Jakiś czas temu napisałam na blogu pierwszą część artykułu na temat gadżetów dla niemowląt. W tamtym wpisie wspomniałam między innymi o ogólnym szale zakupów we współczesnym świecie, o kupowaniu mnóstwa zupełnie niepotrzebnych rzeczy, o strachu świeżo upieczonych rodziców przed pójściem z torbami po narodzinach dziecka oraz równocześnie o odczuwanej niepewności, czy aby ich dziecko na pewno ma wystarczającą ilość "niezbędnych" mu do szczęścia gadżetów. Jednak, jak się okazuje, kiedy kupuje się z głową, posiadanie dziecka naprawdę nie jest tak bolesne ani dla naszej kieszeni, ani dla psychiki naszego dziecka.
Nie dajmy się też omotać sklepom z zabawkami! Z ciekawości weszłam choćby na stronę internetową chyba jednego z bardziej znanych sklepów dla dzieci - Smyk. Zaznaczyłam, że interesują mnie zabawki dla dzieci w przedziale wiekowym 12-18 miesięcy. Zgadnijcie, ile produktów znalazła dla mnie wyszukiwarka sklepu?... 2094 (!!!) Przecież to istne szaleństwo!
Niemożliwe! Aż tyle!!!??? |
Im więcej zabawek, tym większa miłość?
Kilka dni temu ponownie rozmawiałam ze swoim mężem na temat naszego dzieciństwa. Wspominaliśmy nasze zabawki. Mój mąż, który z racji swojej narodowości, nie miał "przyjemności" wzrastać w czasach komunizmu, powiedział, że miał niemal każdą z dostępnych wtedy zabawek na rynku. Można sobie pomyśleć: "Ale szczęściarz! Miał wszystko, nie tak jak my tutaj wtedy w Polsce". Otóż nie. Nic bardziej mylnego. Zaraz potem bowiem dodał ze smutkiem w głosie: "Brakowało najważniejszego: czasu spędzonego z rodzicami i ich miłości". Techniką moich teściów było bowiem kupowanie masy zabawek. Oni sami praktycznie nigdy się z dziećmi nie bawili. Nawet mama, która nie pracowała zawodowo. Dzieci po prostu miały sobie same organizować czas i nie przeszkadzać dorosłym. A zabawki miały w tym rodzicom pomagać.
A jak wygląda sytuacja we współczesnym świecie? Obecnie niemal w każdej rodzinie pracuje obydwoje rodziców. I to nie do 14:00 czy do 15:00, jak to było kiedyś, ale często do 17:00, jeśli nie dłużej. Dlatego, chcąc zrekompensować swoim dzieciom brak ich osoby na co dzień, rodzice kupują im coraz to nowsze zabawki. A to przecież nie o to chodzi! Żadna rzecz nie zastąpi rodzica i chwil, jakie poświęca swojemu dziecku. Jeśli nie macie czasu w tygodniu (choć nie wierzę, że nie znajdzie się choćby pół godziny na zabawę), to pozostają Wam przecież jeszcze weekendy. Można je wtedy przeznaczyć tylko na dziecko. Dobrym pomysłem jest odstawić na bok komórkę czy też komputer firmowy, nie włączać telewizora, zorganizować rodzinną wycieczkę, czy też pobawić się z dzieckiem nawet w domu, ale w to, o co nas poprosi.
Najważniejszy jest czas, czas i jeszcze raz czas spędzany aktywnie z dzieckiem, a nie przy dziecku robiąc coś innego. Dlatego proponuję, żeby przestać się skupiać na kupowaniu zabawek, w które nasze dziecko będzie się bawić w pojedynkę, a zacząć myśleć o tym, jak moglibyśmy po prostu spędzić z nim czas. Albo przynajmniej kupując zabawki zastanówmy się, czy będziemy w stanie uczestniczyć w danej zabawie. Dobrą opcją są choćby różne gry planszowe dla całej rodziny.
