poniedziałek, czerwca 01, 2020

Macierzyństwo bez ściemy #5 wywiad z Karoliną Studzińską, autorką bloga Vojaga

Dziś zapraszam Was na kolejny wywiad z cyklu "Macierzyństwo bez ściemy". Przypominam, że są to wywiady na wskroś realistyczne. Żadna z mam, która zgodzi się odpowiedzieć na moje pytania, nie będzie mogła owijać w bawełnę. Ma mówić prawdę i tylko prawdę, i pod żadnym pozorem nie może idealizować.

Różowym i słodziutkim instamamuśkom mówię kategoryczne NIE! 😉


KAROLINA STUDZIŃSKA


Kobieta z milionem pomysłów na minutę. Prowadzi blog podróżniczy Vojaga oraz rozkręca właśnie Wielożyczalnię, czyli wypożyczalnię pieluszek wielorazowych.

Zakładając jakiś czas temu bloga podróżniczego Vojaga Karolina chciała, żeby było to miejsce, w którym czytelnik znajdzie inspirację do podróży i przede wszystkim gotowy pakiet praktycznych wskazówek. Na początku nawet trochę jej się to udawało. Potem jednak przyszła ciąża, kilka miesięcy później w jej życiu pojawił się mały człowiek, a wraz z nim zarówno podróżowanie jak i blogowanie zeszły na dalszy plan.

W nowym roku Karolina zaczęła powoli wracać myślami do pisania. Uznała, że super będzie pisać o podróżach z takim maluchem. Miała w planach podróż do Pragi i wyjazd na Mazury. I wtedy na świecie zaczęło się robić kiepsko, a wspomniane wycieczki oczywiście się nie odbyły.

Karolina postanowiła zacząć nadawać do czytelników Vojagi ze swojego blokowiska nad morzem. Cały czas tęskniąc za podróżami, dzieliła się na blogu swoją wiedzą na inne tematy bliskie jej sercu: życie less waste, wielopieluchy, kosmetyki cruelty free oraz macierzyństwo samo w sobie.

Najnowszym projektem tej niestrudzonej mamy jest Wielożyczalnia. Po zamknięciu gdyńskiego oddziału Pieluchoteki, ze względu na ciągłe zapotrzebowanie na wypożyczanie pieluch wielorazowych w Trójmieście, Karolina postanowiła sama założyć wypożyczalnię wielopieluszek. Czuje bowiem potrzebę promowania tego typu działań ekologicznych w swojej najbliższej okolicy. Uwaga, pierwsze "wielowypożyczenia" będą miały miejsce już pod koniec czerwca.

Na koniec dodam tylko jeszcze, że Karolina zaczęła prowadzić również grupę Wielorodzice z Trójmiasta na Facebooku. Jej marzeniem jest stworzenie przyjaznej, lokalnej grupy dla rodziców, która - a jak! - będzie oczywiście BEZ ŚCIEMY! Powodzenia! 😊



1. Czym macierzyństwo w realu różni się od tego na Instagramie?

Brakiem like’ów.

Na Instagramie dużo łatwiej dostać like’a niż w realu. W social mediach, a w szczególności na Instagramie, miarą sukcesu naszego zdjęcia, posta, czy czego tam jeszcze, jest liczba reakcji. Im więcej serduszek czy like’ów, tym jesteśmy „lepsi”, tym większy jest nasz sukces. W realu macierzyństwa nikt nie nagradza brawami. Widać to szczególnie wtedy, gdy porównamy postrzeganie sprawowania opieki nad dzieckiem przez ojca i przez matkę. Ileż to było takich sytuacji, w których tata robiąc jakąś prostą czynność zostaje pochwalony przez tłum ciotek i innych kuzynek („Oooo! Tatuś zmienia pieluchę! Ale masz szczęście, że POMAGA przy dziecku!”), podczas gdy mama przy wykonywaniu tej samej czynności po prostu wykonuje swoje obowiązki, prawda?

