Kilka dni temu zupełnie przez przypadek natknęłam się na informację o pewnej blogerskiej inicjatywie o nazwie #BloggersHelpWorld stworzonej w serwisie Mocna Grupa Blogerów.
Na czym ona polega? Na tym, żeby biorący w niej udział blogerzy pokazali, swoje ekologiczne nawyki, tym samym udowadniając, że życie w zgodzie z naturą wcale nie musi być trudne. Oczywiście nie mogłam przejść obok tej akcji obojętnie. Musiałam się przyłączyć.
źródło: Pixabay |
Kiedy stałam się mamą, moja perspektywa postrzegania świata całkowicie się zmieniła. Zamiast "tu i teraz" patrzę na świat przez pryzmat przyszłości. Dlaczego? Ponieważ cały czas myślę o tym, na jakim świecie będą żyć moje dzieci i czy w ogóle będą w stanie żyć? Ziemia od wielu, wielu lat daje nam coraz mocniejsze sygnały, że człowiek ją wyniszcza do granic możliwości. Jednakże, ponieważ wielu ludziom żyje się wygodnie, mało kto niestety ma ochotę cokolwiek zmienić w swoim codziennym życiu.
I tak mija dzień za dniem, tydzień za tygodniem, miesiąc za miesiącem i rok za rokiem, a nasza planeta u-m-i-e-r-a.
A my - czy to nam się podoba, czy nie, u-m-i-e-r-a-m-y wraz z nią.
Czytamy o topniejących lodowcach, a my na to: "Eee tam. Lód nadal jest przecież na biegunach. A poza tym w zimie u nas nadal zimno, a jeśli nawet jest cieplej niż kiedyś, to tylko się cieszyć, co nie?".
Czytamy o pożarach w puszczy amazońskiej, a my na to: "Eee tam. Trochę drzew poszło z dymem i to jeszcze na drugim końcu świata. Przecież drzewa, jak to drzewa, odrosną sobie. Nie pierwszy i nie ostatni pożar na tym świecie. O co to całe wielkie halo?".
Czytamy o pożarach w Australii, a my na to: "No smutne to, smutne, ale przecież są tam strażacy. W końcu ugaszą pożar. W końcu spadnie deszcz. A drzewa sobie odrosną. A zwierzęta. No cóż. Smutne to. Wiele zwierząt zginęło, no ale cóż zrobić?".
Ja natomiast mam ochotę wykrzyknąć na całe gardło: "Zrobić można i to BARDZO dużo. Tak, nawet Ty i ja. Nawet ten statystyczny Kowalski. To nie prawda, że my, jednostki, nic nie możemy z tym zrobić. Jeśli takich jednostek jak my, będą miliony, jest szansa, że jeszcze uda nam się ocalić nasz świat. Nasz JEDYNY świat".
Może moje słowa brzmią pompatycznie, ale, cóż zrobić, inaczej nie potrafię. Stoimy przecież na skraju zagłady ekologicznej. I nie. Nie mówię to ja, jakaś tam blogerka i to jeszcze na dodatek mało znana, tylko rzesze ekspertów w temacie. A więc, ludzie, musimy się ogarnąć! Wierzę w to, że damy radę. Może i jestem idealistką. Może. Wolę jednak wierzyć, że uda nam się uratować Ziemię, wierzyć, że moje dzieci będą mogły dożyć więcej niż kilkunastu lat. Wolę wierzyć, że nam wszystkim będzie się chciało zawalczyć o naszą przyszłość, o życie nasze i naszych najbliższych, o nasz JEDYNY DOM, o naszą planetę Ziemię.
No to co? Spróbujecie się dołączyć do powolnej ewolucji (w przeciwieństwie do często zniechęcającej, drastycznej rewolucji) ekologicznej?
Poniżej powiem Wam, co ja już na co dzień robię, by żyć bardziej ekologicznie oraz co mam w planie jeszcze zrobić. Podpatrzcie coś ode mnie. Choćby jedną rzecz. Krok za krokiem. Nie wszystko na raz. Uwierzcie mi. Ani że obejrzycie, a ze zdziwieniem stwierdzicie, że to przecież TAKIE PROSTE.