Najważniejszy jest czas, czas i jeszcze raz czas spędzany aktywnie z dzieckiem, a nie przy dziecku robiąc coś innego. Dlatego proponuję, żeby przestać się skupiać na kupowaniu zabawek, w które nasze dziecko będzie się bawić w pojedynkę, a zacząć myśleć o tym, jak moglibyśmy po prostu spędzić z nim czas. Albo przynajmniej kupując zabawki zastanówmy się, czy będziemy w stanie uczestniczyć w danej zabawie. Dobrą opcją są choćby różne gry planszowe dla całej rodziny.
Pierwszy post na temat gadżetów napisałam zanim mój syn ukończył rok życia. W tym momencie ma już kilka miesięcy więcej (dokładnie rok i cztery miesiące), więc w międzyczasie nabył szereg nowych umiejętności i po prostu łatwiej mu jest się teraz bawić (również czasem samodzielnie - ku radości zmęczonego rodzica ;-)). Bo pozwalanie dziecku na samotną zabawę od czasu do czasu oczywiście nie jest złe.
Najlepsze zabawki to nie-zabawki
Jednakże mój syn dalej od zabawek kupowanych woli rzeczy codziennego użytku i to one najdłużej przykuwają jego uwagę. Co więc teraz jest na topie?
1. plastikowe pudełka na żywność
Obecnie numerem jeden są wszelkiego rodzaju plastikowe pudełka na żywność, które Sebastian potrafi otwierać i zamykać po setki razy. Nie ma to jak szlifowanie nowo nabytych umiejętności manualnych. ;-)
2. małe garnuszki z pokrywkami
Bardzo również podobają mu się wszelkiego rodzaju małe garnuszki i dopasowywanie do nich pokrywek.
3. wieczka od słoików
Kolejnym niezmiernie absorbującym dla niego zajęciem jest wsadzanie i wyjmowanie wieczek od słoików z wysokiego naczynia.
4. słoiczki po kremach
Sebastian uwielbia też odkręcać różnego rodzaju słoiczki. Dla bezpieczeństwa daję mu do zabawy puste opakowania po kremach do twarzy. Większość z nich jest albo plastikowa, albo wykonana z bardzo grubego i odpornego na uderzenia szkła. Sebastian potrafi siedzieć przy takich pojemniczkach nawet i po pół godziny. W ogóle mu się to nie nudzi. Przecież każdą nakrętkę najpierw trzeba odkręcić, a potem zakręcić. Ćwiczone w ten sposób zdolności manualne można z pewnością zaliczyć już do tych z etykietą "wyższej szkoły jazdy". ;-)
5. tuby i tubki wszelakie
Kolejną wspaniałą "zabawką" są wszelkiego rodzaju tubki, przez które można mówić niczym przez megafon.
6. stary portfel i karty
Genialnym pomysłem było też podarowanie Sebastianowi mojego starego portfela, do którego włożyłam najrozmaitsze nieużywane karty plastikowe. Po pierwsze przestał się interesować moim obecnym portfelem, więc ryzyko, że nagle zaginie moja karta do bankomatu, albo mój dowód osobisty zostało zażegnane. ;-) A po drugie, zabawa w wyjmowanie i wkładanie kart do przegródek portfela jest nie tylko czasochłonna, ale również niesamowicie rozwija zdolności manualne małego człowieka.