Pewnie nie zawsze tak jest i całe szczęście wiele się w tej kwestii zmienia. Widać to chociażby po reakcjach ludzi na ostatni wywiad Borysa Szyca w „Wysokich Obcasach”, a raczej po reakcjach tych, którzy zobaczyli samą okładkę, a wywiadu nie przeczytali. Wciąż jednak są matki, które nawet od męża czy partnera nie usłyszą dobrego słowa. I - nie zrozum mnie źle - nie chodzi o to, żeby za każdy podniesiony paproch czy umycie dziecku twarzy nagradzać mamę gromkimi brawami. Nie chodzi też o to, żeby warunkować swoją satysfakcję z macierzyństwa liczbą pozyskanych z zewnątrz pochwał, bo każda z nas powinna być dumna i zadowolona sama z siebie tak po prostu. Uważam jednak, że mały like od czasu do czasu by nie zaszkodził.

2. Co najbardziej Cię zszokowało na początku Twojego macierzyństwa? Czego się w ogóle nie spodziewałaś?

W zasadzie to są dwie takie rzeczy. Pierwsza jest łatwiejsza do opisania, dlatego od niej zacznę.

Będąc w ciąży wciąż słyszałam z różnych źródeł, że przy dziecku najważniejsze jest wyrobienie sobie jakiejś rutyny. Z czasem poznaje się rytm dziecka i wówczas łatwiej jest ogarnąć życie. Powiem tak. Moje dziecko ma pół roku i wciąż czekam na ten moment. Póki co wygląda to tak, że kiedy zaczynam rozumieć, o jakich porach jest dobrze pójść na spacer czy kiedy zacząć kąpiel, to praktycznie z dnia na dzień wszystko się zmienia. I tak w kółko od pół roku.

Drugą rzeczą, na którą zupełnie nie byłam gotowa, jest brak pewności co do podejmowanych przeze mnie decyzji. Doświadczenie w macierzyństwie mam dopiero półroczne, ale odnoszę wrażenie, że im dłużej to robię, tym mniej wiem. Jest tyle różnych źródeł, z których możemy czerpać informacje, tyle różnych metod wychowania i opiekowania się dzieckiem, że naprawdę ciężko być pewnym obranej przez siebie drogi. Czasami trochę przez łzy śmieję się, że rodzicielstwo sprowadza się do tego, że podejmujemy po prostu te wszystkie decyzje, mając w duchu nadzieję, że to dziecku nie zaszkodzi.



3. Kiedy zostałaś mamą, jakie pytania lub oklepane stwierdzenia najbardziej Cię denerwowały?

Nie dotyczy to tylko macierzyństwa, ale mam wrażenie, że w rodzicielstwie słyszy się to dużo częściej. Okropnie mnie denerwuje, jak ktoś mówi „Aaaa! Teraz to nic. Zobaczysz, jak będzie potem”. Mówisz komuś o tym, że jesteś zmęczona tym, że dziecko wciąż śpi na tobie, przez co całe dnie spędzasz na kanapie i nie możesz zrobić nic innego. I co słyszysz? „Ooo, ciesz się, bo jak zacznie chodzić i uciekać, to dopiero będziesz miała”. Jasne, jak już przychodzi ten moment, że dziecko ucieka, to pewnie ta matka z kanapy miło myśli o tych chwilach, kiedy jej dziecko było mniej mobilne, ale co z tego? Akurat w tamtym momencie jej życia to nieustające leżenie na kanapie jest problematyczne, bo na przykład jest głodna albo chciałaby pójść do toalety, a nie chce budzić malucha. To trochę tak, jak z porównywaniem, kto ma gorzej. Moim zdaniem wszyscy byśmy na tym lepiej wyszli, gdybyśmy zaakceptowali to, że jesteśmy różni i nasze problemy też są różne.