Moją ewolucję ekologiczną podzieliłam na kilka kategorii:
- ubrania
- kosmetyki
- jednorazowe produkty higieniczne
- chemiczne środki do czyszczenia
- plastik
- żywność
- edukacja
Przeczytajcie uważnie każdy z nich. Chcecie coś zmienić dla siebie, rodziny i świata? Wybierzcie na początek po jednym nowym dla Was pomyśle z każdej z poniższych kategorii i wdrożcie go w życie. Gotowi? No to zaczynamy. 😊
1. Ubrania
Nie kupuj nowych ciuchów! Brzmi strasznie? Dla wielu osób pewnie tak. Dla mnie już nie. Za dużo wiem na temat produkcji odzieży, za dużo o wykorzystywaniu ludzi z biedniejszych krajów azjatyckich. Czytając na metkach "made in Bangladesh" oczami swojej wyobraźni widzę żyjące w ubóstwie młode kobiety i dzieci pracujące za grosze w fabrykach, w których nie są przestrzegane podstawowe przepisy BHP. Widzę rzeki pełne trujących substancji wylewających się z tychże fabryk. Widzę pola bawełny, nad którymi unoszą się toksyczne pestycydy, zatruwające ludzi i środowisko. A po co to wszystko? Żeby ludzie Zachodu, mogli sobie kupić setną bluzkę i pięćdziesiątą parę butów. Bo... tak, bo mogą, bo im się należy.
źródło: https://voxeurop.eu/; autor Tom Janssen |
1. Co robię, aby nie kupować nowych ubrań, albo kupować minimalne ilości i z głową?
- Od czasu do czasu starannie przeglądam zawartość swojej szafy. Jestem niemal pewna, że Ty też masz w niej jeszcze wiele fajnych ubrań, których nie używasz na co dzień, albo o których wręcz zapomniałaś/eś. Załóż je! Poczujesz się, jakby to był nowy ciuch. ;-) Nie pasują? Sprzedaj lub oddaj innym. Daj im drugie życie.
- Chodzę w tym co mam aż do zdarcia. Kiedy już jest tak zepsute, że nie da się naprawić, wyrzucam do kontenera z używaną odzieżą. Nigdy do zwykłego kosza na śmieci. Dzięki temu jest spora szansa, że nawet dziurawa skarpetka zostanie wykorzystana np. przy produkcji paliwa alternatywnego, a nie będzie powiększać już i tak ogromnej sterty śmieci na wysypiskach.
- Staram się szanować swoje ubrania. Od niedawna dokładnie czytam metki i ubrania piorę zgodnie z instrukcjami na nich zawartymi. Dlatego też już NIGDY nie mam zamiaru wycinać metek. Nawet jak będą "gryźć".
- Nigdy nie kupuję ubrań "made in Bangladesh", "made in India", "made in Indonesia", "made in Pakistan", etc. Nie chcę przykładać swojej ręki do niemal niewolniczej pracy ludności z tych biednych krajów. Nie miałabym nic przeciwko, jeśliby tamtejsi pracownicy byli godnie wynagradzani, ale ponieważ na tę chwilę nie są, moim protestem niekupowania chcę zmobilizować wielkie koncerny odzieżowe do zmiany swojej polityki.
- Jeśli kupuję dla siebie nowe ubranie (bez względu na to czy w rzeczywistości jest ono faktycznie nowe, czy używane) staram się zawsze kupować z głową. Kupuję ubrania dobrej jakości z dobrych, najlepiej naturalnych tkanin (takich jak: bawełna, len, jedwab, wełna). Wiesz, że wszechobecny w szybkiej modzie poliester jest po prostu PLASTIKIEM? Co to oznacza dla środowiska? Ano to, że taka tkanina nie rozłoży się w przyrodzie przez najbliższe KILKASET lat. Ale to nie wszystko. Podczas prania materiałów syntetycznych, czyli tych wytwarzanych przede wszystkim z ropy naftowej, do wody wydostają się mikroskopijne plastikowe nitki, które nie są w stanie być wychwycone przez oczyszczalnie ścieków, tak więc koniec końców trafiają do wody pitnej, a wraz z nią, do naszych organizmów.
- Jeśli naprawdę potrzebuję czegoś nowego, staram się nie wspierać swoimi zakupami wielkich korporacji. Wychodzę z założenia, że im mniej ludzi będzie kupować w dużych firmach, tym większa presja, aby one zmieniły swoje podejście do ekologii i poszanowania praw człowieka. Jeśli już muszę, to kupuję ubrania szyte przez małe, najlepiej lokalne firmy dobrze traktujące swoich pracowników i środowisko.