7. kartonowy statek kosmiczny
I jeszcze jedna zabawka z niczego: kartonowy statek kosmiczny. Karton, nożyczki, pisak, trochę wyobraźni i gotowe! Oprócz świetnej zabawy, jest to przede wszystkim czas spędzony z tatą. Napędem tego statku bowiem są ramiona taty właśnie. ;-)8. plastikowe klucze
Jaka kolejna zmiana nastąpiła przez te kilka miesięcy? Po etapie niesamowitej fascynacji możliwością otwierania i zamykania wszelkiego rodzaju szafek, przyszła kolej na drzwi oraz zainteresowanie niesamowitym przyrządem służącym do ich zamykania i otwierania. Dziecko cały czas bacznie obserwuje swoich rodziców, szybko więc przyuważy, że dorośli często używają kluczy. Kiedy spostrzegł to Sebastian, postawił sobie za punkt honoru zdobycie tego wynalazku. Niestety małe dzieci badają rzeczy biorąc je do buzi, a prawdziwe klucze są po pierwsze bardzo twarde, a po drugie najzwyczajniej w świecie brudne. Wspaniałą alternatywą dla nich stały się plastikowe klucze, które były dodatkiem do jednej z jego wcześniej już otrzymanych zabawek. Kiedy mój syn był bardzo mały, obawiałam się, że tymi kluczami może sobie wręcz wyrządzić krzywdę. W tym momencie ryzyko urazu jest już niewielkie, natomiast ogrom radości, jakie mu one sprawiają, nie do opisania. Najpierw w towarzystwie babci próbował przekręcać je w zamku w drzwiach od kuchni.Następnie zaczął szukać najrozmaitszych otworów znajdujących się już na jego wysokości, do których pasowałyby te kolorowe klucze. Padło na Ikeowego łosia na biegunach, jakiego jakiś czas temu udało mi się dopaść za bezcen na olx. Łoś był bardzo krótko w normalnym użyciu. Bujanie się na siedząco Sebastianowi wydało się chyba zbyt "z prądem", a on przecież jest synem Mamy i Taty pod prąd. Wygląda na to, że o wiele ciekawsze jest choćby wkładanie do oka łosia wspomnianych plastikowych kluczy.
A jaki jest koszt tych wszystkich wymienionych powyżej wypasionych zabawek? Zero złotych (!), gdyż z pewnością macie je już w domu, co najwyżej jeszcze nigdy te przedmioty nie były użyte w taki sposób.
Jeśli chodzi natomiast o najnowsze kupne hity, bo od ostatniego wpisu pojawiło się kilka (bynajmniej nie jakiś ogrom) nowych rzeczy wśród gadżetów mojego syna, to można do nich zaliczyć z pewnością:
Kupne hity!
Jeśli chodzi natomiast o najnowsze kupne hity, bo od ostatniego wpisu pojawiło się kilka (bynajmniej nie jakiś ogrom) nowych rzeczy wśród gadżetów mojego syna, to można do nich zaliczyć z pewnością:
- drewniana skrzyneczka w kształcie domu z puzzlami z serii Mula z Ikei
Kiedy byłam mała, miałam podobną zabawkę i do dziś pamiętam ją z rozrzewnieniem. Bardzo ją lubiłam. Niesamowitą dumą napawa mnie patrzenie na mojego syna, jak z tygodnia na tydzień coraz lepiej radzi sobie z wkładaniem klocków o różnych kształtach do odpowiednich otworów. Na początku udawało mu się to tylko z kołem, teraz praktycznie już ze wszystkimi. Czasem tylko z małą pomocą mamy. ;-)
- drewniany pociąg z klockami
Ile radości sprawia Sebastianowi rozkładanie, a raczej rozwalanie pociągu na składniki pierwsze (czyli pojedyncze klocki) i następnie zakładanie klocków na odpowiednie kołki. Efekty końcowe zwykle przypominają oczywiście pociąg namalowany przez Pabla Picasso. ;-)
Ile radości sprawia Sebastianowi rozkładanie, a raczej rozwalanie pociągu na składniki pierwsze (czyli pojedyncze klocki) i następnie zakładanie klocków na odpowiednie kołki. Efekty końcowe zwykle przypominają oczywiście pociąg namalowany przez Pabla Picasso. ;-)
- drewniana gra z kostką marki Playtive
Tutaj zabawa też jest przednia, choć efekt końcowy nie przypomina jednokolorowych górek z krążków, a raczej asymetryczne i wielobarwne konstrukcje. Ale czyż tak nie jest ciekawiej? ;-)
Tutaj zabawa też jest przednia, choć efekt końcowy nie przypomina jednokolorowych górek z krążków, a raczej asymetryczne i wielobarwne konstrukcje. Ale czyż tak nie jest ciekawiej? ;-)
- zestaw drewnianych klocków marki Playtive
Za budowanie wież z klocków Sebastian jeszcze się nie zabrał, ale za burzenie takich konstrukcji i owszem. Nie ma to jak podbiec z drugiego krańca pokoju do ogromnej wieży i z całych sił krzyknąć "bam" burząc tę konstrukcję. ;-)
Za budowanie wież z klocków Sebastian jeszcze się nie zabrał, ale za burzenie takich konstrukcji i owszem. Nie ma to jak podbiec z drugiego krańca pokoju do ogromnej wieży i z całych sił krzyknąć "bam" burząc tę konstrukcję. ;-)
Warto dodać, że wszystkie wyżej wymienione zabawki były prezentami, tak więc, my, rodzice, nie ponieśliśmy z ich zakupem żadnych kosztów. Warto o tym pamiętać. Większość zabawek Wasze dziecko dostanie po prostu od rodziny i znajomych. Z pewnością pomożecie zarówno innym jak i sobie mówiąc, czego potrzebujecie w danym momencie. Wiele osób bowiem nie ma pojęcia, co podarować i zwykle skłania się ku ubraniom, które, według mnie, są akurat najmniej potrzebne rodzicom, gdyż dziecko zawsze już coś z ubrań ma.
