają mnie za oszołomkę. Dlaczego tak sądzę? Sami się przekonajcie i zdecydujcie. Co ja takiego robię? Nie podaję swojemu dziecku zwyczajnych słodyczy. Ale jak to? Dzieciństwo bez jajek Kinder? Bez Maltanek? Bez Kasztanków, Michałków i Malag? Bez Marsów i Milky Wayów? Bez krówek oraz czekolad Milka, z których opakowań uśmiecha się ta piękna fioletowa krowa? Bez chrupiących Grześków? Bez szampańskich delicji? Bez soczków Kubuś? Bez Coca Coli, Mirindy czy też Sprite'a?!




Ano bez... Czy moje dziecko będzie szczęśliwe? Czy może będzie mi do końca życia wypominać, jak bardzo cierpiało, kiedy było małe? Mam nadzieję, że cierpieć nie będzie. Szczęście to przecież nie słodycze, wbrew temu, co starają się nam wmówić reklamy... oraz niektóre babcie ;-). 



Jak nie zwyczajne słodycze, to co?



Ale zaraz zaraz! Halo, halo! Stop! Ja przecież nigdzie nie powiedziałam, że moje dziecko nie je słodyczy! Oczywiście, że je! Je słodyczce i to codziennie. Hmmm. „Ta cała mamuśka robi nas w balona” - pomyślicie. Nie, nie! Nic z tych rzeczy! Ja tylko napisałam, że swojemu synowi nie podaję ZWYCZAJNYCH (czyli, innymi słowy, tych kupnych, popularnych, ogólnodostępnych) słodyczy.

Hmmm... Jak nie kupuję takich, to co ja mu daję? Wbrew opinii mojej hiszpańskiej teściowej, bynajmniej nie raczę swojego dziecka chemicznymi słodzikami. Skąd podejrzenia wobec mojej osoby o tego typu praktyki? Według niej słodycze dzielą się jedynie na dwie grupy: te z cukrem i te ze słodzikami. Nic poza tym nie istnieje. Można powiedzieć, składniki, których ja używam do przygotowywania łakoci dla mojego dziecka ukryte są dla niej w swego rodzaju "słodkiej szarej strefie". Nie widzi jej, mimo że ta "szara strefa" jest całkiem spora, niesamowicie smaczna i do tego o niebo zdrowsza od zwykłego rafinowanego cukru, lub, co gorsza słodzików typu aspartam, maltitol, sorbitol, itp. 

Nie mam hopla odnośnie diety ;-)


Kiedy zostałam mamą, postanowiłam sobie, że do kiedy będę mogła, nie będę swojemu dziecku podawać kupnych słodyczy. I nie chodzi wcale o to, że mam jakiegoś hopla na punkcie zdrowego stylu życia, czy też że jestem cierpiętnicą godzinami stojącą w kuchni i babrzącą się we wszelkiego rodzaju polewach, masach i tego typu miksturach. Nic z tych rzeczy! OK, jem dość zdrowo, ale nie raczę się wymyślnymi zielonymi shake’ami czy też tak zwanymi kulkami mocy. Jem raczej zwyczajnie tylko ze spora ilością warzyw i owoców. A co do gotowania - ja wręcz nie lubię gotować i nawet wiedza pokazująca plusy domowego jedzenia względem kupnego tego nie zmieni. Dlatego, jeśli już coś w domu gotuję, a jednak gotuję, to musi to być banalnie proste w wykonaniu. Ta zasada tyczy się oczywiście także słodyczy (no może za wyjątkiem tortów urodzinowych, przy których jestem w stanie więcej przecierpieć ;-) ). Jeśli jesteście ciekawi przepisu na tort urodzinowy na pierwsze urodziny mojego synka, zapraszam do lektury osobnego wpisu: tort urodzinowy bez cukru.



Dlaczego mówię NIE kupnym słodyczom?



OK. Wszystko fajne, tylko pewnie się zastanawiacie, skąd mam takie uprzedzenia do kupnych słodyczy. Przecież jakiś powód musi być, co nie? Owszem jest, a raczej są, bo powodów jest co najmniej kilka:

1. Kiepska jakość, a wysoka cena


Wkurza mnie, że większość firm produkuje słodycze bardzo wątpliwej jakości, które potem są oczywiście reklamowane jako cudowne i najlepsze dla dzieci oraz sprzedawane za wcale nie tak małe pieniądze (w końcu trzeba sobie odbić koszt reklamy, co nie?).