- Jeśli naprawdę potrzebuję jakiegoś nowego ubrania w swojej szafie, najpierw próbuję zdobyć je z drugiej ręki. Sposobów na to mam mnóstwo. Oto co już robię i co mam w planie zrobić, aby żyć jeszcze bardziej ekologicznie:
- odkupuję używane ubrania np. na różnych bazarkach na Facebooku (kocham!), czy też na olx.pl (mam kilka ulubionych sprzedawczyń - głównie oferujących ubrania dziecięce). Czy wiecie, że tak znane sklepy dziecięce jak "Smyk", czy "5, 10, 15" sprzedają odzież produkowaną w tak samo skandalicznych warunkach, jak robi to "Zara", "H&M" czy C&A";
- od czasu do czasu uda mi się zdobyć za darmo coś fajnego do ubrania na facebookowej grupie "Uwaga, śmieciarka jedzie - Kraków". Istnieją też tego typu grupy dla innych lokalizacji. Nie uwierzycie, jakich perełek ludzie się pozbywają zupełnie za friko. Sprawdźcie;
- czasem kupuję też używane ubrania w sklepach charytatywnych lub (częściej) w moich ulubionych ciucholandach;
- jeśli jakieś ubranie mi się popsuje, staram się je najpierw naprawić: doszywam guzik, zaszywam dziurkę, albo zanoszę daną rzecz do odpowiedniego punktu, aby wymienić w niej zamek, ucho od torebki, albo podbić buty. Jedno jest pewne NIGDY nie wyrzucam odzieży i galanterii przy pierwszym lepszym defekcie!;
- mam zamiar wziąć udział w darmowych osiedlowych wymianach odzieży (tzw. swapach);
- mam też w planie wybrać się do krakowskiej ciuchodzielni przy Dolnych Młynów. Polega ona na tym, że zanosi się do niej niepotrzebne ubrania, a odzież pozostawioną przez inne osoby można wziąć zupełnie za darmo;
- a może wymienię się kiedyś ubraniami ze znajomymi lub rodziną? Czemu nie!;
- chciałabym się nauczyć szyć na maszynie, żeby móc przerabiać swoje stare ubrania. Pomysłów mam mnóstwo, tylko wiedzy w temacie brak. Ale się nauczę, a co! 😉
Więcej na temat odzieży i jej wpływie na środowisko oraz moich ekologicznych sposobach na radzenie sobie z zakupoholizmem już niedługo będziecie mogli przeczytać w osobnym wpisie na blogu.
2. Kosmetyki
źródło: https://pixabay.com/ |
Kosmetyki. Kolejny temat-rzeka, który już wielokrotnie poruszałam na swoim blogu. Podobnie jak w przypadku swoich szaf, od czasu do czasu robię też przegląd półek w łazience. Przy pierwszym takim przeglądzie dosłownie włosy mi stanęły dęba. Te wszystkie zapomniane gdzieś butle, butelki i słoiczki z resztkami kosmetyków! Oraz w ogóle te dziesiątki różnych kremów, balsamów i innych mazideł! Czy naprawdę to wszystko było mi potrzebne? Oczywiście, że nie.
Ilu ja kiedyś kosmetyków używałam!
Ile szło na to kasy!
Ile plastiku generowałam swoimi nieprzemyślnymi zakupami!
A teraz? Jak dla mnie w mojej kosmetyczce panuje minimalizm (choć z pewnością są osoby używające jeszcze mniejszej ilości kosmetyków niż ja). Pisałam już o tym wcześniej na blogu:
Redukcja kosmetyków
Moja minimalistyczna kosmetyczka
Moje ulubione kosmetyki jednoskładnikowe
Jak zredukować ilość kosmetyków:
- zamiast mleczka po kąpieli używam olejek ze słodkich migdałów;
- zamiast płynu do demakijażu oczu i twarzy używam olejek ze słodkich migdałów;
- zrezygnowałam z płynu do higieny intymnej. Serio! Sama woda działa lepiej (nie, nie zwariowałam 😉 ).
- zrezygnowałam z kupnych peelingów. Trochę zmielonej kawy i olejku, i peeling gotowy! Nie pijasz kawy? Cukier też da radę. 😉
- zrezygnowałam z kupnych dezodorantów (nie, nie zwariowałam 😉 ). Żeby wykonać ekspresowy domowy dezodorant łączę z sobą 3 składniki: sodę oczyszczoną, nierafinowany olej kokosowy i skrobię ziemniaczaną. Mieszam i gotowe! Tak - działa. I nie, nie śmierdzę. 😉
- zamiast kremu do rąk - masło shea
- zamiast pomadki na usta - masło shea
- zamiast kremu do stóp - masło shea
- zrezygnowałam z kremu na noc. Po wieczornym demakijażu twarzy, nakładam na skórę naturalny tonik lub wodę różaną i nic więcej. Moja skóra jest teraz w lepszym stanie niż po używaniu kremów na noc.
- zrezygnowałam z kremu pod oczy. Po prostu używam tego samego kremu co na resztę twarzy.