Plastic is not fantastic :-(
Zabawkami sugerowanymi przez producentów dla aktualnej grupy wiekowej mojego syna są głównie zabawki plastikowe na baterie, wydające najprzeróżniejsze dźwięki i ze światełkami w najrozmaitszych kolorach. Chyba już kiedyś Wam wspomniałam, że nie trawię tego typu plastikowych zabawek, prawda? Bardzo podoba mi się tutaj podejście już wielokrotnie cytowanej na łamach tego bloga Mayim Bialik. W swojej książce "Nie tylko chusta" napisała: "Nie mamy żadnych zabawek na baterie. Jeśli dostajemy je w prezencie, oddajemy je komuś innemu albo pozwalamy, by baterie się wyczerpały i nie kupujemy już nowych. Mówimy naszym synkom: "Baterie się wyczerpały!", a oni chwilę na nas patrzą, po czym wracają do zabawy. Jasno daliśmy do zrozumienia rodzinie i przyjaciołom, że wolimy drewniane zabawki i nie chcemy gromadzić zbyt wielu gadżetów".
Dlaczego jestem tak negatywnie - możecie pomyśleć - nastawiona do zabawek na baterie oraz ogólnie do plastikowych gadżetów? Ponieważ zabawki głośne i świecące są po prostu drażniące nie tylko nas rodziców, ale przede wszystkim tego malutkiego człowieka, który otrzymuje już wystarczającą ilość stymulacji z kontaktu ze światem zewnętrznym. Po co dodawać mu jeszcze więcej bodźców? Często efektem zbyt długiej zabawy tego typu gadżetami może być nadpobudliwość, albo wręcz przeciwnie, nadmierna cichość i wycofanie.
A plastiku ogólnie rzecz biorąc nie lubię ze względów ekologicznych. Zdjęcia takie jak to poniżej - przedstawiające zaśmiecone oceany - pochodzą nie z wirtualnych wizualizacji przyszłości, ale przedstawiają niestety teraźniejszość. Jeśli w tym momencie jest już tak źle, to z czasem sytuacja raczej się nie polepszy, tylko pogorszy. Nie chcę być kolejną osobą dokładającą się do tego procederu niszczenia naszej planety, na której przecież będzie żyło też moje dziecko, a może i wnuki, prawnuki, etc. Z pro-ekologicznych przyczyn używam również pieluch wielorazowych, robionych własnoręcznie środków do czyszczenia oraz naturalnych kosmetyków.
źródło: www.huffingtonpost.com |
A jakimi rzeczami codziennego użytku bawią się lub bawiły się w tym wieku Wasz dzieci?
Jeśli spodobał Ci się ten wpis i chcesz być na bieżąco z moimi działaniami i niczego nie przegapić:
- obserwuj mnie na Facebooku - Mama pod prąd FB
- zaglądaj do mnie na Instagramie - Mama pod prąd Instagram
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
• Za wszystkie komentarze z góry bardzo dziękuję :-)
• Obraźliwe komentarze będą usuwane