4. Co myślisz, kiedy słyszysz, jak niektóre mamy twierdzą, że posiadanie dzieci niczego im w życiu nie utrudnia, ani niczego w ich życiu nie zmienia?

Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Może dlatego, że uważam, że to nie moje miejsce, żeby oceniać czyjeś podejście do życia. Jeśli jakiejś matce jest lepiej, jak mówi wszystkim dookoła, że wychowanie dziecka to łatwizna i bułka z masłem to niech tak mówi. Mam nadzieję, że faktycznie tak jest. Jeśli jednak postawa ta ma tylko zamaskować, jak jest jej trudno albo nie potrafi tego przyznać nawet sama przed sobą, to raczej nie jest zdrowe. Moje zdanie jest takie, że kreowanie wizerunku idealnej matki jest na dłuższą metę szkodliwe. Wydaje mi się, że otacza nas już wystarczająco dużo kobiet-ideałów. Nie lubię też, jak ktoś swoje uporządkowanie stawia jako oczywiste rozwiązanie czyichś problemów. Wiesz, chodzi mi o takie sytuacje, kiedy jakaś mama szuka porady albo dzieli się z kimś tym, że jest jej ciężko, a w odpowiedzi dostaje coś w stylu „nie wiem, o co ci chodzi, mi się wszystko udaje zrobić, to kwestia dobrego zorganizowania”.


5. Czy zgadzasz się ze stwierdzeniem, że wśród kobiet panuje zmowa milczenia i niektóre tematy nie są poruszane, aż do momentu, kiedy staniesz się mamą?

Jak najbardziej się z tym zgadzam i dosyć sporo o tym myślałam odkąd urodziłam dziecko. Zauważyłam, że w szczególności tematy związane z biologią znacznie łatwiej podejmuje się po porodzie. Bez skrępowania matki rozmawiają ze sobą o miesiączce, porodzie, dolegliwościach związanych z karmieniem piersią, hemoroidach i o czym tam jeszcze. Generalnie rzecz ujmując, łatwiej przychodzi nam dzielenie się różnymi intymnymi szczegółami z życia. Wydaje mi się, że wynika to ze specyfiki porodu i że ten moment, obojętnie w jaki sposób przebiega, dużo zmienia w naszym postrzeganiu intymności. Tak jakby przesuwała się trochę nasza granica wstydu.

Ja się z tego cieszę, bo nie uważam, żeby trzeba było robić tabu z tak naturalnych procesów jak miesiączka czy połóg. Kiedy przygotowywaliśmy się z naszą położną do porodu, mój mąż był w szoku, że nigdy wcześniej o pewnych sprawach nie słyszał i dziwił się, dlaczego „nie wie się” o tak podstawowych, życiowych kwestiach. Chyba już jest trochę lepiej, bo coraz częściej widzę dyskusje na temat chociażby kubeczków menstruacyjnych na różnych grupach i wiele kobiet wypowiada się bardzo otwarcie. To jest super!

6. Co najbardziej zmieniło się w Twoich codziennych zwyczajach, kiedy urodziło się Twoje dziecko?

W zasadzie to trzy rzeczy. Zupełnie zmieniła się moja dieta, prawie wcale nie oglądam już seriali i w ogóle nie czytam już książek.

Jadłospis zmieniliśmy w domu całkowicie jakoś na początku tego roku, więc jak mój syn miał dwa miesiące. Zbliżało się rozszerzanie diety, a nam zależało, żeby dziecko nie wyznawało w dorosłym życiu zasady „bez mięsa to nie obiad”, więc postanowiliśmy ograniczyć znacznie jego spożycie. Im więcej czytaliśmy o produkcji mięsa i o zapotrzebowaniu człowieka na różne składniki, tym mieliśmy większą motywację do całkowitej zmiany. W tym momencie jemy jeszcze ryby, ale kto wie… Niestety jem też dużo więcej słodyczy, bo w kryzysowym momencie, kiedy jestem już totalnie głodna i wyczerpana (chociażby w czasie ząbkowania dziecka, kiedy jestem z nim sama cały dzień) najłatwiej sięgnąć po czekoladę.