- kupuję z głową:
- nigdy nie wchodzę do drogerii bez listy potrzebnych produktów;
- nigdy nie kupuję jakiegoś kosmetyku w drogerii, bo np. ładnie wygląda;
- nigdy nie kupuję na zapas (jeśli data ważności jest krótka, dany kosmetyk może się popsuć zanim uda mi się go wykorzystać);
- nigdy nie otwieram więcej niż jednego kremu na raz. Plus ten otwarty wykorzystuję do końca i to na spółkę z mężem 😉;
- przed nowym zakupem, zawsze wcześniej w domu sprawdzam skład danego kosmetyku;
- kupuję kosmetyki z dobrym, naturalnym składem. Obecnie używam kremów z dwóch marek: Nacomi oraz Polny Warkocz (obydwie marki są polskie);
- jeśli jakiś kosmetyk stosuję w niewielkich ilościach, trzymam go w lodówce, żeby się nie popsuł. Robię tak np. z organicznym podkładem pod makijaż Avril, którego używam w minimalnych ilościach;
- nie kupuję dla siebie osobnego szamponu. Wspaniały jest dla mnie np. szampon moich dzieci (Hipp - żel do mycia ciała i włosów od 1. dnia życia albo ten od Sylveco dla dzieci).
- często myję włosy tzw. metodą kubeczkową, czyli rozcieńczając niewielką ilość szamponu w wodzie przed aplikacją na skórę głowy. Dzięki temu szampon starcza na dłużej, a włosy są mniej wysuszone.
- prawie przestałam się też malować, ale to bardziej z tego powodu, że jako mama dwójki małych dzieci nie mam na to po prostu czasu, siły ani ochoty. Jednak jeśli kiedyś będę stosować delikatny makijaż, na pewno będę używać wtedy kosmetyków naturalnych (lepsze dla mnie i naszej planety).
Jak redukuję ilość plastiku w łazience?
- nie kupuję kosmetyków z syntetycznymi mikrodrobinkami. Te maleńkie kawałki plastiku są niemożliwe do wychwycenia przez filtry w oczyszczalniach ścieków. Trafiają one potem do dużych akwenów wodnych i są zjadane przez zwierzęta planktonożerne. Taka "dieta" zabija. Nie tylko te zwierzęta, ale i nas, którzy potem delektujemy się na przykład "zaplastikowanymi" owocami morza.
- nie kupuję plastikowych patyczków do czyszczenia uszu.
- zamiast mydła, żelu lub szamponu w płynie, najlepiej kupować te same produkty w kostce. Takie mam postanowienie ekologiczne na ten rok. Jak na razie kupuję co prawda produkty naturalne, ale jednak w plastikowych butelkach.
- nie używam plastikowych szczoteczek do mycia zębów. Zamiast nich kupuję szczoteczki bambusowe.
Więcej w temacie redukcji kosmetyków przeczytacie u mnie na blogu również w następujących wpisach:
Czy kosmetyki dla noworodka są potrzebne?
Kosmetyki dla kobiet w ciąży - mniej znaczy więcej
Czy kosmetyki dla noworodka są potrzebne?
Kosmetyki dla kobiet w ciąży - mniej znaczy więcej
3. Jednorazowe produkty higieniczne
|
No cóż. Wszystko co jednorazowe, mimo że dla nas wygodne, to dla naszej planety jest po prostu TRAGICZNE w skutkach. Co zrobić, aby zmniejszyć ilość jednorazowych śmieci? Jeśli chodzi o jednorazowe produkty higieniczne u nas w domu to:
- zamiast jednorazowych wacików do demakijażu stosuję wielorazowe waciki wykonane z frotty bambusowej. Dostępne są one w wielu sklepach ekologicznych. Moje pochodzą ze sklepu Wielorazówka. W komplecie otrzymałam woreczek z firanki do prania wacików w pralce. Od kilku miesięcy stosuję te 7 wacików i dalej są w świetnym stanie. Ile jednorazowych wacików w tym czasie bym już wykorzystała?
- zamiast jednorazowych wkładek higienicznych do bielizny nie stosuję nic, albo zakładam wielorazowe wkładki higieniczne. Ja używam np. wkładek firmy Kokosi. Taka zmiana ma jeszcze jeden OGROMNY plus. Nasze zdrowie. Odkąd przestałam używać jednorazowych wkładek higienicznych, nie miałam żadnej infekcji intymnej. Wcześniej tak.
- zamiast jednorazowych podpasek albo tamponów chcę używać (jeszcze nie używam, ponieważ wciąż nie wrócił mi okres po ostatniej ciąży): albo podpasek wielorazowych, albo kubeczka menstruacyjnego (nie boję się go. Za dużo dziewczyn go poleca. Nie może być fuj! 😉). Jeśli nie ma bata i nie jesteście w stanie dokonać takiej zmiany, przynajmniej przestawcie się na ekologiczne podpaski lub tampony (dostępne choćby w ofercie drogerii Rossmann lub w internetowych drogeriach ekologicznych).