2. Olej palmowy i syrop glukozowo-fruktozowy



Ogromna ilość słodyczy w swoim składzie posiada dwa niestety okropne składniki: olej palmowy oraz syrop glukozowo-fruktozowy. Dlaczego okropne? 



a) olej palmowy - jest to najtańszy olej na rynku. I ot cała tajemnica, dlaczego firmy go tak uwielbiają. Co z tego, że poddawanie go działaniu wysokich temperatur sprawia, że ma działanie kancerogenne? Co z tego, że do jego masowej produkcji karczuje się puszcze tropikalne? Kto by się tam przejmował jakimiś płucami Ziemi! Co z tego, że podczas karczowania lasów tropikalnych żyjące tam orangutany tracą swój dom, a co za tym idzie po prostu umierają! Kto by się przejmował jakimiś małpami! Przecież kasa z tego będzie, a to jest najważniejsze, czyż nie? No nie! Przynajmniej nie dla mnie.


b) syrop glukozowo-fruktozowy - chyba najczęściej używana w słodyczach (i nie tylko) substancja słodząca. Częstsza niż nawet sam biały cukier (=sacharoza). Dlaczego? Po pierwsze z takiego samego powodu, jak olej palmowy, czyli ze względu na swoją cenę, a po drugie, ze względu na swoje właściwości technologiczne. Dodatek tego syropu poprawia bowiem smak, zapach i konsystencję produktu oraz podkreśla jego barwę i aromat. Niestety, jeśli chodzi o jego wartości odżywcze, nie ma ani jednej. Jest po prostu źródłem pustych kalorii. Po co więc dawać go naszym dzieciom w dużych ilościach?

3. Cukrzyca



Ilość cukrów dodawana do popularnych ciastek, cukierków, batonów oraz napojów jest ogromna! Czy organizm małego dziecka jest w stanie przetrawić taką ilość cukrów? Na dłuższą metę niestety nie. Choćby dlatego u coraz większej ilości dzieci (nawet tych przedszkolnych i wczesnoszkolnych!) wykrywana jest ciężka i przewlekła choroba zwana cukrzycą. I to bynajmniej nie chodzi o cukrzycę typu I (wrodzoną), tylko typu II (nabytą). Nigdy wcześniej nie widziałam tylu przedszkoli o nazwie Glukusie jak teraz. Słodka nazwa - powiecie. Raczej słodko - gorzka. Są to placówki specjalnie przystosowane dla dzieci chorych właśnie na cukrzycę. 

4. Otyłość




Śmiało mogę powiedzieć, że jestem mamą kruszynki. Mój syn jest wyjątkowo szczupły jak na swój wiek. Tak przynajmniej mi się wydaje patrząc na inne dzieci. Zwierzyłam się z tego jego pediatrze oraz pielęgniarce. I wiecie, co mi powiedziały? „Proszę się nie martwić! Pani dziecko jest w normie wagowej. To po prostu większość innych dzieci jest za duża”. Ja na przykład należałam do pulchnych dzieci (oraz nastolatków). Jadłam dużo słodyczy. Wręcz byłam od nich uzależniona. Czy wyszło mi to na dobre? Nie. Czy miałam przez to szczęśliwe dzieciństwo? Bynajmniej.




5. Próchnica



Do tego dochodzi jeszcze kolejny problem, a jest nim próchnica. To nie prawda, że w mleczakach nie robią się dziury, a jak już się jakaś pojawi to pikuś, bo ząb i tak w końcu wypadnie. Nie, nie i jeszcze raz nie. Dzieci muszą nauczyć się dbać o swoje zęby, a my możemy im w tym pomóc nie tylko wybierając dla nich szczoteczkę oraz dobrą pastę do zębów, ale również nie dosładzając im napojów do picia, ani nie przesadzając ze słodkimi przekąskami.




6. Nadpobudliwość



Ostatnim głównym powodem, dla którego nie podaję swojemu dziecku kupnych słodyczy jest częsty efekt, jaki powoduje gwałtowny skok glukozy w organizmie, a mianowicie nadpobudliwość u dzieci. Należę do osób raczej spokojnych, więc ruchliwe dzieci i tak są dla mnie nie lada wyzwaniem. Jednak ryzykować jeszcze większe pobudzenie swojego dziecka dając mu do jedzenia sporą dawkę cukru przerasta moje możliwości. Gdyby to jeszcze było z korzyścią dla zdrowia i rozwoju mojego syna. Ale nie jest. 