Zawsze byłam wielką filmomaniaczką i serialomaniaczką. Odkąd mój syn jest na świecie na oglądanie filmów czy seriali poświęcam bardzo mało czasu. Może to i zdrowiej, ale trochę brakuje mi śledzenia nowości, czytania recenzji. Za filmami to już w ogóle nie nadążam.

I niestety jeszcze gorzej jest z książkami. Kiedy mam chwilę dla siebie, dużo bardziej wolę położyć się wygodnie na kanapie i coś obejrzeć, niż czytać. U mnie z czytaniem zawsze było tak, że musiałam się skupić, żeby czerpać z tego przyjemność. Nie pamiętam, kiedy przeczytałam w całości jakąś książkę… Chyba było to „Dziecko bez kosztów”, dzięki której notabene trafiłam na Twojego bloga! Czytałam ją jeszcze będąc w ciąży.

To są oczywiście tylko te „codzienne rzeczy”, bo pod względem emocjonalnym zmieniło się w moim życiu dużo, dużo więcej!


7. Odkąd zostałaś mamą, czy czegoś Ci w życiu brakuje?

Tak jak mówiłam wcześniej, bardzo brakuje mi filmów, seriali i książek. To się wiąże z większym „brakiem” w moim życiu, a mianowicie z tym, że przestałam być na bieżąco. Nie wiem nic o premierach, o opiniach, jestem do tyłu z wiadomościami ze świata, ledwo nadążam za tym, co dzieje się w polityce. Bardzo brakuje mi też używania języków obcych, co w swojej pracy zawodowej robiłam codziennie. Całe szczęście, że zostało mi te kilka godzin seriali tygodniowo, bo inaczej już wszystkiego bym zapomniała.

Z tym niebyciem na bieżąco wiąże się też coś innego; nie mam za bardzo tematów do rozmów z osobami, które nie mają dzieci. A nawet z koleżankami-mamami zauważamy, że tematy rozmów za często schodzą nam na te matkowe. To naturalne, bo skoro zajmujemy się tym całymi dniami i tygodniami, to o czym innym mamy gadać? To non stop zajmuje nasze myśli. Czasem wręcz marzę o tym, żeby porozmawiać z kimś o czymkolwiek innym, ale jak przyjdzie co do czego, to i tak często schodzi na tematy „dzieciowe”...

8. Czy bywają takie dni, że nie chcesz już być mamą? Jak sobie wtedy radzisz?

To jest bardzo trudne pytanie. Od razu chciałabym wrócić do tego o tabu 😉 Powiem tak: mi się jeszcze nie zdarzyło żałować bycia mamą. Nie zdarzyło mi się również myśleć czy fantazjować o tym, co by było, jakbym nią nie była. Pamiętaj jednak, że moje dziecko jest jeszcze malutkie i wiele jeszcze przede mną. Nie wykluczam, że czasem taka myśl mnie dopadnie. Nie sądzę, żeby było to coś złego. Każdy z nas czasem potrzebuje ucieczki. Po to mamy urlopy w pracy, żeby trochę od niej odpocząć i wrócić do niej z nową energią i pomysłami. W macierzyństwie ciężej o urlop, ale moim zdaniem jest on równie potrzebny. Dlatego dla mnie tak ważne były te krótkie wyjścia z domu. Dlatego też ważne są momenty, kiedy mój mąż wraca z pracy i przejmuje dziecko na trochę, żebym mogła w spokoju posiedzieć w samotności. Fajnie jest sobie przypomnieć, że mamy inne role w życiu i na chwilę tylko „przestać” być mamą, a stać się na przykład czytelniczką swojej ulubionej gazety albo po prostu pasażerką komunikacji miejskiej. Może brzmi to trochę głupio, ale skoro działa, to chyba coś w tym jest.