- nie używam jednorazowych chusteczek do mycia pupy ani do mycia rąk. Nasz starszy syn ma w tym momencie prawie 3 lata. Córka jeden rok. Ile opakowań chusteczek do mycia pupy wykorzystaliśmy w tym czasie? Dwa. Dobrze czytacie. D-W-A. Po jednym do szpitala po porodzie każdego z nich. Oczywiście zakupiliśmy chusteczki biodegradowalne (fajną ofertę takich chusteczek mają np. drogerie Rossmann). A co robimy na co dzień? Po prostu używamy pociętej pieluchy flanelowej, obrębionej na maszynie, żeby się nie strzępiła. Na 3 lata pieluchowania wykorzystaliśmy (i nadal korzystamy) z chusteczek wykonanych zaledwie z dwóch pieluch flanelowych! Ile śmieci mniej! A jak z wygodą? Żaden problem. Brudne chusteczki pierzemy w pralce. Wrzucamy je do worka na bieliznę wykonanego z firanki. A co na spacerach? Jeśli musimy zmienić pieluszkę albo wymyć ręce naszym dzieciom, suchą chusteczkę flanelową po prostu zwilżamy wodą i gotowe!
- zamiast pieluszek jednorazowych dla dzieci używam pieluszek wielorazowych. Brzmi strasznie? Pewnie dla wielu z Was tak, ale - uwierzcie mi - strach ma wielkie oczy. Współczesne pieluszki wielorazowe to naprawdę banalna sprawa. Ich używanie nie jest praktycznie w ogóle uciążliwe (pralka odwala lwią część pracy za nas). A ile ton toksycznych śmieci mniej! Pomyśl o tym! Spróbuj. Poczytaj więcej na ten temat na moim blogu:
Dodatkowo niedługo na blogu pojawią się jeszcze dwa artykuły na temat wielopieluchowania. Jeden będzie o wspaniałej i działającej na zasadzie wolontariatu ofercie tzw. Pieluchotek, czyli instytucji, w których można wypożyczyć zupełnie za darmo i to dopasowane do Waszych dzieci zestawy pieluch wielorazowych i w ten sposób przetestować je w domu zanim podejmie się decyzję o ich zakupie. Napiszę też osobny wpis o obecnym systemie wielopieluchowania naszych dzieci w domu i w żłobku. Uległ on pewnym (a nawet sporym) modyfikacjom. Na plus, ma się rozumieć. 😊
4. Chemiczne środki do czyszczenia
Kiedy ponad rok temu przeprowadziliśmy się do nowego mieszkania, jego właściciele (mieszkanie wynajmujemy) zostawili nam w nim mnóstwo napoczętych środków do czyszczenia. Szkoda, że nie zrobiłam im zdjęcia. Tych butelek - nie kłamię - było minimum dwadzieścia, a może nawet i trzydzieści! Ilość jak dla mnie PO-RA-ŻA-JĄ-CA! Były tam osobne środki do czyszczenia niemal każdego elementu mieszkania. Ile w tych butelkach jest toksycznych substancji, trudno zliczyć. A czy w ogóle trzeba tego typu środki kupować? Czy trzeba wydawać na nie grube pieniądze? Czy musimy stosować kupne środki w plastikowych opakowaniach? Nie, nie i jeszcze raz nie.
Żadnego z tych środków nie użyliśmy. Nam do czyszczenia mieszkania wystarczy dosłownie kilka rzeczy i to większość wykonana własnoręcznie. Co dokładnie? Już Wam piszę. 😊
- Produktem numer jeden do czyszczenia niemal każdej powierzchni jest u nas mleczko na bazie sody oczyszczonej i szarego mydła wykonywane w kilka minut według przepisu pochodzącego z cudownego bloga Zielony zagonek. Jak zrobić takie mleczko? Banalnie prosto: Szare mydło zetrzeć na grubych oczkach tarki (= kilka sekund); zagotować w czajniku wodę na wrzątek (=minuta); zalać starte szare mydło wrzątkiem i poczekać, aż się rozpuści; dodać sodę i wymieszać (= kilka sekund). Można dodać jeszcze kilka kropli ulubionego olejku eterycznego i gotowe. Jeśli chcecie poznać dokładne proporcje na to mleczko, zaglądnijcie do mojego wcześniejszego wpisu na temat ekologicznych środków czystości.