Zaznaczam też od razu, że ani nie mam zamiaru nikogo przekonywać do swoich racji, ani tym bardziej nikogo krytykować, bo daje swojemu dziecku słodycze. Mimo swojego mocnego stanowiska w tej kwestii, sama też od czasu do czasu daję swojemu synkowi jakiś kupny słodycz. Kiedy np. idę do kawiarni i kupuję dla siebie drożdżówkę, albo kawałek ciasta. Kiedy w domu wyciągam z szafki tabliczkę czekolady. Kiedy w lecie ze smakiem zlizuję lody z wafelka. Uważam, że nie należy mimo wszystko popadać w ekstremalne skrajności. Jeśli mój syn zje coś ze zwykłym cukrem w składzie, świat się nie zawali. Dlaczego ja niby mogę, a jemu mam zawsze zabraniać? Jednak – od razu zaznaczę – nigdy nie kupuję bardzo słodkich słodyczy. Jak czekolada to gorzka lub deserowa. Jak drożdżówka, to z serem albo owocami. Jak ciasto, to najczęściej sernik. I nie robię tego bynajmniej ze względu na swoje dziecko, tylko po prostu zbyt słodkie rzeczy mi nie smakują. 

Może niektórzy z Was pomyślą: „Kiedyś nie robiono takiego halo wokół cukru i jakoś żyjemy!” Zgadzam się. Jednak kiedyś te kupne słodycze miały jednak lepsze składy. Nie znano oleju palmowego ani syropu glukozowo-fruktozowego. Również słodycze w kawiarniach były robione bez konserwantów. I ogólniej znacznie częściej przygotowywało się jedzenie w domach (zarówno na słono jak i na słodko).


Co zamiast cukru?


Skoro staram się unikać cukru w diecie mojego syna, co mu podaję w zamian?

  • bardzo słodkie owoce np. dojrzałe banany lub gruszki, 
  • suszone owoce takie jak rodzynki, daktyle, śliwki czy też morele (ale, uwaga!, kupuję morele niesiarkowane), 
  • syrop daktylowy, który robię zalewając suszone daktyle odrobiną wrzątku, a następnie blendując wszystko na gładką masę, 
  • syrop klonowy 
  • miód (po ukończeniu 1 roku) no i raczej staram się nie dodawać go do ciast przygotowywanych w bardzo wysokich temperaturach, bo wtedy miód traci wszystkie swoje zalety zdrowotne, 
  • cukier kokosowy (to chyba mój ulubiony naturalny słodzik), 
  • melasa (choć nie do końca jestem przekonana do jej smaku), 
  • dla podkreślenia smaku używam dodatkowo takich przypraw jak: cynamon, kardamon, wanilia, wiórki kokosowe, albo kakao

Skąd czerpię pomysły na słodkie przepisy?



Chyba Ameryki nie odkryję, jeśli powiem, że głównie z Internetu. ;-)



Mam też dwie książki kucharskie autorek bloga www.alaantkoweblw.pl.




Z jakich blogów kulinarnych najczęściej korzystam? W sumie najczęściej z trzech na krzyż:

- www.alaantkoweblw.pl - chyba najbardziej popularny blog dotyczący metody samokarmienia się dzieci zwanej BLW.

- www.ladyochmistrzyni.pl - moje niedawne, a jakże wspaniałe odkrycie blogowe. Autorka bloga skupia się na zdrowych słodkościach, jakie przygotowuje dla swojego dziecka. Lubi wymyślać zdrowe wersje popularnych słodyczy takich jak Monte, czy też Rafaello, Bounty czy Nutella. 3 wspaniałe rzeczy odnośnie jej przepisów: są proste, szybkie i smaczne.

- www.prostoodmamy.pl - bardzo fajny blog (choć od lipca br. na blogu niestety cisza), na którym można znaleźć sporo smacznych i łatwych przepisów (zarówno na słodko jak i na słono), które z powodzeniem można stosować przy BLW

Domowe słodkości dla leniwych


A teraz w końcu przyszedł czas na moje kilka głównych przepisów na banalnie proste i mega smaczne ciastka, polewy i ciasta.


1. polewa czekoladowa



Połączyć ze sobą po łyżce oleju kokosowego, syropu klonowego i kakao. Polewa gotowa. Używam jej albo na ciepło (wtedy jest lejąca), albo na zimno (wtedy jest twarda). To dzięki właściwościom oleju kokosowemu, który w temperaturze poniżej dwudziestu kilku stopni twardnieje. Lubię naleśniki polane taką polewą, albo nawet kawałek chleba, sera białego, czy też najzwyczajniejszego herbatnika. Na zimno zwykle stosuję ją jako polewę do ciast. Nakładam ją, kiedy jest jeszcze płynna, a następnie wsadzam ciasto do lodówki i polewa twardnieje.


2. krem z serka mascarpone

Daktyle i morele posiekać w kostkę i zalać gorącą wodą. Odczekać kilka minut. Jak jest dużo wody, odsączyć. Zblendować owoce na krem. Dodać mascarpone. Wymieszać. Krem gotowy. :-) Idealny do smarowania tak jak powyższa polewa czekoladowa.