9. Bez czego lub kogo byś zwariowała?

Na pewno bez mojego męża. Nie wyobrażam sobie być bez niego w czasie porodu i teraz, kiedy opiekuję się synem. Widzę po sobie, że kiedy pracuje dłużej lub wyjeżdża, to po prostu dostaję świra. Przed epidemią staraliśmy się też zorganizować czas tak, żebym mogła wychodzić na spotkanie z koleżankami czy do kina, co przy karmieniu piersią nie jest wcale takie łatwe. Bałam się trochę wprowadzenia butelki, ale całe szczęście fajnie to wyszło. Takie wyjście nawet na dwie godziny dawało mi mnóstwo nowej energii. Śmieję się, że po prostu czasem trzeba sobie zrobić przerwę od dziecka, żeby za nim zatęsknić. Teraz niestety tych wyjść zabrakło i bywa, że czuję się przytłoczona byciem z dzieckiem 24h na dobę przez cały tydzień, dwa… Mąż też bardzo często okazuje mi wdzięczność za opiekę nad dzieckiem. Może to trochę głupio brzmi, bo przecież to moje dziecko, jestem na „macierzyńskim”, więc muszę się nim zajmować, ponieważ to jest teraz moją pracą, jednak naprawdę miło jest usłyszeć, że robi się dobrą robotę i że jest się za to docenionym. Mój mąż widzi, ile wysiłku mnie kosztuje ogarnianie tych wszystkich tematów: jak rozszerzać dietę, jakie kupić krzesełko (z podnóżkiem!), jakich substancji unikać w kosmetykach dla dziecka. Jestem mu za to wdzięczna i jestem pewna, że bez niego bym zwariowała!

Ale żeby nie było aż tak pesymistycznie, odpowiedz, proszę jeszcze na jedno pytanie:

10. Co dotychczas najwspanialszego zdarzyło Ci się w macierzyństwie?

Trochę nie wiem, jak to ująć, ale macierzyństwo sprawia, że jestem najbardziej lubianą przez siebie wersją mnie. Póki co bycie rodzicem motywuje mnie to robienia różnych rzeczy, na które wcześniej bym się nie zdobyła i dzięki temu bardziej siebie lubię. Chodzi m.in. o ograniczenie spożycia mięsa, zaczęłam też uważniej czytać składy produktów i kosmetyków. A ile satysfakcji daje mi wielopieluchowanie! Można chyba powiedzieć, że dzięki pojawieniu się na świecie mojego syna dostałam niezłego kopa. Może to wynika z tego, że chcę zadbać o świat dla niego, może chcę być dla niego lepszym przykładem… ciężko powiedzieć. Ale fajnie w końcu być zadowoloną z siebie. Nie oznacza to oczywiście, że nie miewam chwil zwątpienia. Oczywiście, że zdarza się, że myślę, że nie umiem w macierzyństwo i jestem najgorszą matką na świecie, ale póki co są to chwilowe kryzysy i tymczasowy brak mocy.



Dziękuję Ci, Karolino, za poświęcony czas i wspaniałe, szczere odpowiedzi. ❤️


Dotychczas na blogu pojawiły się jeszcze cztery wywiady z cyklu "Macierzyństwo bez ściemy". Serdecznie zapraszam Was do ich lektury. 😊

wywiad z Martyną Pawłowską-Dymek
wywiad z Katarzyną Wierzbicką
wywiad z Izabellą Nowakowską
wywiad z Martą Rusek-Cabaj

Jeśli spodobał Ci się ten wpis i chcesz być na bieżąco z moimi działaniami i niczego nie przegapić:

- obserwuj mnie na Facebooku - Mama pod prąd FB

- zaglądaj do mnie na Instagramie - Mama pod prąd Instagram

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

• Za wszystkie komentarze z góry bardzo dziękuję :-)
• Obraźliwe komentarze będą usuwane

Copyright © 2016 Mama pod prąd , Blogger