- Produktem numer dwa jest ręcznie robiony płyn do czyszczenia podłóg. Składniki potrzebne, żeby go wykonać? Ocet, woda i olejek eteryczny. Oryginalny przepis również pochodzi z Zielonego zagonka i opisałam go dokładnie u siebie na blogu w wyżej wspomnianym poście na temat ekologicznych środków czystości.
- Kolejnym naszym hitem są tanie i bezsmugowe ścierki do czyszczenia szyb, luster i innych powierzchni. Uwaga! Używając ich stosuje się TYLKO wodę. Żadnego innego środka. Mamy je od kilku lat i serio są REWELACYJNE. Dzięki nim nie musimy kupować ani nawet robić samodzielnie żadnego środka do czyszczenia szyb ani mebli. Można je kupić tutaj: ścierki do mycia wszystkich powierzchni w tym okien i luster.
- Co jeszcze często nam się brudzi w kuchni? Okap. Jak go czyścimy? Uwaga, uwaga. Trzymacie się mocno?... OLEJEM. 😉 Pewnie pukacie się teraz w głowę. Ja też się puknęłam, jak o tym po raz pierwszy przeczytałam (oczywiście nie gdzie indziej, jak na blogu Zielony Zagonek). Ale, słuchajcie, to naprawdę działa. Tutaj możecie zobaczyć, jak to się robi: czyszczenie okapu.
5. Plastik
Ech. Plastik. Temat rzeka. Aż nie wiem, od której strony zacząć. Plastik to zmora naszych czasów. Zalewa nas wszędzie. Atakuje znienacka nawet wtedy, kiedy staracie się z nim walczyć. Trzeba być zawsze przygotowanym, mieć oczy szeroko otwarte, planować z wyprzedzeniem, aby nie otrzymać przypadkiem podczas zakupów dodatkowego, niechcianego plastikowego opakowania.
źródło: https://pl.freepik.com/ |
Może zacznę od zacytowania niesamowitej książki autorstwa Julii Wizowskiej "Nie śmieci", jaka niedawno ukazała się na rynku. Ten fragment, jaki zaraz Wam skopiuję, zszokował mnie tak mocno, że od 2 tygodni nie jestem wstanie o niczym innym myśleć.
"Do niedawna Państwo Środka było największym na świecie importerem odpadów, również europejskich. Chiny przyjmowały wszystko, co dla Unii było drogie i problematyczne w zagospodarowaniu. (...) W latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku rosnąca w siłę chińska gospodarka zaczęła potrzebować tanich surowców. Zachód je zaoferował. (...) Globalny obieg odpadów opłacał się obu stronom: Europa mogła się pozbywać najgorszych śmieci, a Chiny budowały się i rozwijały przemysł. W pewnym momencie doszły jednak do wniosku, że wolą się skupić na przetwarzaniu własnych odpadów i zmieniły politykę. Z początkiem 2018 roku Chiny wprowadziły blokadę ponad dwudziestu rodzajów odpadów ze świata, między innymi tworzyw sztucznych. Zapowiedziały też kolejną grupę do zablokowania w kolejnym roku. Dla państw, które nie mają silnie rozwiniętej odnogi recyklingu i przetwarzania albo mają, ale odzysk jest zbyt kosztowny, powstał problem. (...) Dotąd do Państwa Środka trafiało ponad osiemdziesiąt procent plastikowych odpadów z Europy".
A ja, głupia, wierzyłam, że kiedy Unia Europejska przyjęła tak zwaną dyrektywę plastikową, to chodziło o ochronę Ziemi. A tu okazuje się, że po prostu zabrakło rynku zbytu na plastik. Tak jakby wcześniej wysyłane tony plastiku do Chin po opuszczeniu granic Europy znikały niczym przy użyciu magicznej różdżki. No nie! To nie tak. Chiny, Polska czy Stany Zjednoczone, to nadal kraje znajdujące się na tej samej planecie, na naszej wspólnej planecie, Ziemi.
Nie wierzę w to, że firmy same z siebie zmienią swoją politykę odnośnie ograniczania plastiku. Najłatwiej by było tych zmian dokonać za pomocą odpowiednich ustaw. Jednak my, szarzy Kowalscy, również możemy czegoś dokonać. Nasze decyzje konsumenckie na pewno mają szansę wpłynąć na firmy, gdyż brak zainteresowana danymi produktami, przełoży się u nich na mniejszy zysk, a przecież żadna firma tego nie chce. Tak więc, gdzie się da, wybierajmy produkty nie zapakowane w plastik. Wiem, jest to okropnietrudne, a czasem (żeby nie powiedzieć - bardzo często) wręcz niemożliwe.
Jak redukuję ilość plastiku na co dzień?