3a. budyń czekoladowy



Mój ulubiony (bo pyszny i banalnie prosty i szybki w wykonaniu) pochodzi z bloga szczesliva.pl. Już nigdy nie kupię gotowego budyniu. Po co? Czas poświęcony na przygotowanie tego budyniu jest taki sam, a jest do tego smaczniejszy i zdrowszy. Czego potrzeba? Mleka, cukru (ja używam cukier kokosowy albo syrop klonowy), mąki pszennej, mąki ziemniaczanej oraz kakao.



Proporcje na 1 szklankę mleka: łyżka cukru, łyżeczka mąki pszennej, łyżeczka mąki ziemniaczanej, 2 łyżki kakao. 3/4 szklanki mleka połączyć z cukrem i kakao, a następnie wymieszać trzepaczką i podgrzać. 1/4 szklanki mleka połączyć z obydwiema mąkami, a następnie dodać do reszty już podgrzanego mleka. Gotowe.


3b. budyń czekoladowy z kaszy jaglanej 


Pochodzi ze strony Prosto od mamy. Jest trudniejszy w wykonaniu niż ten z powyższego punktu, ale tak niesamowicie pyszny i zdrowy, że od czasu do czasu warto go zrobić. :-)

4. owsiane ciasteczka jabłkowe



Ten przepis pochodzi z drugiej książki kucharskiej od alaantkoweblw. Mój syn (i ja również) je uwielbiamy! Robi się je bardzo bardzo szybko. Jedyny minus? Do ich użycia trzeba użyć piekarnika. A oto składniki:



1 jabłko (starte na grubych oczkach)

3 łyżki płatków owsianych (zwykle daję kopiaste)
3 łyżki amarantusa ekspandowanego (zwykle daję kopiaste)
1 jajko
1 łyżeczka syropu klonowego
1/3 łyżeczki cynamonu
2 łyżki suszonych owoców (zwykle dodaję śliwki i morele)
1 łyżka oleju kokosowego

Wymieszać, ułożyć na tacce, włożyć do piekarnika rozgrzanego do 180 stopni z opcją termo i piec przez 18 minut. Gotowe. 😊



5. placki z kaszy manny



Ten przepis również pochodzi z książki alaantkoweblw, z tym że nie z drugiej tylko pierwszej. Stosuję ten przepis jako bazę i zawsze coś dodatkowo do niego dodaję.

Oto przepis: 



1/2 szklanki kaszy manny
1/2 szklanki mleka
1 jajko
1 dojrzały banan albo łyżka syropu daktylowego (lub klonowego)

Do tej bazy dodaję tak naprawdę, co tylko dusza zapragnie (np. pokrojone w kostkę suszone owoce, pokrojone w kostkę świeże owoce (jabłko, gruszka, śliwki, i inne). 

A oto jak je wykonać:

Kaszę zalać mlekiem i odstawić na 20 minut. Musi napęcznieć.

Oddzielić białko od żółtka i ubić białko na sztywną pianę (jeśli się po prostu wrzuci całe jajko, placki też wyjdą, ale nie będą takie puszyste).

Wymieszać napęczniałą kaszę manną, rozgniecionego banana albo jakieś słodziwo, żółtko, dodać białko i ewentualnie pokrojone w kostkę owoce.

Rozgrzać patelnię. Nakładać niewielkie porcje ciasta (wielkości około 1 łyżki). Smażyć bez dodatku tłuszczu na średnim lub małym ogniu aż placki będą rumiane. Gotowe!

6a. murzynek jaglany



Jest mega pyszny choć ciut bardziej pracochłonny. Pochodzi z bloga alaantkoweblw. Przeżyję jego zrobienie z okazji jakiegoś święta, ale na co dzień tego nie widzę. ;-)



6b. murzynek cukiniowy



Moje odkrycie dosłownie z ostatniego tygodnia. Pochodzi on ze strony ladyochmistrzyni. Jest prosty, pyszny i zdrowy. 




7. domowe crunchy



Swego czasu robiłam też domowe crunchy wg przepisu alaantoweblw. Minęło pół roku, a ja już go nie robię, bo... mi się nie chce, plus w cieplejsze miesiące nie potrzebowałam takiej dawki słodkości. Jednak kiedy teraz coraz częściej na polu utrzymuje się za oknem minusowa temperatura, więc najprawdopodobniej i ten przepis powróci na salony Mamy pod prąd. ;-) 



A jakie Wy macie podejście do słodyczy? Czy też czasem robicie je w domu?





Jeśli spodobał Ci się ten wpis i chcesz być na bieżąco z moimi działaniami i niczego nie przegapić:

- obserwuj mnie na Facebooku - Mama pod prąd FB

- zaglądaj do mnie na Instagramie - Mama pod prąd Instagram

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

• Za wszystkie komentarze z góry bardzo dziękuję :-)
• Obraźliwe komentarze będą usuwane

Copyright © 2016 Mama pod prąd , Blogger