- nie kupuję wody pakowanej w plastik; po prostu filtruję wodę z kranu;
- kiedy wychodzę z domu, zawsze biorę ze sobą wielorazową butelkę na wodę;
- nie używam ekspresu do kawy w kapsułkach. Piję kawę mieloną, a fusy używam do domowego peelingu lub do nawożenia roślin. Nadmiar fusów wyrzucam do kosza z odpadami bio;
- zamiast gąbki do mycia naczyń, używam myjki ze sznurka konopnego. Swoją zakupiłam w sklepie Wielorazówka;
- na zakupy spożywcze zawsze noszę ze sobą firankowe woreczki. Ponieważ jestem absolutnym laikiem, jeśli chodzi o szycie, woreczki zakupiłam (również w sklepie Wielorazówka);
- nigdy nie wychodzę na zakupy bez dużej wielorazowej torby. Dzięki temu nie kupuję plastikowych siatek na zakupy dostępnych przy kasie;
- kiedy nie mam wystarczających ilości woreczków z firanki, kupuję warzywa i owoce luzem. Nie rozumiem, po co pakować jedną marchewkę albo banany czy też sałatę do foliówki? A tak swoją drogą, wiedzieliście, że plastikowe zrywki są nierecyklingowane? Pomyślcie nad tym faktem następnym razem, kiedy będziecie chcieli po taką siatkę sięgnąć dla swojej wygody.
6. Żywność
źródło: https://countercurrents.org/ |
Kolejnym punktem, jaki chciałabym poruszyć, to temat żywności. I tu nie chodzi tylko o niemarnowanie jedzenia. Choć, jak to niedawno przeczytałam, "Każdy Polak marnuje rocznie 247 kg żywności. Jesteśmy na 5. miejscu w UE". Jak dla mnie te liczby to jakaś jedna wielka masakra. Jak tak można! Jest tyle opcji, by tak się nie stało. Poniżej podam Wam swoje sposoby:
Jak nie marnować żywności?
- nigdy nie chodzę głodna na zakupy; 😉
- na zakupy idę zawsze z listą;
- przed zakupami robię dokładny przegląd lodówki i zastanawiam się, co ugotować na kolejne dni;
- jeśli widzę, że czegoś nie przejemy i się może popsuć:
- mrożę,
- pytam się rodziców/znajomych, czy im czegoś nie oddać
- ogłaszam, co mam na zbyciu na odpowiednich grupach na Facebooku;
- zanoszę do lodówek w ramach projektu Jadłodzielnia.
Etyczny aspekt żywności
A teraz drugi niezmiernie ważny aspekt dotyczący żywności z ekologicznego oraz etycznego punktu widzenia. Od jakiegoś czasu nie kupuję następujących produktów:
- czegokolwiek, co ma w składzie olej palmowy. Dlaczego? Ponieważ do jego masowej produkcji karczuje się lasy tropikalne pod plantacje palm. Żyjące w tych lasach orangutany tracą więc swój dom, a co za tym idzie - umierają. Kocham zwierzęta i nie mam zamiaru przykładać swojej ręki do ich mordu. Nawet jeśli miałoby to oznaczać, że już nigdy nie zjem Nutelli albo Marsa. Mówi się trudno.
- jajek z początkową numeracją 3 (chów klatkowy). Dlaczego? Ponieważ jajka typu 3 (te najtańsze) to niestety horror dla ptaków. Kury znoszące "trójkowe" jajka żyją na wielkich halach, są stłoczone w drucianych klatkach i brudne od kup. Przez całe swoje kurze życie nie widzą ani promyka światła dziennego i nawet nie mogą rozprostować skrzydeł, bo tak jest tam ciasno. Dodatkowo często nie mają piór i są pełne ran zadawanych im przez inne bardziej agresywne kury. Czasem, aby ptaki się nie raniły nawzajem, właściciele takich kurzych ferm obcinają im dzioby, co jest dla ptaków kalectwem. Jedynym zadaniem takich kur to znieść tak dużo jaj jak to możliwe, a potem zdechnąć. Często przez zadeptanie przez inne kury.
- awokado pochodzące z Ameryki Południowej lub Meksyku. Dlaczego? "Moda na awokado degraduje środowisko. Meksykanie wycinają lasy pod jego uprawę, taki jest popyt". Jak można przeczytać w podlinkowanym powyżej artykule: "Według "The Telegraph" w Meksyku wycinka sosnowych lasów i tytaniczna praca rolników, żeby wyprodukować jak najwięcej awokado, to niejedyny problem. Tam pogoń za awokado może nawet zabić. Produkcja owoców koncentruje się w stanie Michoacán, a znaczna jej część jest kontrolowana przez kartel narkotykowy Caballeros Templarios, który zmusza rolników i właścicieli gruntów do zrezygnowania z części swoich dochodów, egzekwuje podatek od sprzedawanych owoców i ziemi, nawet mordując tych, którzy nie chcą 'współpracować'."
- nerkowce. Orzechy nerkowca dotychczas były moimi ulubionymi, ale odkąd dowiedziałam się o sposobie ich pozyskiwania, nie przełknęłam (i już nigdy nie przełknę) ani jednego. Dlaczego? "Popularne nerkowce, podobnie jak wiele innych orzechów, doskonale wpływają na nasze zdrowie. Niestety, niewiele osób wie, iż za niepozorną paczką chrupiących orzeszków kryje się cierpienie i kalectwo wielu osób". A oto fragmenty podlinkowanego artykułu. "Nerkowce (...) są de facto nasionkiem ukrytym w owocu nanercza zachodniego. (...) Nerkowce stały się popularne dopiero w XX wieku. Wcześniej doceniano jedynie drewno nanercza zachodniego, gdyż pozyskanie jego nasionek jest wyjątkowo trudne i niebezpieczne. Jednak, gdy świat się w nich rozsmakował, plantatorzy zaczęli robić wszystko, by wzbogacić się jak najmniejszym kosztem. (...) Według raportów przygotowanych przez organizacje humanitarne, w samych tylko Indiach przy uprawie i zbiorach tych orzechów pracują dziesiątki tysięcy słabo opłacany robotników, w tym około 20 tysięcy dzieci. Te popularne orzechy znajdują się w łupince, wyrastającej z owocu nanercza zachodniego. W każdej z nich znajdziemy zaledwie jeden orzech, który musi być wyłuskany ręcznie. Dlaczego? Otóż w łupinie, poza orzechem, znajduje się również bardzo silnie żrący olej, który niszczyłby maszyny. Dlatego też w pozyskiwanie nerkowców angażuje się ludzi - najtańszą siłę roboczą. Większość żrącego oleju usuwana jest w trakcie prażenia łupinek, jednak nie dzieje się tak za każdym razem. Bardzo często zdarza się, iż w trakcie tego procesu orzechy wybuchają, parząc dotkliwie robotników. Ich ręczne łuskanie jest również ryzykownym zajęciem, gdyż wysoka temperatura nie zawsze neutralizuje żrący olej. Osoby pracujące na plantacjach nerkowców można bez trudu rozpoznać - ręce pełne blizn i ropiejących ran od razu zdradzają ich profesję. Nikt nie myśli o zabezpieczeniach lub leczeniu. Minimalizacja kosztów jest tutaj na pierwszym miejscu. Mało kto może pozwolić sobie na zmianę pracy - tej jest jak na lekarstwo, a kilka dolarów zarobionych na plantacji pozwala robotnikom przetrwać cały miesiąc".
- czekolada bez certyfikatu FairTrade. Dlaczego? Ponieważ według szacunków, aż 1,8 miliona dzieci pracuje na plantacjach kakao w krajach Afryki Zachodniej, czyli w regionie obejmującym 69% światowej produkcji kakao. Jak wygląda taka praca? Jest to nierzadko praca niewolnicza, kwitnie tam handel ludźmi, nie mówiąc już o tym, że jest to również praca ponad siły oraz w niebezpiecznych warunkach.
7. Edukacja
Last but not least, w moim ekologicznym stylu życia dużą wagę przykładam do wpajania swoim dzieciom nawyków pomagających naszej planecie. W naszej domowej biblioteczce znaleźć można lektury poruszające temat ekologii, zanieczyszczenia środowiska oraz recyklingu. Sebastian otrzymał nawet kiedyś w prezencie drewnianą zabawkę śmieciarkę w ciekawy sposób uczącą dzieci podstaw segregacji śmieci. Mój syn (niespełna trzylatek) zawsze podnosi śmieci z chodnika, jeśli takie zobaczy i od razu wyrzuca je do kosza. Jeśli nie nauczymy kolejnych pokoleń szacunku do naszej planety, nasz nawet największy wysiłek ratowania Ziemi może spełznąć na niczym.
źródło: https://pl.freepik.com/ |
Mam nadzieję, że ten wpis był dla Was pomocny i że wybaczycie mi jego długość. 😉
Jeśli spodobał Ci się ten wpis i chcesz być na bieżąco z moimi działaniami i niczego nie przegapić:
- obserwuj mnie na Facebooku - Mama pod prąd FB
- zaglądaj do mnie na Instagramie - Mama pod prąd Instagram
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
• Za wszystkie komentarze z góry bardzo dziękuję :-)
• Obraźliwe komentarze będą usuwane